Rozdział czwarty
“Maybe I don't really wanna know
How your garden grows 'cause I just want to fly
Lately, did you ever feel the pain?
In the morning rain as it soaks you to the bone”
Gdzie jesteś?
Z uporem maniaka wpatrywałam się w ekran komórki. Żadne wiarygodne kłamstwo nie przychodziło mi do głowy. Wiedziałam, że Ino martwiła się o mnie, ale od czasu wczorajszego incydentu, była nieznośna. Nie miałam chwili dla siebie. Potrzebowałam trochę czasu, by zebrać myśli i odpowiednio je poukładać. Musiałam to wszystko przemyśleć, a Yamanaka, przeklinając Sasuke, wcale mi tego nie ułatwiała.
Nie miałam serca trzymać jej dłużej w niepewności. Byłam pewna, że przez te sześć minut, gdy dumałam nad odpowiedzią, wyobraziła sobie kilkanaście czarnych scenariuszy z moją osobą w roli głównej.
W łazience — napisałam. A po chwili szybko dodałam: Nie przychodź! Jest OK!
Odłożyłam komórkę do plecaka i czekałam. Nie odpisała w ciągu kilkunastu sekund, co oznaczało, że już do mnie biegła. Za dobrze ją znałam, by nie wiedzieć, iż bywa czasami impulsywna i nadopiekuńcza.
Drzwi do łazienki skrzypnęły głośno. Dziewczyna stanęła w progu z nieodgadnioną miną. Jej błękitne tęczówki spochmurniały pod zmarszczonymi brwiami. Przypatrywała mi się chwilę, a potem usiadła obok, na parapecie.
— To pierwszy raz kiedy uciekłaś z historii — powiedziała, wpatrując się w nasze odbicie w lustrze naprzeciwko.
— Po prostu nie chciałam natknąć się na Sasuke — mruknęłam. Bawiłam się materiałem spódnicy i wpatrywałam w czubki butów. Czułam się jak mała Sakura, która kolejny raz zdenerwowała małego Sasuke, stając się obiektem drwin innych dziewczyn. Czułam się winna, a przecież to ja byłam ofiarą.
— Akurat wielki Uchiha też się nie pojawił. — Skinęłam głową w odpowiedzi. Na moment zapadło milczenie. — Jestem męcząca, prawda? Nadopiekuńcza i przewrażliwiona? — Ino spojrzała na mnie z cierpkim uśmiechem na ustach.
— Trochę tak — odpowiedziałam. — Ja naprawdę doceniam to, co dla mnie robisz, Ino! — Nie chciałam, by poczuła się urażona. — Gdyby nie twoja obecność w tym czasie… Ale potrzebuję chwili spokoju. Muszę sobie to wszystko poukładać. Sama.
Yamanaka przytaknęła energicznie głową i szturchnęła mnie w ramię. Zrozumiała. Pomachała swoją komórką, co miało oznaczać, że będzie czekać i skierowała się do wyjścia. Zatrzymała się na chwilę przed lustrem, poprawiając kucyka.
— Po lekcji powiem nauczycielowi, że źle się czułaś i byłaś u pielęgniarki.
Nie pochwalałam kłamstw, ale nie znałam też innego sposobu, by wytłumaczyć się z nieobecności na zajęciach. Podziękowałam Ino, a gdy wyszła, znów zostałam sama z własnymi myślami.
Musiałam w końcu przyznać, że nie byłam zła na Sasuke. Na początku — tak. Wymusił na mnie pocałunek, ponieważ poniosły go emocje. Przez to wspomnienia o Aracie znów odżyły, a ledwo zasklepiona rana, ponownie zaczęła krwawić
W pamięci wciąż miałam tamten parny, sierpniowy dzień. W nocy nad częścią Japonii przeszła potężna ulewa. Nie powstrzymało to jednak słońca od zawiśnięcia rano na niebie, dlatego powietrze było wilgotne i duszne. Wstałam wcześnie, by zdążyć na pierwszy pociąg i jak najszybciej znaleźć się na miejscu. Wysiadłszy z niego na stacji, zaczęłam biec. Z każdą chwilą narastało we mnie uczucie niepokoju. Przeciskałam się przez tłumy na ulicach, ocierając się o obce ciała.
Gdy dotarłam na miejsce, byłam spocona i ledwo łapałam oddech. Raz za razem wciskałam dzwonek, który nieprzyjemnie drażnił moje zszargane nerwy. Po kilku niesamowicie długich chwilach, ciocia Yu otworzyła drzwi. Wyglądała na zaskoczoną moją wizytą.
— Gdzie jest Arata? — wysapałam.
— W swoim pokoju, śpi — odpowiedziała kobieta. Chciała mi zadać jakieś pytanie, ale uprzedziłam ją:
— Przepraszam za najście! — krzyknęłam, wciskając się do środka. Zrzuciłam plecak w przedpokoju i pognałam schodami na górę. Wyobrażałam sobie awanturę, jaką zrobi mi kuzyn. Trochę się pozłości, że przyjechałam bez uprzedzenia, a potem spędzimy razem dzień.
Wbiegłam do jego pokoju i niemal natychmiast pochłonęła mnie ciemność. Ostrożnie, jakby przeczuwając najgorsze, podeszłam do okna. Podciągnęłam rolety, a światło dnia zalało pomieszczenie.
— Arata?
Chłopak leżał na łóżku, zupełnie jakby spał. Przyglądałam mu się chwilę – jego spokojnej twarzy, na której zastygł delikatny uśmiech i szczupłym ramionom. Zauważyłam, że schudł.
— Wstawaj, śpiochu — powiedziałam, przybliżając się. Zero reakcji. — No, dalej! — Trąciłam lodowatą rękę kuzyna. Przełknęłam ogromną gulę, która urosła w moim gardle. — Arata, wstań — mówiłam. Dotknęłam jego równie zimnego policzka, a potem zsunęłam dłoń. Odszukałam tętnice szyjną i przyłożyłam do niej dwa palce. Powoli liczyłam do dziesięciu. Miałam nadzieję, że może w kolejnej sekundzie poczuje puls. Jedno do dwóch uderzeń serca.
Pociągnęłam nosem, ocierając pojedyncze łzy. To był najgorszy dzień mojego życia. W obliczu śmierci kuzyna, uganianie się za Sasuke straciło sens. Moja wytrwałość i upór też miały swoje granice. Pewnego dnia nie dałabym rady podnieść się, usłyszawszy po raz kolejny słynne: jesteś irytująca.
Dlatego odpuściłam sobie Uchihę. Postanowiłam zacząć od nowa, jednak on wciąż mnie prześladował. Był zawsze w zasięgu mojego wzroku. Na tyle blisko, że widziałam nie tylko jego plecy. Uwolnienie się od niego zajęło mi dużo czasu, ale w końcu się udało.
Wtedy on zrujnował wszystko jednym pocałunkiem.
Wiedziałam też, że to ja doprowadziłam Uchihę do takiego stanu. Odtrąciłam go w momencie, gdy najbardziej mnie potrzebował. Być może po raz pierwszy w życiu to on zaczął biegać za mną i miał nadzieję na odrobinę ciepła. I choć na początku byłam na niego wściekła za to co zrobił, z czasem ogarnął mnie spokój. Zrozumiałam, że to tylko ciąg przyczynowo-skutkowy. Odrzuciłam chłopaka, a on, targany emocjami, pocałował mnie. W końcu spełniłam marzenie, o którym marzyłam od dziecka. Posmakowałam Sasuke Uchihy. Może nie chciałam tego robić w taki sposób — na szkolnym korytarzu pośród tłumu gapiów — ale byłam spełniona. W końcu mogłam zamknąć ten rozdział. Raz na zawsze.
— A ty gdzie? — zapytała Ino.
— Posiedzę w bibliotece — mruknęłam, unikając jej spojrzenia. Szybko spakowałam książki i zeszyty do plecaka.
— Chodź. — Złapała mnie za rękę i wyciągnęła na korytarz. Wiedziałam, co zaraz powie, ale mogłam tylko posłusznie wysłuchać jej kazania. Potrzebowałam jeszcze trochę czasu, aby na nowo oswoić się z sytuacją. — Jeśli znowu powiem, że źle się poczułaś, to wyjdę na kompletną idiotkę. Jak długo…
— Ino.
— Cicho. — Zagroziła mi palcem, po czym kontynuowała: — Nauczyciel już coś podejrzewa. Poza tym, przecież historia to twój konik. Chyba nie chcesz jej zawalić, przez jakiegoś idiotę, no błagam cię! — Zmarszczyła brwi. — Możemy się zamienić miejscami. Będziesz siedziała dalej od Uchihy.
— Ino.
Dziewczyna pokręciła głową.
— To ostatni raz, kiedy kryje twój tyłek — powiedziała. — Ostatni.
Dzwonek obwieścił koniec przerwy i Yamanaka wróciła do klasy. Wiedziałam, że miała rację. Musiałam jak najszybciej wziąć się w garść i wrócić do życia.
Powoli skierowałam kroki w stronę biblioteki. Korytarze opustoszały, więc mogłam opuścić gardę. Zgarbiłam ramiona i lekko schyliłam głowę. Unikanie Sasuke było naprawdę męczące. Od tygodnia nie pojawiłam się na rozszerzeniu z historii, bo obawiałam się spotkania z nim. To jedyny przedmiot, który mieliśmy razem. Poza tym mogliśmy na siebie wpaść na korytarzu, w sklepiku, na stołówce. Liceum zamieniło się w pole bitwy. Cel – przetrwać i uniknąć spotkania z wrogiem.
Konfrontacja twarzą w twarz z pewnością rozwiązałaby sprawę raz na zawsze, ale wciąż miałam wątpliwości. Czy na pewno powinnam go sobie odpuścić? Może nie powinnam się teraz poddawać? Może to ten moment, kiedy powinnam o niego jeszcze raz zawalczyć? Ten ostatni raz.
— Sakura?
Podniosłam głowę, natrafiając na jego czarne tęczówki. Stał przed biblioteką, trzymając rękę na klamce, jakby również zamierzał się tam ukryć.
— Porozmawiajmy — rzekł pewnie. Jego postawa zmieniła się w ułamku sekundy. Z wycofanego i zaskoczonego moją obecnością, stał się zdeterminowany i spięty.
— Nie chcę — mruknęłam pod nosem, żeby powiedzieć cokolwiek. Wyobrażałam sobie tę rozmowę tysiąc razy, odtwarzałam ją w głowie i układałam różne wersje tego, co mu powiem. Ale gdy w końcu pojawił się przede mną prawdziwy Sasuke, zabrakło mi słów. Uwięzły w gardle i nie chciały wydostać się na zewnątrz.
— Porozmawiajmy — powtórzył.
< >
— Może pójdziemy w jakieś inne miejsce? — zaproponowałem, kiedy nic nie odpowiedziała.
Sakura przygryzła wargę, dalej milcząc. Wyglądała na zaskoczoną i zdezorientowaną. Najwyraźniej nie spodziewała się mnie tu spotkać. Od tygodnia uciekała przede mną. Widziałem ją zaledwie kilka razy na korytarzu, ale zaraz szybko znikała. Nie miałem żadnej szansy, by do niej podejść i porozmawiać. Wiedziałem też, że jeśli pójdę do jej domu, nie otworzy mi drzwi.
— Tu jest dobrze — mruknęła.
Jej miłość od zawsze była dla mnie pewnikiem, dlatego gdy ją straciłem, czułem, jak grunt sypał mi się pod stopami. Może byłem złym synem, bratem i przyjacielem i nie zasługiwałem na nic dobrego. Może powinienem po prostu odpuścić. Może powinienem dać jej odejść.
— Sakura, przepraszam cię — powiedziałem, opuszczając głowę. — Wiem, że źle zrobiłem. Nie powinienem był cię wtedy całować. Ja… Nie wiedziałem o tym, co się stało z Aratą. Wiem, to brzmi jak kłamstwo, ale naprawdę nie wiedziałem. Musisz mi uwierzyć.
— To wszystko?
Ale widząc ją taką silną pomimo tych wszystkich niepowodzeń, które ją spotkały, ja też chciałem żyć. Chciałem żyć, by stać się częścią jej świata.
— Proszę cię, wybacz mi.
— Wybaczam — powiedziała tak po prostu, jakby to było najnormalniejsza rzecz na świecie. — Wybaczam ci, więc przestań. W tej chwili, kiedy się przede mną płaszczysz, jesteś naprawdę żałosny — mówiła. — Gdzie twoja duma? Dlaczego spuszczasz głowę? Dlaczego, do cholery, nie spojrzysz mi w oczy?!
Posłusznie spełniłem prośbę i uniosłem głowę. Bałem się tego, co zobaczę, ale jednocześnie coś mi mówiło, że na to zasłużyłem. Na ten cały ból, który zmiażdżył mi płuca i serce, gdy zobaczyłem jej łzy. Pierwszy raz w życiu widziałem jak Sakura Haruno płacze. Przeze mnie.
— Zostaw. — Odtrąciła moją rękę i zrobiła krok do tyłu. — Czego ode mnie jeszcze chcesz? Już ci wybaczyłam.
— Ja… — Zawahałem się. — Potrzebuję cię.
— Teraz? — Znów się ode mnie oddaliła. — Ponieważ ci trudno? Wiesz, jak mi było ciężko? Cały ten czas biegałam za tobą, niemal błagałam o odrobinę uwagi. Kiedy odszedł Arata, wszystko się zmieniło. — Pociągnęła nosem. — Nie żałuję, że się w tobie zakochałam. Nigdy nie będę. Bo gdybym to zrobiła, to tak jakbym pluła dawnej sobie w twarz. Zawsze pozostaniesz ważną częścią mojego życia, ale teraz… pozwól mi odejść.
— Nie mogę. — Złapałem ją za rękę, by nie uciekła. — Jeśli chcesz, zmienię się — powiedziałem, patrząc prosto w zaszklone, szmaragdowe szkiełka. — Zmienię się dla ciebie.
— Nie, Sasuke. — Pokręciła głową.
— Zrobię to. — Miałem cholerną ochotę scałować wszystkie łzy z jej twarzy.
— Zmień się dla siebie, Sasuke, bo jesteś tego warty.
Straciłem ją.
Patrzyłem jak odchodzi i nie mogłem nic zrobić. Nie mogłem się ruszyć z miejsca, by za nią pobiec. Nie mogłem wydobyć głosu z gardła, by ją zatrzymać. Stałem jak kołek, tracąc ją z każdą sekundą.
— Co ty tutaj robisz?
Miała rację. Byłem żałosny. Dla niej podeptałem dumę klanu Uchiha i prawie padłem na kolana.
— Sasuke…?
Miał rację. Byłem nic nie wartym śmieciem. Nigdy nie spełniałem jego oczekiwań i nie byłem idealnym synem, jak Itachi.
— Sasuke?!
Krzyk brata wdarł się do mojej głowy. Popatrzyłem na niego półprzytomnie. Dopiero teraz zrozumiałem, że dotarłem do celu. Jak przez mgłę pamiętałem, co się działo po kłótni z Sakurą. Pobiegłem na dworzec i kupiłem bilet do Osaki. Spędziłem kilka godzin w pociągu, a potem wysiadłem na stacji i jakimś cudem dotarłem pod odpowiedni adres.
— Właź. — Itachi wciągnął mnie siłą do środka, bo wciąż byłem otumaniony. — Rodzice wiedzą, że tu jesteś? — Pokręciłem przecząco głową. — Chodź, siadaj. — Pchnął mnie na kanapę i kucnął przede mną. — Sasuke? Do cholery, powiedz coś!
— Straciłem ją — wydusiłem słowa, które powtarzałem jak mantrę.
— Kogo straciłeś?
Nie wiedziałem, czy mam prawo wypowiedzieć jej imię, więc milczałem.
— Siedź tu — powiedział Itachi, oddalając się.
Przymknąłem powieki, odchylając głowę. Ogarnęło mnie potworne zmęczenie. Demony, które szalały w moim umyśle, wysysały ze mnie całą energię. Były wiecznie głodne, a ja pozwalałem im żerować, ponieważ nie potrafiłem ich uciszyć.
— Masz. — Brat podsunął mi pod nos kubek gorącej smolistej kawy i kazał pić. — Może oprzytomniejesz trochę — mruknął, siadając obok. — Dałem też znać mamie, że jesteś u mnie.
Skinąłem głową i wziąłem łyk, ale z trudem go przełknąłem. Zobaczywszy jednak srogą minę Itachiego, upiłem jeszcze trochę. Powoli. Łyczek za łyczkiem przełykałem gorzką prawdę. A kiedy w końcu się z nią pogodziłem, byłem gotowy stawić jej czoła. Opowiedziałem bratu o wszystkim – jak się czułem po jego tchórzliwej ucieczce, jak ojciec nie dawał mi spokoju, jak potoczyły się sprawy z Sakurą – a kiedy skończyłem, poczułem jakby ogromny kamień spadł mi z serca. Ale to nie był koniec. Leżał pod moimi nogami i mogłem się o niego potknąć w każdej chwili.
Itachi westchnął, chowając twarz w dłoniach.
— Tak naprawdę, kiedy zdecydowałem się uciec, myślałem tylko o sobie — zaczął mówić. — Frustracja i złość rosły we mnie od dawna, jednak tłumiłem je w sobie. Sądziłem, że jeśli spełnię marzenia ojca, to da ci spokój, że jeśli ja zostanę kolejnym genialnym wojskowym w rodzinie, to go zaspokoi. — Przerwał na chwilę. — Ale wtedy, przypadkiem, dowiedziałem się, że z ciebie też chce zrobić żołnierza i nie wytrzymałem.
— Nie mogłeś mi tego po prostu powiedzieć? — Mój głos brzmiał wyjątkowo spokojnie, zważywszy na to, co właśnie usłyszałem.
— Zaślepiła mnie wściekłość — wyznał. — Przepraszam, źle zrobiłem.
— W porządku — powiedziałem. Nie potrafiłem się na niego złościć, widząc, że szczerze żałował. Poklepałem go delikatnie po ramieniu. Do tej pory nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo cierpiał. Nie wiedziałem, że robił to wszystko, by mnie chronić.
— Od zawsze chciałem być lekarzem, być tym, który ratuje życie, a nie je odbiera.
— Pierwszy raz o tym słyszę — mruknąłem.
— Ojciec prawie dostał zawału, gdy mu powiedziałem. — Zaśmiał się.
Jak cudownie było słyszeć jego śmiech. Jak cudownie było z nim rozmawiać. Jak cudownie było poznawać swojego brata na nowo. Sekundy zamieniały się w minuty, a minuty w godziny. Czas płynął wolniej i spokojniej. Nie musiałem nigdzie biec, martwić się i zadręczać. Po raz pierwszy od dawna zobaczyłem promyczek nadziei.
W sumie to nie wiem, co Wam chce tu powiedzieć, chyba tylko: przepraszam, że musicie tak długo czekać. Piątka się już pisze.
Zdradzę Wam też, że można odzyskać niezapisany dokument z Worda, jeśli sami przypadkiem skasujecie okno, klikając nie zapisuj. Wchodzicie w Plik -> Zarządzaj dokumentem -> Odzyskaj niezapisane dokumenty. A na pytanie skąd to wiem, odpowiedzcie sobie sami, proszę. x'D
Ja bym Ci to Kocie już w niedzielę skomentowała, bo pojawienie się kolejnej części naprawdę mnie ucieszyło! Ostatnio nawet ćwiczę takie bardziej optymistyczne podejście do tych całych ff XDDDD No! Ale niestety ostatnio wygospodarowanie chwili czasu przy kompie trochę mi zajmuję, a na telefonie to ja komci pisać nie lubię, ot co!
OdpowiedzUsuńJestem jednocześnie zaskoczona i zauroczona zachowaniem Sakury. To było dla mnie coś, czego po niej oczekiwałam. Takiego odcięcia, tej asertywności. Szczerze bałam się, że mu ulegnie, a jednak po tym co zrobił, co uznajmy, że było trochę nie fair, zachowała się bardzo dojrzale.
No a Sasuke... wydaje mi się, że początkowo niekoniecznie zdawał sobie sprawę z tego co zrobił. Myślał tylko ja, ja, ja, ja... i w nosie resztę mam. A to trochę nie tak... później próbował to jakoś załagodzić i punkt dla niego! Bo serio przez chwilę się bałam, że odpuści.
A scena z Itachim... ach! Moje serce ostatnio żyje tylko braterskimi scenami Sasuke i Itachiego w SL, a Ty mi tu ich prezentujesz jak na dłoni. Miałam takie awwww przez całą scenę!
Rozdział mnie rozczulił, umilił czas w podróży i naprawdę ta historia powoli staje się jedną z moich ulubionych!
Dziękuję!
Buziaki! ♥
No właśnie jedną z rzeczy, które sobie wymyśliłam co do tej historii, to było przedstawienie Sakury jako osoby dojrzałej i mądrej, a nie - wciąż głupiej i ślepo zakochanej. I chyba się udało, chociaż nie wiem jak to bedbęd wyglądać po ostatnim rozdziale, bo tam się jeszcze zadzieje trochę i wciąż kombinuje jak to rozegrać...
UsuńTeż całkiem fajnie mi się pisze te braterskie sceny, przyznaje.
Ojej, dziękuję 💛 Miło mi to słyszeć! Buziaki!
*będzie
Usuń