poniedziałek, 21 grudnia 2015

[3] Wypieki

 Nocne niebo zakryły gęste deszczowe chmury, za którymi schował się księżyc. Idąca wybrukowaną uliczką blondynka przeklęła. Jedyne źródło światła zniknęło i dziewczyna musiała się teraz poruszać po omacku na pełnym zbirów terenie. Słyszała muzykę, która dobiegała z nocnego klubu. Było już dawno po jedenastej, więc większość klientów lokalu musiała być dobrze wstawiona. Wolała nie natrafić na żadnego z tych obskurnych kolesi, którzy kręcą się w takich miejscach. Gdzie on jest, myślała, gorączkowo rozglądając się w poszukiwaniu mężczyzny. Przecież obiecał, że się nie spóźni. Niepewnie przeszła jeszcze kilka kroków, aż w końcu dostrzegła obiekt poszukiwań. Stał w pobliżu latarni. Uchiha wpatrywał się w zachmurzone niebo. Odetchnęła z ulgą; przywitała się z nim krótko.
Gdzie młody? zapytała, opierając się o pobliskie drzewo. Czuła się bezpiecznie w cieniu starej wiśni.
— Jeszcze nie przyszedł — odpowiedział spokojnie brunet. — Nie denerwuj się. Przyjdzie — dodał szybko, żeby ją uspokoić.
— Oby — mruknęła. Plan który powstał w jej głowie kilka dni wcześniej na wieczornych pogaduszkach, musiał się udać. Miała już dość ciągłego stania z boku i patrzenia na udrękę dwojga ludzi. Byli jej przyjaciółmi, a ona musiała coś zrobić, aby ukrócić ich męki.
Potarła energicznie ramiona, podskoczyła kilka razy i otuliła się szczelniej szalikiem. Grudzień stawał się coraz zimniejszy, temperatury nocą bardzo spadały, a ten dureń jak na złość się spóźniał. Cieszyła się, że starszy z braci jest punktualny.
— Idzie — szepnął mężczyzna, sprawdzając zawartość wewnętrznej kieszeni w kurtce.
Po chwili stanął przed nimi młody chłopak z szerokim uśmiechem na twarzy. Przywitał się krótko i przeszedł do sedna sprawy.
— Macie to? — zapytał.
— Tak — odpowiedziała blondynka. — Bierz te głupie bilety i znikaj.
— Sama jesteś głupia. — Chłopak szybko schował kopertę. — One ok Rock to najlepszy zes...
— Śmiem wątpić. — Uniosła lekko głowę, by spojrzeć mu wyzywająco w czarne tęczówki.
— Ty, mała…
— Przestańcie — zainterweniował mężczyzna w kitce. — Jak dzieci — szepnął do siebie, kręcąc z niedowierzaniem głową. — Pozabijacie się przy innej okazji. Ichi, chodź.
Blondynka przygryzła wargę, wkurzona, ale posłuchała swojego chłopaka. Rzuciła Sasuke ostatnie spojrzenie i odprowadziła go wzrokiem aż do pobliskiego klubu nocnego. Potem spokojnym krokiem ruszyła w drogę.
— Jak myślisz, Itachi, uda się?
Mężczyzna przez chwilę szedł w milczeniu, myśląc nad odpowiedzią, która by usatysfakcjonowała dziewczynę.
— Tak, będzie dobrze — odparł spokojnie.
— Szczerze! — Ichirei stanęła przed nim i wspięła się na palce, żeby lepiej widzieć twarz rozmówcy.
— Szczerze? — Uśmiechnął się delikatnie. — Przegrasz zakład.
Grymas niezadowolenia zagościł na twarzy dziewczyny.
Zerwał się mocniejszy wiatr, który nagiął gałęzie drzew. Kilka ostatnich liści spadło pod ich stopy. Ichirei wpatrywała się w cienie latarni, nielicznych ludzi, których mijali i ciesząc się ciepłem Uchihy dopracowywała szczegóły swojej małej intrygi.

< >

Wczesnym rankiem, owinięta po czubek nosa szalem, Fujimaki zjawiła się przed domem swojego chłopaka i zapukała kołatką w drzwi. Zastanawiała się, dlaczego Uchiha nie założyli jeszcze zwykłego dzwonka, ale nie wypadało pytać o takie błahe rzeczy. Pociągnęła nosem, było jej zimno. Po drodze trochę zmarzła i już nie mogła się doczekać kubka ciepłej herbaty, który zapewne zaproponuje jej przyszła teściowa.
Z wnętrza domu dobiegło ją ciche stąpanie. Po chwili drzwi się otworzyły i stanął w nich ojciec Itachiego i Sasuke – Fugaku. Mężczyzna po pięćdziesiątce przywitał ją z szczoteczką w zębach i byle jak zawiązanym krawacie. Blondynka uśmiechnęła się pod szalikiem.
— Dzień dobry. Przyznam, że miałam nadzieję zobaczyć kogoś innego — powiedziała radośnie, wchodząc do środka. Zdjęła wierzchnie okrycie i buty, gdy pan domu zamykał drzwi.
— Ciebie też miło widzieć, dziecko. — Zaśmiał się mężczyzna, wskazał głową papcie leżące pod wieszakiem i zniknął na moment.
Dziewczyna założyła obuwie i poprawiła różowy wełniany sweterek. Rozejrzała się po przedpokoju, ale nie dostrzegła nikogo. W domu nie było też szczególnie głośno. Pomyślała, że pierwszy etap poszedł zgodnie z planem – pozbyć się Sasuke, aby nie przeszkadzał.
— Itachi jeszcze śpi, więc będziesz musiała go obudzić — powiedział Fugaku, pojawiając się za nią. Pozbył się szczoteczki do zębów, a biała piana zniknęła z jego buzi.
— Nic nie szkodzi — odpowiedziała. Zachęcona miłymi zapachami skierowała się do kuchni. Po pomieszczeniu krzątała się pani domu, właśnie szykowała szybkie śniadanie. Jasne meble i ściany, zdaniem Ichirei, nie pasowały do ciemnego, można powiedzieć mrocznego, przedpokoju i salonu w kolorach jesieni.
— O, Ichi. Miło że wpadłaś. — Mikoto położyła kubki z parującą herbatą na stole. — Poczęstuj się. — Podała jej jeden. — tachiego niestety nie ma.
— Jak to? — zapytała, siadając przy dużym kwadratowym stole na jednym z wolnych miejsc — Fugaku mówił, że śpi.
Kobieta zrobiła zdziwioną minę, ale najwyraźniej nie przejęła się swoją pomyłką. Miała teraz ważniejsze sprawy na głowie. Skończyła układać kanapki na talerzu i pobiegła do łazienki zrobić makijaż, rzuciwszy jeszcze Fujimaki, że może się poczęstować. Chwilę później do kuchni wpadł jej mąż. Krawat nadal prosił się o poprawne zawiązanie.
— Czy to spotkanie jest aż tak ważne? — zapytała.
Dziewczyna uznała, że dzień wyjazdu rodziców Itachiego na spotkanie z bogatym członkiem rodziny będzie najlepszy. Nie będą musieli pozbywać się z domu żadnych zbędnych osób – poza Sasuke, który i tak zgodził się nie zadawać pytań po otrzymaniu biletów na koncert One ok Rock – i nie wzbudzą podejrzeń rodziców.
— Mhm — mruknął w odpowiedzi mężczyzna, siadając przy stole. – Madara zniknął z Tokio i założył własny biznes bez pomocy rodziny. Nie wiem, dlaczego postanowił się nagle spotkać — Fugaku upił łyk wody z szklanki — ale zawsze dobrze jest odnowić kontakt z krewnym.
— Ach, tak. — Skinęła głową w geście zrozumienia. — A kiedy wrócicie? — zapytała, zanim ugryzła się w język. — To wasz dom i … nie...
— Rozumiem, rozumiem. — Machnął lekceważąco ręką. — Wy młodzi chcecie się sobą nacieszyć. — Uśmiechnął się ciepło. — Zapewne późnym wieczorem.
Do kuchni wbiegła Mikoto i zabrała się za jedzenie śniadania. Czarna sukienka doskonale pasowała do jej ciemnych oczu i włosów i bardzo dobrze kontrastowała z jasną karnacją. Mimo nielicznych zmarszczek na twarzy i wokół oczu wyglądała młodo, promiennie. Jej mąż również prezentował się świetnie. Zadbana cera, wciąż radosne spojrzenie. Miał na sobie białą koszulę, ciemne spodnie od garnituru oraz ten nieszczęsny krawat.
— Może pójdę obudzić Itachiego— zaproponowała Ichirei, wiercąc się na krześle.
— To on jest w domu? — Pani Uchiha postanowiła na nowo zainteresować się sprawą syna.
— Widziałem go w pokoju — odpowiedział jej mąż.
— Dzień dobry. — Obiekt zainteresowania wszedł do kuchni, przerywając tym samym dalsze domysły.
Spojrzenia zebranych ludzi powędrowały na bruneta, który nie pasował w tej chwili do swoich elegancko ubranych rodziców. Szare dresowe spodnie i duży czarny T-shirt składały się na jego piżamę. Włosy miał rozpuszczone; jedne kosmyki opadły mu na ramiona, drugie na plecy, jeszcze inne zasłaniały mu twarz. Wyglądał bardzo… seksownie.
— Itachi? Przecież wychodziłeś wcześnie rano.
— Nigdzie nie wychodziłem, mamo — powiedział, ziewając. Podszedł lekko chwiejnym krokiem do dziewczyny i przywitał się z nią. Usiadł na wolnym miejscu obok nie. — Sasuke gdzieś polazł.
— Sasuke, hm? — Zamyślił się pan domu. — Skoro tak się sprawy mają... Mogłem się domyślić. Tylko on jest w stanie narobić takiego hałasu podczas skradania. Co za dzieciak...!
Itachi nie przejmując się uwagami ze strony mamy, że powinien się najpierw przebrać, bo siedzenie w piżamie przy dziewczynie jest niewłaściwe i co najmniej gorszące, zabrał się za jedzenie. Niedługo później z talerza zniknęły wszystkie kanapki. Pani Uchiha chciała zacząć sprzątanie, gdy blondynka zaofiarowała swoją pomoc.
— Jesteś kochana, Ichirei — powiedziała Mikoto. — Idź się ubrać, Itachi! Nie wypada tak przy dziewczynie.
Blondynka włożyła kubki po kawie do zmywarki i zabrała się za resztę naczyń. Kątem oka dostrzegła, że jej chłopak wstaje z miejsca. Uśmiechnęła się, włączając automat. W czasie gdy państwo Uchiha poszli się ubrać, rozejrzała się po kuchni. I po raz kolejny jej usta wygięły się w podkowę. W głowie już widziała jak wszystko przebiega zgodnie z planem i kończy się szczęśliwie.
Z przedpokoju dobiegły odgłosy rozmowy. Pani Uchiha pouczała syna jak ma się zachowywać i poinformowała kiedy wrócą.
— Nie jestem już dzieckiem. — Burzył się na taką nadopiekuńczość brunet.
Fujimaki również poszła się pożegnać i zapewnić, że wszystko będzie dobrze. Gdy drzwi zamknęłay się za rodzicami Itachiego, spojrzała na niego z uśmiechem, który obejmował cała jej twarz.
Chłopak pokręcił głową, zrezygnowany. Poprawił swój wełniany sweter z reniferem.
— Więcej wiary! Zobaczysz, że wszystko wyjdzie idealnie.
— To jest rzeczywistość. Nie myl jej z światem fikcyjnym z jakiegoś romansu.
— Nie marudź tyle. — Ichirei przybrała naburmuszona minę.
— W takim razie, co mam robić? — zapytał zrezygnowany Itachi. Nigdy nie wątpił w swoją dziewczynę, ale to co zamierzała zrobić nie mogło się udać. Poszedł za nią do kuchni i przyglądał się jak wyciąga coś z swojej torebki.
— Dzwoń do Yahiko. Musisz go tu ściągnąć za wszelką ceną — instruowała go, czytając przepis w starym zeszycie, który podkradła rano mamie. — Najlepiej powiedz mu prawdę. Wiesz, że chodzi o pieczenie pierników. — Przewróciła stronę i chwilę nad czymś myślała. — Ale dramatyzuj. To ma być przekonujące, Itachi.
Brunet z ociąganiem sięgnął do kieszeni po komórkę, wybrał numer przyjaciela i nacisnął zieloną słuchawkę. Gdy czekał aż rudowłosy odbierze, dodał jeszcze:
— To się nie uda.
— Nie marudź.
Tendo wystarczyło zapewnienie o kubku gorącej herbaty i obiecał się pojawić za godzinę. Większym problemem okazało się namówienie Konan. Dziewczyna miała akurat w domu przedświąteczne porządki i nie mogła się od nich wymigać. Po dłuższej chwili uległa.
— Mamy godzinę na przygotowanie wszystkiego – podsumowała blondynka zadowolona. — To trochę mało czasu.
— To strasznie dużo czasu — mruknął jej do ucha Itachi. Objął ją delikatnie w tali i odwrócił do siebie twarzą. — Odwołajmy ten cyrk i chodźmy na górę.
— Zapomnij — przerwała mu szybko, zdecydowanym tonem.
— W takim razie mam ci pomagać za darmo? — Ściągnął brwi i popatrzył na nią z wyrzutem.
— O tym, czy zasługujesz na nagrodę, pomyślę, jak już będzie po wszystkim.
— Grasz nieczysto.
Blondynka nie dała się wciągnąć w potyczkę słowną, gdyż czuła, że tym razem nie miała szans na zwycięstwo. Szybko odwróciła kota ogonem i kazała Itachiemu zabrać się do pracy. Przynieśli foremki do pierników, wybrali tylko serca i gwiazdki, a resztę schowali w szafce. Fujimaki ukryła też część bakalii, kawę, kakao oraz cukier. Kwadrans przed uzgodnionym przyjściem Yahiko zaczęła przygotowywać się do robienia masy. W przeciwieństwie do swojego chłopaka nie śpieszyła się z tym wszystkim. Z jednej strony musiało wyglądać jakby nie mogli sobie poradzić z zarobieniem ciasta, ale z drugiej była to tylko scena przygotowana pod dwóch konkretnych aktorów, którymi oni nie byli.
— Mogę dostać chociaż buziaka na zachętę?
— Nie.
— Ichi.
Ichi z trudem opierała się jego prośbom i słodkim minom. Gdy chciał, potrafił być naprawdę uroczy. Akurat kiedy miał zabrać się za przesiewanie mąki, zadzwonił dzwonek. Blondynka z odetchnęła z ulgą, uwalniając się choć na chwilę od obecności Uchihy. Był jak narkotyk – uzależniający i zabójczy w dużych ilościach.
Yahiko wszedł do kuchni w dobrym humorze, od razu upomniał się o swój kubek gorącej herbaty. W jego rudych włosach znajdowało się dużo płatków śniegu, a policzki miał czerwone. Chwilę wspólnie pożartowali i zabrali się do pracy. Brunet powoli mieszał gotującą się w garnku masę piernikową, do której dziewczyna co chwilę coś dorzucała.
— Jak skończysz przesiewać mąkę to poszukaj foremek w szafce obok zlewu — powiedziała Ichirei do Tendo.
— Tak jest, szefowo. — Zaśmiał się w odpowiedzi.
Blondynce nie było do śmiechu. Już niedługo musiała dodać do masy schowane wcześniej bakalie i kawę, a ich miało w domu nie być. Próbowała nie panikować, ale odruch zerkania na zegarek był silniejszy od niej.
— Itachi… — Zagadnął rudowłosy. — Nie macie w tym domu żadnych normalnych foremek? — zapytał, trzymając w ręce różnej wielkości serca i gwiazdki.
— Zapwnie nie zauważyłeś, przyjacielu, ale w tej kuchni uwielbiają się rządzić kobiety. – Wskazał głową na blondynkę.
— Bardzo śmieszne — mruknęła pod nosem. — Może mi ktoś powiedzieć, gdzie są rodzynki? — Ichirei zaglądała do różnych szafek, improwizując. Liczyła na to, że Konan się niedługo zjawi. — Itachi, pomóż mi je znaleźć.
Brunet westchnął głęboko i na chwile zaprzestał mieszania chochlą. Wszystko ukryli w jego pokoju pod łóżkiem, więc gdyby Yahiko zaoferował pomoc, też nic by w kuchni nie znalazł.
— Chyba trzeba skoczyć do sklepu — powiedział Uchiha, biorąc do ręki listę. — Sprawdzę, czy jeszcze czegoś nie brakuje.
Blondynka powoli założyła buty i kurtkę. Czekała na swojego chłopaka, a gdy się pojawił, powiedziała jeszcze przyjacielowi, że ma przypilnować kuchni, bo za moment wrócą. Uprzedziła go też o przyjściu przyjaciółki. Reakcja Tendo wydała jej się podejrzana – najpierw zaniemówił, a potem mruknął coś niezrozumiałego w odpowiedzi – ale uznała to za dobry znak.
Osiedlowy sklep spożywczy znajdował się około pięć minut marszu od domu Uchihów. Po drodze mijali budynki zamieszkałe przez rodziny z dziećmi lub bezdzietne małżeństwa. Okolica była spokojna i przyjazna, cała pokryta białym puchem. Śnieg w tym roku dopisał, ale służby drogowe jak zawsze doskonale poradziły sobie z odśnieżaniem ulic. Gorzej było z chodnikami, które każdy musiał sobie sam odśnieżyć przed i w okolicy własnego domu. Właśnie dlatego Fujimaki szła przyklejona do Itachiego jak rzep do psiego ogona. W niektórych miejscach puch zakrywał pokryty lodem chodnik, a ona miała na nogach kozaczki na obcasie.
Kilka metrów przed sklepem jej telefon zawibrował w kieszeni. Wygrzebała komórkę i odczytała SMS-a od Konan. Będę na miejscu za minutkę – głosiła krótka wiadomość. Blondynka odetchnęła z ulgą i weszła do sklepu. Wybrali wszystkie potrzebne składniki, wędrując pośród półkami. Po zapłaceniu udali się w drogę powrotną, chociaż dziewczyna nalegała, żeby jeszcze trochę poczekać.
Wchodząc do domu, Ichirei zauważyła na wieszaku płaszcz przyjaciółki. Uśmiechnęła się i powoli poszła z nią przywitać. Ku swojemu rozczarowaniu nie zobaczyła niczego, co wskazywało by na pogłębienie relacji damsko-męskich pomiędzy Konan a Yahiko. Przyjrzała się dokładniej Tenshi i wtedy dostrzegła delikatne wypieki na jej jasnych policzkach.
— Nie wygląda to aż tak tragicznie — skomentowała dziewczyna, zakasając rękawy niebieskiej koszuli, którą miała na sobie. — Na pewno potrzebna wam...
— Coś mi się wydaje, że to czarne z garnka dziwnie bulgocze — wtrącił rudowłosy.
Fujimaki rzuciła się do kuchenki gazowej, sprawdzić, co się dzieje. Na szczęście to nic poważnego, pomyślała. Wystarczyło dorzucić brakujące składniki do zagotowanej już masy i można było mieszać ją z przesianą mąką. To zadanie dostali Itachi i Yahiko. Dziewczyny tymczasem zabrały się za wybór filmu.
— Tylko żadnych romansów! — krzyknął z kuchni Uchiha, a przyjaciel poparł jego zdanie.
Niestety, w planie blondynki było miejsce tylko i wyłącznie na jakiś nudny romantyczny film. Po krótkiej wymianie zdań z przyjaciółką zdecydowała się na polską produkcję. Przekonała też do niej Konan.
Ichirei zajrzała do kuchni, by zobaczyć jak idzie chłopakom. Ciasto wyglądało dobrze, ale za mocno się kleiło. Kazała im dosypać jeszcze trochę mąki. W końcu uznała, że jest w porządku i odstawiła miskę do lodówki.
— Trzeba poczekać dwie godziny — powiedziała, idąc do salonu. Usiadła za rogu dużej kremowej kanapy, a gdy przyszedł Itachi, wskoczyła mu na kolana jak dziecko.
— Co oglądamy? — zapytał Yahiko.
— Polski film — odpowiedziała lakonicznie Konan, siadając obok niego.
— A konkretniej? — dopytywał.
Ichirei wyrwała chłopakowi pilot i trzymała go mocno w rękach. Wyjaśniła im, że Weiser Wojciecha Marczewskiego to film o poszukiwaniu prawdy i sensu życia. Główny bohater starał się rozwikłać zagadkę zaginionego przyjaciela z lat dzieciństwa. Miewał koszmary i wizje z przeszłości, wydawało mu się, że utrata dziewczyny i powolne popadanie w obłęd to kara za złamanie obietnicy. Szukał wszędzie, sprawdzał każdy trop, ale nawet w spisie ludności napisano, że ktoś taki jak Weiser Dawidek nie istnieje. Ale przecież on żył i spędzili razem wspaniałe wakacje na oglądaniu wybuchów min przygotowanych przez Żyda, kąpaniu w rzece czy wyprawach do starej cegielni. Film nawet po obejrzeniu do końca i przeczytaniu książki, na podstawie której został nakręcony, pozostawia wiele pytań bez odpowiedzi.
— Już myślałem, że to kolejny tandetny romans — rzucił z ulgą Uchiha, którego zainteresowało krótkie streszczenie.
Blondynka nie chciała psuć mu humoru, dlatego nie wspomniała o wątku z udziałem rudowłosej dziewczyny. Elka od początku do końca była dziwna, najpierw łaziła za Weiserem, robiła wszystko, co jej kazał, a potem gdy zniknął, udawała amnezję. Heller był pewien, że tylko udawała, ale niestety nigdy nie dowiedział się od niej tego, co chciał wiedzieć.
Film się skończył, oglądający jęknęli z rozczarowaniem. Fujimaki dostrzegła, że podczas oglądania Yahiko spoglądał ukradkiem na siedzącą obok Konan. Dziewczyna udawała, że tego nie widzi, ale czerwieniła się delikatnie na twarzy.
— Itachi, chodź. — Blondynka wstała i rozprostowała kości. — Sprawdzimy co z ciastem. — Chwyciła go za rękę i pociągnęła do kuchni.
— Nadal myślisz, że ci się uda? — szepnął jej do ucha, gdy otwierała lodówkę.
— Tak — odpowiedziała hardo. — I nawet nie próbuj czegoś popsuć — zagroziła.
Gdy pozostali pojawili się w pomieszczeniu, Ichirei zabrała się za wydawanie rozkazów. Spodobało jej się takie rządzenie ludźmi. Może gdyby nie studiowała zoologii, to skończyłaby zarządzanie.
Zabrała się z Itachim za smarowanie blach masłem. Włączyła też piekarnik, żeby się nagrzał.
— Nie macie innych foremek? — zapytała Tenshi, przyglądając się serduszkom i gwiazdeczkom.
— Nie — odpowiedzieli równocześnie Itachi i Yahiko.
Tendo rozwałkowywał ciasto, z którego Konan wykrawała pierniki. Ichirei układała je na blasze, a jej chłopak stał i się przyglądał. Na tym etapie pracy dał jej wyraźnie do zrozumienia, że nie zamierza pomagać. Przez chwilę była na niego zła, ale potem popatrzyła na to z innej perspektywy. Może gdyby ona też nie tyle przestała pracować, co na dłuższą chwilę zniknęła z brunetem. To mogłoby się udać, pomyślała.
Pierwsza porcja pierników znalazła się już w piekarniku. Złote światło lampy muskało brązowe ciastka. Kuchnia wypełniła się aromatycznym zapachem przyprawy do pierników, która składała się z cynamonu, gałki muszkatołowej, ziela angielskiego i goździków.
— Ładnie pachnie. — Ichirei rozmarzyła się. Przypomniało jej się dzieciństwo. Razem z rodzicielką piekły w kuchni pierniki, a potem razem je stroiły. Czasami do zabawy przyłączał się też jej tata, ale kuchnia była głównie królestwem jej i mamy. — Już mi ślinka cieknie.
— Cieszę się, że odciągnęłaś mnie od sprzątania — powiedziała Konan znad ciasta. — Opłacało się.
— Fajnie tak razem spędzić czas, nie? — Yahiko również się włączył do rozmowy.
Brunet przytaknął mu i zaraz wypomniał, że ostatnio zaniedbuje Akatsuki. Temat bandy zajął męską część kuchcików, więc dziewczyny powspominały sobie dawne czasy. Wspólne wypady do kina czy na zakupy. Uczenie się po nocach do egzaminów i obgadywanie chłopaków z klasy. Chodzenie w tajemnicy przed rodzicami na dyskoteki. Uciekanie z lekcji fizyki. Przyjaźniły się całą podstawówkę, gimnazjum i liceum. Dopiero gdy wybrały zupełnie różne kierunki studiów, ich relacje uległy pogorszeniu z powodu braku czasu.
Kiedy dwie porcje pierników studziły się na kuchennym blacie, a kolejna znalazła się w piekarniku, Ichirei postanowiła, że już czas.
— Itachi, możemy porozmawiać?
— O czym? — zapytał z pełną buzią. Nie mógł się powstrzymać i musiał spróbować.
— No, o tamtym. Nie daje mi to spokoju.
Uchiha szybko zrozumieł, że to tylko część jej planu zeswatania przyjaciół i ostatni raz zagrał swoją rolę. Rzucił zrezygnowanym tonem, żeby lepiej poszli do niego i zniknął z kuchni.
— Coś poważnego? — zapytała zaniepokojona Konan.
— Czas pokaże — rzuciła zdawkowo. — Dacie sobie radę sami?
— Jasna sprawa! — zapewnił ją Yahiko.
Wychodząc, spojrzała jeszcze na wyraziste wypieki na twarzy przyjaciółki. Niespokojnym krokiem wdrapała się po schodach i weszła do pokoju Itachiego. Od razu rzucił jej się w oczy stolik.
— Nie — jęknęła, spoglądając na planszę do gry w shogi i dwie butelki sake, po jednej dla każdego gracza.
— Tak. – Usiadł na swoim miejscu i to samo kazał zrobić dziewczynie. — Przegrałaś zakład.
Głupie shogi, głupie sake, myślała załamana blondynka. Poprzedniego wieczoru założyła się z brunetem, że to dzięki niej Yahiko i Konan zostaną parą. Była pewna swojego zwycięstwa, ale ta plansza nie wróżyła niczego dobrego.
— Wcale nie przegrałam — oburzyła się. — Dzień jeszcze się nie skończył. Wszystko może się zda...
— Nie może — przerwał jej brunet z uśmiechem. — Nie uda ci się ich zeswatać z prostego powodu. Od tygodnia są parą.
— Słucham…?
— Pozwolę ci zacząć — powiedział, wskazując głową na planszę.

< >

— Przepraszam. Trochę to trwało — powiedziała Ichirei, wchodząc do kuchni, wiedziona smakowitymi zapachami. W całym domu pachniało świeżo upieczonymi piernikami, które aż się prosiły, aby skosztować. Brakowało im jeszcze tylko lukru i posypki.
— Nic się nie stało — odparła beztrosko Konan, ale niemal natychmiast na jej twarzy pojawiło się zaniepokojenie. — Co się stało?
Ichirei z trudem spojrzała przyjaciółce w oczy. Zrobiła z siebie idiotkę, upoiła się sake i musi powiedzieć o wszystkim Konan i Yahiko. Wyobrażała sobie jak widzą ją w tej chwili przyjaciele – jak zasmuconą dziewczynkę, która nie dostała upragnionej lalki od rodziców.
— Może pójdziemy do salonu — zaproponował Uchiha. — Ichi chce wam coś powiedzieć, prawda?
— Ciekawe, jak nam to powie, skoro czuję od niej sake — powiedziała ostro Konan. — Upiłeś ją specjalnie, czy tak przypadkiem wyszło?
— Nie poczuwam się do odpowiedzialności — odrzekł spokojnie. — To nie ja wpadłem na genialny pomysł, żeby was swatać.
Zaskoczenie na chwilę odebrało mowę Konan, która nie zamierzała odpuścić brunetowi tego, co zrobił jej przyjaciółce. Przecież Fujimaki nie upiłaby się sama z siebie, wiedząc jak słabą ma głowę do alkoholu.
Yahiko zaproponował, żeby usiedli przy stole. Zażądał też natychmiastowych wyjaśnień. Od początku czuł, że było coś podejrzanego w tym pieczeniu pierników, ale nie sądził, że chodziło o jakieś swatanie go z Tenshi.
— Zanim mnie zabijecie, musicie wiedzieć, że to była jej kara za przegrany zakład — wyjaśnił Uchiha. — Zagraliśmy sobie w pijane shogi.
— To rozumiem — mruknęła Konan — ale o co chodzi z swataniem?
— Może ja powiem. — Blondynka niepewnie wtrąciła się do wymiany zdań. — Bo chciałam was zeswatać i wymyśliłam tę akcje z pieczeniem pierników, ale...
— Ale co? — dopytywała.
— Itachi powiedział, że od tygodnia jesteście razem. — Ichirei popatrzyła zdziwiona po twarzach zebranych. Powiedziałam coś nie tak, myślała. — Czemu milczycie?
Słodki zapach pierników kusił i zachęcał zebranych do skosztowania, ale w tej chwili nikt nie miał głowy do jedzenia smakołyków. Tenshi wyraźnie poczerwieniała na twarzy ze złości i zakłopotania. Nie planowali z chłopakiem nikomu mówić. Ich związek miał na razie pozostać tajemnicą, chcieli się przekonać, czy do siebie pasują.
— Skąd się dowiedziałeś? — zapytał Uchihę Tendo.
Itachi uśmiechnął się i pogłaskał po głowie blondynką na pocieszenie. Mimo wszystko sądził, że kara jej się należała.
— Jak ostatnio poszliśmy do baru wypiłeś trochę za dużo i zacząłeś sam opowiadać. Ale nie powiedziałem nikomu. — Spojrzał na Ichirei. — Nawet jej.
— Przez ciebie się wygłupiłam.
— Nie przejmuj się. — Konan zamilkła na chwilę i kontynuowała. — Mogliśmy wam powiedzieć od razu, ale chciałam z tym trochę poczekać.
— I tak czuję się beznadziejnie. — Położyła ramiona na stół i schowała w nich głowę. Nie mogła sobie wybaczyć, że tak się wygłupiła. Przeczuwała, że gdy wróci do domu i rodzice wyczują od niej sake, będzie musiała wszystko tłumaczyć od początku. — Co za beznadziejny dzień.
Brunet zarządził, że lepiej będzie, jak pozwolą jej się nad sobą poużalać i wrócą do pierników. Ciastka już prawie ostygły, więc powoli, wśród radosnych rozmów i żartów, zabrali się do dekorowania ich.
— Konan, jesteś zła? — zapytała Ichirei, unosząc na chwilę głowę.
— Nie, chyba nie — odpowiedziała. Podeszła do niej i objęła ramionami. — Zostałaś już ukarana, więc mogę ci wybaczyć.
— Kochana jesteś.
— Ej, Itachi. Twoi rodzice chyba wrócili — powiedział zaniepokojony rudowłosy, wyglądając przez szybę.
Starszy z braci jak oparzony pobiegł do przyjaciela, który stał w salonie i przyznał mu rację. To bez wątpienia byli jego rodzice. Przywieźli jakiegoś gościa, którego już kiedyś widział na rodzinnych zdjęciach.
— Co ja im teraz powiem? — jęknął. — Czeka mnie godzinne kazanie.
— Prawdę, skarbie — odpowiedziała mu Ichirei, dając całusa w policzek. Wrócił jej humor, gdy zobaczyła przerażenie w oczach chłopaka. — To jest kara za upijanie alkoholem niewinnych dziewczyn.
Wśród wesołego śmiechu i zapachu pierników można było usłyszeć też jeden zrozpaczony głos. Atmosfera świąt udzieliła się każdemu. W radiu leciała jakaś świąteczna piosenka, a za oknem padał śnieg. Chłodny wiatr niósł zapach grzanego piwa. Mróz bawił się, rysując na szybach najróżniejsze wzorki.
Zaś tuż obok, zaledwie na wyciągnięcie ręki, stała ukochana osoba. Z wyraźnymi wypiekami na twarzy.

*KONIEC*


Patrzcie państwo.... ŻYJĘ. Chociaż jestem przekonana, że niedługo mój marny żywot ktoś ukróci. Napisałam przecież kolejnego beznadziejnego one-shota i zrobiłam z Ichirei ciotę. ;__; Zapewniam, że nic nie piłam (jeszcze nie ten wiek). 
Błędów pewnie znalazło się dużo, ale Ama powiedziała, że zbetuje mi dopiero po świętach. Takie są opłakane skutki pisania na ostatnią chwilę. 
A co do ,,Weisera'' to polecam wszystkim książkę Pawła Huelle. I będę mocno hejcić film Marczewskiego jeśli na konkursie każą mi napisać recenzję porównawczą. Jak oni mogli pominąć Żółtoskorzydłego? Mojego kochanego wariata, który uciekł z wariatkowa?! 
Jeśli ktokolwiek dotarł do końca to pozostaje mi tylko zachęcić do komentowania i życzyć Wam pogodnych, wesołych i rodzinnych świąt! <3
Ściskam mocno. ;3 


2 komentarze:

  1. Po takim czasie już zapomniałam co zamawiałam i że w ogóle coś zamawiałam. Chociaż fabuła lekka, łatwa i nieskomplikowana - dodatek świątecznego klimatu rozgrzał atmosferę. Dobrze wybrnęłaś z mojego wyzwania i choć nie było to typowe YahiKona - mi się podoba :) Trochę błędów jest, ale na razie nie mam czasu Ci ich wypisać. No i ja jestem wielokolorową ciotą, więc w sumie cokolwiek się o mnie nie napisze to może pasować XD Dziękuję i życzę Ci Wesołych Świąt <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama jestem załamana, że tak długo to pisałam. ;; Zaczynałam chyba dwa razy zanim postanowiłam, że połączę to z świętami i kropka. To było trudne wyzwanie.
      Błędy poprawię jak Amaterasu zbetuje one-shota.
      Dziękuję i wzajemnie. ^^

      Usuń

CREATED BY
MAYAKO
CREDIT: ART