Nocne
niebo zakryły gęste deszczowe chmury, za którymi schował się
księżyc. Idąca wybrukowaną uliczką blondynka przeklęła. Jedyne
źródło światła zniknęło i dziewczyna musiała się teraz
poruszać po omacku na pełnym zbirów terenie. Słyszała muzykę,
która dobiegała z nocnego klubu. Było już dawno po jedenastej,
więc większość klientów lokalu musiała być dobrze wstawiona.
Wolała nie natrafić na żadnego z tych obskurnych kolesi, którzy
kręcą się w takich miejscach. Gdzie on jest, myślała, gorączkowo
rozglądając się w poszukiwaniu mężczyzny. Przecież obiecał, że
się nie spóźni. Niepewnie przeszła jeszcze kilka kroków, aż w
końcu dostrzegła obiekt poszukiwań. Stał w pobliżu latarni.
Uchiha wpatrywał się w zachmurzone niebo. Odetchnęła z ulgą;
przywitała się z nim krótko.
—
Gdzie młody? —
zapytała,
opierając się o pobliskie drzewo. Czuła się bezpiecznie w cieniu
starej wiśni.
—
Jeszcze nie przyszedł —
odpowiedział spokojnie brunet. —
Nie denerwuj się. Przyjdzie —
dodał szybko, żeby ją uspokoić.
—
Oby — mruknęła.
Plan który powstał w jej głowie kilka dni wcześniej na
wieczornych pogaduszkach, musiał się udać. Miała już dość
ciągłego stania z boku i patrzenia na udrękę dwojga ludzi. Byli
jej przyjaciółmi, a ona musiała coś zrobić, aby ukrócić ich
męki.
Potarła
energicznie ramiona, podskoczyła kilka razy i otuliła się
szczelniej szalikiem. Grudzień stawał się coraz zimniejszy,
temperatury nocą bardzo spadały, a ten dureń jak na złość się
spóźniał. Cieszyła się, że starszy z braci jest punktualny.
—
Idzie — szepnął
mężczyzna, sprawdzając zawartość wewnętrznej kieszeni w kurtce.
Po
chwili stanął przed nimi młody chłopak z szerokim uśmiechem na
twarzy. Przywitał się krótko i przeszedł do sedna sprawy.
—
Macie to? — zapytał.
—
Tak — odpowiedziała
blondynka. — Bierz te
głupie bilety i znikaj.
—
Sama jesteś głupia. —
Chłopak szybko schował kopertę. —
One ok Rock to najlepszy
zes...
—
Śmiem wątpić. —
Uniosła lekko głowę, by spojrzeć mu wyzywająco w czarne
tęczówki.
—
Ty, mała…
—
Przestańcie —
zainterweniował mężczyzna w kitce. —
Jak dzieci —
szepnął do siebie, kręcąc
z niedowierzaniem głową. —
Pozabijacie się przy innej okazji. Ichi, chodź.
Blondynka
przygryzła wargę, wkurzona, ale posłuchała swojego chłopaka.
Rzuciła Sasuke ostatnie spojrzenie i odprowadziła go wzrokiem aż
do pobliskiego klubu nocnego. Potem spokojnym krokiem ruszyła w
drogę.
—
Jak myślisz, Itachi, uda się?
Mężczyzna
przez chwilę szedł w milczeniu, myśląc nad odpowiedzią, która
by usatysfakcjonowała dziewczynę.
—
Tak, będzie dobrze —
odparł spokojnie.
—
Szczerze! — Ichirei
stanęła przed nim i wspięła się na palce, żeby lepiej
widzieć twarz rozmówcy.
—
Szczerze? — Uśmiechnął
się delikatnie. —
Przegrasz zakład.
Grymas
niezadowolenia zagościł na twarzy dziewczyny.
Zerwał
się mocniejszy wiatr, który nagiął gałęzie drzew. Kilka
ostatnich liści spadło pod ich stopy. Ichirei wpatrywała się w
cienie latarni, nielicznych ludzi, których mijali i ciesząc się
ciepłem Uchihy dopracowywała szczegóły swojej małej intrygi.
<
>
Wczesnym
rankiem, owinięta po czubek nosa szalem, Fujimaki zjawiła się
przed domem swojego chłopaka i zapukała kołatką w drzwi.
Zastanawiała się, dlaczego Uchiha nie założyli jeszcze zwykłego
dzwonka, ale nie wypadało pytać o takie błahe rzeczy. Pociągnęła
nosem, było jej zimno. Po drodze trochę zmarzła i już nie mogła
się doczekać kubka ciepłej herbaty, który zapewne zaproponuje jej
przyszła teściowa.
Z
wnętrza domu dobiegło ją ciche stąpanie. Po chwili drzwi się
otworzyły i stanął w nich ojciec Itachiego i Sasuke – Fugaku.
Mężczyzna po pięćdziesiątce przywitał ją z szczoteczką w
zębach i byle jak zawiązanym krawacie. Blondynka uśmiechnęła się
pod szalikiem.
—
Dzień dobry. Przyznam, że miałam nadzieję zobaczyć kogoś
innego — powiedziała
radośnie, wchodząc do środka. Zdjęła wierzchnie okrycie i buty,
gdy pan domu zamykał drzwi.
—
Ciebie też miło widzieć, dziecko. —
Zaśmiał się mężczyzna, wskazał głową papcie leżące pod
wieszakiem i zniknął na moment.
Dziewczyna
założyła obuwie i poprawiła różowy wełniany sweterek.
Rozejrzała się po przedpokoju, ale nie dostrzegła nikogo. W domu
nie było też szczególnie głośno. Pomyślała, że pierwszy etap
poszedł zgodnie z planem – pozbyć się Sasuke, aby nie
przeszkadzał.
—
Itachi jeszcze śpi, więc będziesz musiała go obudzić —
powiedział Fugaku, pojawiając się za nią. Pozbył się
szczoteczki do zębów, a biała piana zniknęła z jego buzi.
—
Nic nie szkodzi —
odpowiedziała. Zachęcona miłymi zapachami skierowała się do
kuchni. Po pomieszczeniu krzątała się pani domu, właśnie
szykowała szybkie śniadanie. Jasne meble i ściany, zdaniem
Ichirei, nie pasowały do ciemnego, można powiedzieć mrocznego,
przedpokoju i salonu w kolorach jesieni.
—
O, Ichi. Miło że wpadłaś. —
Mikoto położyła kubki z parującą herbatą na stole. —
Poczęstuj się. —
Podała jej jeden. —
tachiego niestety nie ma.
—
Jak to? — zapytała,
siadając przy dużym kwadratowym stole na jednym z wolnych miejsc —
Fugaku mówił, że śpi.
Kobieta
zrobiła zdziwioną minę, ale najwyraźniej nie przejęła się
swoją pomyłką. Miała teraz ważniejsze sprawy na głowie.
Skończyła układać kanapki na talerzu i pobiegła do łazienki
zrobić makijaż, rzuciwszy jeszcze Fujimaki, że może się
poczęstować. Chwilę później do kuchni wpadł jej mąż. Krawat
nadal prosił się o poprawne zawiązanie.
—
Czy to spotkanie jest aż tak ważne? —
zapytała.
Dziewczyna
uznała, że dzień wyjazdu rodziców Itachiego na spotkanie z
bogatym członkiem rodziny będzie najlepszy. Nie będą musieli
pozbywać się z domu żadnych zbędnych osób – poza
Sasuke, który i tak zgodził się nie zadawać pytań po otrzymaniu
biletów na koncert One ok Rock – i nie wzbudzą podejrzeń
rodziców.
—
Mhm — mruknął w
odpowiedzi mężczyzna, siadając przy stole. – Madara zniknął z
Tokio i założył własny biznes bez pomocy rodziny. Nie wiem,
dlaczego postanowił się nagle spotkać —
Fugaku upił łyk wody z
szklanki — ale
zawsze dobrze jest odnowić kontakt z krewnym.
—
Ach, tak. — Skinęła
głową w geście zrozumienia. —
A kiedy wrócicie? —
zapytała, zanim ugryzła się w język. —
To wasz dom i …
nie...
—
Rozumiem, rozumiem. —
Machnął lekceważąco ręką. —
Wy młodzi chcecie się sobą nacieszyć. —
Uśmiechnął się ciepło. —
Zapewne późnym wieczorem.
Do
kuchni wbiegła Mikoto i zabrała się za jedzenie śniadania. Czarna
sukienka doskonale pasowała do jej ciemnych oczu i włosów i bardzo
dobrze kontrastowała z jasną karnacją. Mimo nielicznych zmarszczek
na twarzy i wokół oczu wyglądała młodo, promiennie. Jej mąż
również prezentował się świetnie. Zadbana cera, wciąż radosne
spojrzenie. Miał na sobie białą koszulę, ciemne spodnie od
garnituru oraz ten nieszczęsny krawat.
—
Może pójdę obudzić Itachiego—
zaproponowała Ichirei, wiercąc się na krześle.
—
To on jest w domu? — Pani
Uchiha postanowiła na nowo zainteresować się sprawą syna.
—
Widziałem go w pokoju —
odpowiedział jej mąż.
—
Dzień dobry. — Obiekt
zainteresowania wszedł do kuchni, przerywając tym samym dalsze
domysły.
Spojrzenia
zebranych ludzi powędrowały na bruneta, który nie pasował w tej
chwili do swoich elegancko ubranych rodziców. Szare dresowe spodnie
i duży czarny T-shirt składały się na jego piżamę. Włosy miał
rozpuszczone; jedne kosmyki opadły mu na ramiona, drugie na plecy,
jeszcze inne zasłaniały mu twarz. Wyglądał bardzo… seksownie.
—
Itachi? Przecież wychodziłeś wcześnie rano.
—
Nigdzie nie wychodziłem, mamo —
powiedział, ziewając. Podszedł lekko chwiejnym krokiem do
dziewczyny i przywitał się z nią. Usiadł na wolnym miejscu obok
nie. — Sasuke gdzieś
polazł.
—
Sasuke, hm? — Zamyślił
się pan domu. — Skoro tak
się sprawy mają... Mogłem się domyślić. Tylko on jest w stanie
narobić takiego hałasu podczas skradania. Co za dzieciak...!
Itachi
nie przejmując się uwagami ze strony mamy, że powinien się
najpierw przebrać, bo siedzenie w piżamie przy dziewczynie jest
niewłaściwe i co najmniej gorszące, zabrał się za jedzenie.
Niedługo później z talerza zniknęły wszystkie kanapki. Pani
Uchiha chciała zacząć sprzątanie, gdy blondynka zaofiarowała
swoją pomoc.
—
Jesteś kochana, Ichirei —
powiedziała Mikoto. — Idź
się ubrać, Itachi! Nie wypada tak przy dziewczynie.
Blondynka
włożyła kubki po kawie do zmywarki i zabrała się za resztę
naczyń. Kątem oka dostrzegła, że jej chłopak wstaje z miejsca.
Uśmiechnęła się, włączając automat. W czasie gdy państwo
Uchiha poszli się ubrać, rozejrzała się po kuchni. I po raz
kolejny jej usta wygięły się w podkowę. W głowie już widziała
jak wszystko przebiega zgodnie z planem i kończy się szczęśliwie.
Z
przedpokoju dobiegły odgłosy rozmowy. Pani Uchiha pouczała syna
jak ma się zachowywać i poinformowała kiedy wrócą.
—
Nie jestem już dzieckiem. —
Burzył się na taką
nadopiekuńczość brunet.
Fujimaki
również poszła się pożegnać i zapewnić, że wszystko będzie
dobrze. Gdy drzwi zamknęłay się za rodzicami Itachiego, spojrzała
na niego z uśmiechem, który obejmował cała jej twarz.
Chłopak
pokręcił głową, zrezygnowany. Poprawił swój wełniany sweter z
reniferem.
—
Więcej wiary! Zobaczysz, że wszystko wyjdzie idealnie.
—
To jest rzeczywistość. Nie
myl jej z światem fikcyjnym z jakiegoś romansu.
—
Nie marudź tyle. —
Ichirei przybrała
naburmuszona minę.
—
W takim razie, co mam robić? —
zapytał zrezygnowany Itachi. Nigdy nie wątpił w swoją dziewczynę,
ale to co zamierzała zrobić nie mogło się udać. Poszedł za nią
do kuchni i przyglądał się jak wyciąga coś z swojej torebki.
—
Dzwoń do Yahiko. Musisz go tu ściągnąć za wszelką ceną —
instruowała go, czytając przepis w starym zeszycie, który
podkradła rano mamie. —
Najlepiej powiedz mu prawdę. Wiesz, że chodzi o pieczenie
pierników. — Przewróciła
stronę i chwilę nad czymś myślała. —
Ale dramatyzuj. To ma być przekonujące, Itachi.
Brunet
z ociąganiem sięgnął do kieszeni po komórkę, wybrał numer
przyjaciela i nacisnął zieloną słuchawkę. Gdy czekał aż
rudowłosy odbierze, dodał jeszcze:
—
To się nie uda.
—
Nie marudź.
Tendo
wystarczyło zapewnienie o kubku gorącej herbaty i obiecał się
pojawić za godzinę. Większym problemem okazało się namówienie
Konan. Dziewczyna miała akurat w domu przedświąteczne porządki i
nie mogła się od nich wymigać. Po dłuższej chwili uległa.
—
Mamy godzinę na
przygotowanie wszystkiego – podsumowała blondynka zadowolona. —
To trochę mało czasu.
—
To strasznie dużo czasu —
mruknął jej do ucha Itachi. Objął ją delikatnie w tali i
odwrócił do siebie twarzą. —
Odwołajmy ten cyrk i chodźmy na górę.
—
Zapomnij — przerwała
mu szybko, zdecydowanym tonem.
—
W takim razie mam ci pomagać za darmo? —
Ściągnął brwi i popatrzył na nią z wyrzutem.
—
O tym, czy zasługujesz na nagrodę, pomyślę, jak już będzie po
wszystkim.
—
Grasz nieczysto.
Blondynka
nie dała się wciągnąć w potyczkę słowną, gdyż czuła, że
tym razem nie miała szans na zwycięstwo. Szybko odwróciła kota
ogonem i kazała Itachiemu zabrać się do pracy. Przynieśli foremki
do pierników, wybrali tylko serca i gwiazdki, a resztę schowali w
szafce. Fujimaki ukryła też część bakalii, kawę, kakao oraz
cukier. Kwadrans przed uzgodnionym przyjściem Yahiko zaczęła
przygotowywać się do robienia masy. W przeciwieństwie do swojego
chłopaka nie śpieszyła się z tym wszystkim. Z jednej strony
musiało wyglądać jakby nie mogli sobie poradzić z zarobieniem
ciasta, ale z drugiej była to tylko scena przygotowana pod dwóch
konkretnych aktorów, którymi oni nie byli.
—
Mogę dostać chociaż buziaka na zachętę?
—
Nie.
—
Ichi.
Ichi
z trudem opierała się jego prośbom i słodkim minom. Gdy chciał,
potrafił być naprawdę uroczy. Akurat kiedy miał zabrać się za
przesiewanie mąki, zadzwonił dzwonek. Blondynka z odetchnęła z
ulgą, uwalniając się choć na chwilę od obecności Uchihy. Był
jak narkotyk – uzależniający i zabójczy w dużych ilościach.
Yahiko
wszedł do kuchni w dobrym humorze, od razu upomniał się o swój
kubek gorącej herbaty. W jego rudych włosach znajdowało się dużo
płatków śniegu, a policzki miał czerwone. Chwilę wspólnie
pożartowali i zabrali się do pracy. Brunet powoli mieszał gotującą
się w garnku masę piernikową, do której dziewczyna co chwilę coś
dorzucała.
—
Jak skończysz przesiewać mąkę to poszukaj foremek w szafce obok
zlewu — powiedziała
Ichirei do Tendo.
—
Tak jest, szefowo. —
Zaśmiał się w odpowiedzi.
Blondynce
nie było do śmiechu. Już niedługo musiała dodać do masy
schowane wcześniej bakalie i kawę, a ich miało w domu nie być.
Próbowała nie panikować, ale odruch zerkania na zegarek był
silniejszy od niej.
—
Itachi… — Zagadnął
rudowłosy. — Nie macie w
tym domu żadnych normalnych foremek? —
zapytał, trzymając w ręce różnej wielkości serca i gwiazdki.
—
Zapwnie nie zauważyłeś, przyjacielu, ale w tej kuchni uwielbiają
się rządzić kobiety. – Wskazał głową na blondynkę.
—
Bardzo śmieszne —
mruknęła pod nosem. —
Może mi ktoś powiedzieć, gdzie są rodzynki? —
Ichirei zaglądała do różnych szafek, improwizując. Liczyła na
to, że Konan się niedługo zjawi. —
Itachi, pomóż mi je znaleźć.
Brunet
westchnął głęboko i na chwile zaprzestał mieszania chochlą.
Wszystko ukryli w jego pokoju pod łóżkiem, więc gdyby Yahiko
zaoferował pomoc, też nic by w kuchni nie znalazł.
—
Chyba trzeba skoczyć do sklepu —
powiedział Uchiha, biorąc do ręki listę. —
Sprawdzę, czy jeszcze czegoś nie brakuje.
Blondynka
powoli założyła buty i kurtkę. Czekała na swojego chłopaka, a
gdy się pojawił, powiedziała jeszcze przyjacielowi, że ma
przypilnować kuchni, bo za moment wrócą. Uprzedziła go też o
przyjściu przyjaciółki. Reakcja Tendo wydała jej się podejrzana
– najpierw zaniemówił, a potem mruknął coś niezrozumiałego w
odpowiedzi – ale uznała to za dobry znak.
Osiedlowy
sklep spożywczy znajdował się około pięć minut marszu od domu
Uchihów. Po drodze mijali budynki zamieszkałe przez rodziny z
dziećmi lub bezdzietne małżeństwa. Okolica była spokojna i
przyjazna, cała pokryta białym puchem. Śnieg w tym roku dopisał,
ale służby drogowe jak zawsze doskonale poradziły sobie z
odśnieżaniem ulic. Gorzej było z chodnikami, które każdy musiał
sobie sam odśnieżyć przed i w okolicy własnego domu. Właśnie
dlatego Fujimaki szła przyklejona do Itachiego jak rzep do psiego
ogona. W niektórych miejscach puch zakrywał pokryty lodem chodnik,
a ona miała na nogach kozaczki na obcasie.
Kilka
metrów przed sklepem jej telefon zawibrował w kieszeni. Wygrzebała
komórkę i odczytała SMS-a od Konan. Będę na miejscu za
minutkę – głosiła krótka wiadomość. Blondynka odetchnęła
z ulgą i weszła do sklepu. Wybrali wszystkie potrzebne składniki,
wędrując pośród półkami. Po zapłaceniu udali się w drogę
powrotną, chociaż dziewczyna nalegała, żeby jeszcze trochę
poczekać.
Wchodząc
do domu, Ichirei zauważyła na wieszaku płaszcz przyjaciółki.
Uśmiechnęła się i powoli poszła z nią przywitać. Ku swojemu
rozczarowaniu nie zobaczyła niczego, co wskazywało by na
pogłębienie relacji damsko-męskich pomiędzy Konan a Yahiko.
Przyjrzała się dokładniej Tenshi i wtedy dostrzegła delikatne
wypieki na jej jasnych policzkach.
—
Nie wygląda to aż tak tragicznie —
skomentowała dziewczyna, zakasając rękawy niebieskiej koszuli,
którą miała na sobie. —
Na pewno potrzebna wam...
—
Coś mi się wydaje, że to czarne z garnka dziwnie bulgocze —
wtrącił rudowłosy.
Fujimaki
rzuciła się do kuchenki gazowej, sprawdzić, co się dzieje. Na
szczęście to nic poważnego, pomyślała. Wystarczyło dorzucić
brakujące składniki do zagotowanej już masy i można było mieszać
ją z przesianą mąką. To zadanie dostali Itachi i Yahiko.
Dziewczyny tymczasem zabrały się za wybór filmu.
—
Tylko żadnych romansów! —
krzyknął z kuchni Uchiha, a przyjaciel poparł jego zdanie.
Niestety,
w planie blondynki było miejsce tylko i wyłącznie na jakiś nudny
romantyczny film. Po krótkiej wymianie zdań z przyjaciółką
zdecydowała się na polską produkcję. Przekonała też do niej
Konan.
Ichirei
zajrzała do kuchni, by zobaczyć jak idzie chłopakom. Ciasto
wyglądało dobrze, ale za mocno się kleiło. Kazała im dosypać
jeszcze trochę mąki. W końcu uznała, że jest w porządku i
odstawiła miskę do lodówki.
—
Trzeba poczekać dwie godziny —
powiedziała, idąc do salonu. Usiadła za rogu dużej kremowej
kanapy, a gdy przyszedł Itachi, wskoczyła mu na kolana jak dziecko.
—
Co oglądamy? — zapytał
Yahiko.
—
Polski film —
odpowiedziała lakonicznie Konan, siadając obok niego.
—
A konkretniej? —
dopytywał.
Ichirei
wyrwała chłopakowi pilot i trzymała go mocno w rękach. Wyjaśniła
im, że Weiser Wojciecha Marczewskiego to film o poszukiwaniu
prawdy i sensu życia. Główny bohater starał się rozwikłać
zagadkę zaginionego przyjaciela z lat dzieciństwa. Miewał koszmary
i wizje z przeszłości, wydawało mu się, że utrata dziewczyny i
powolne popadanie w obłęd to kara za złamanie obietnicy. Szukał
wszędzie, sprawdzał każdy trop, ale nawet w spisie ludności
napisano, że ktoś taki jak Weiser Dawidek nie istnieje. Ale
przecież on żył i spędzili razem wspaniałe wakacje na oglądaniu
wybuchów min przygotowanych przez Żyda, kąpaniu w rzece czy
wyprawach do starej cegielni. Film nawet po obejrzeniu do końca i
przeczytaniu książki, na podstawie której został nakręcony,
pozostawia wiele pytań bez odpowiedzi.
—
Już myślałem, że to kolejny tandetny romans —
rzucił z ulgą Uchiha, którego zainteresowało krótkie
streszczenie.
Blondynka
nie chciała psuć mu humoru, dlatego nie wspomniała o wątku z
udziałem rudowłosej dziewczyny. Elka od początku do końca była
dziwna, najpierw łaziła za Weiserem, robiła wszystko, co jej
kazał, a potem gdy zniknął, udawała amnezję. Heller był pewien,
że tylko udawała, ale niestety nigdy nie dowiedział się od niej
tego, co chciał wiedzieć.
Film
się skończył, oglądający jęknęli z rozczarowaniem. Fujimaki
dostrzegła, że podczas oglądania Yahiko spoglądał ukradkiem na
siedzącą obok Konan. Dziewczyna udawała, że tego nie widzi, ale
czerwieniła się delikatnie na twarzy.
—
Itachi, chodź. — Blondynka
wstała i rozprostowała kości. —
Sprawdzimy co z ciastem. —
Chwyciła go za rękę i pociągnęła do kuchni.
—
Nadal myślisz, że ci się uda? —
szepnął jej do ucha, gdy otwierała lodówkę.
—
Tak — odpowiedziała
hardo. — I nawet nie
próbuj czegoś popsuć —
zagroziła.
Gdy
pozostali pojawili się w pomieszczeniu, Ichirei zabrała się za
wydawanie rozkazów. Spodobało jej się takie rządzenie ludźmi.
Może gdyby nie studiowała zoologii, to skończyłaby zarządzanie.
Zabrała
się z Itachim za smarowanie blach masłem. Włączyła też
piekarnik, żeby się nagrzał.
—
Nie macie innych foremek? —
zapytała Tenshi, przyglądając się serduszkom i gwiazdeczkom.
—
Nie —
odpowiedzieli równocześnie
Itachi i Yahiko.
Tendo
rozwałkowywał ciasto, z którego Konan wykrawała pierniki. Ichirei
układała je na blasze, a jej chłopak stał i się przyglądał. Na
tym etapie pracy dał jej wyraźnie do zrozumienia, że nie zamierza
pomagać. Przez chwilę była na niego zła, ale potem popatrzyła na
to z innej perspektywy. Może gdyby ona też nie tyle przestała
pracować, co na dłuższą chwilę zniknęła z brunetem. To mogłoby
się udać, pomyślała.
Pierwsza
porcja pierników znalazła się już w piekarniku. Złote światło
lampy muskało brązowe ciastka. Kuchnia wypełniła się
aromatycznym zapachem przyprawy do pierników, która składała się
z cynamonu, gałki muszkatołowej, ziela angielskiego i goździków.
—
Ładnie pachnie. — Ichirei
rozmarzyła się. Przypomniało jej się dzieciństwo. Razem z
rodzicielką piekły w kuchni pierniki, a potem razem je stroiły.
Czasami do zabawy przyłączał się też jej tata, ale kuchnia była
głównie królestwem jej i mamy. —
Już mi ślinka cieknie.
—
Cieszę się, że odciągnęłaś mnie od sprzątania —
powiedziała Konan znad ciasta. —
Opłacało się.
—
Fajnie tak razem spędzić czas, nie? —
Yahiko również się włączył do rozmowy.
Brunet
przytaknął mu i zaraz wypomniał, że ostatnio zaniedbuje Akatsuki.
Temat bandy zajął męską część kuchcików, więc
dziewczyny powspominały sobie dawne czasy. Wspólne wypady do kina
czy na zakupy. Uczenie się po nocach do egzaminów i obgadywanie
chłopaków z klasy. Chodzenie w tajemnicy przed rodzicami na
dyskoteki. Uciekanie z lekcji fizyki. Przyjaźniły się całą
podstawówkę, gimnazjum i liceum. Dopiero gdy wybrały zupełnie
różne kierunki studiów, ich relacje uległy pogorszeniu z powodu
braku czasu.
Kiedy
dwie porcje pierników studziły się na kuchennym blacie, a kolejna
znalazła się w piekarniku, Ichirei postanowiła, że już czas.
—
Itachi, możemy porozmawiać?
—
O czym? — zapytał
z pełną buzią. Nie mógł się powstrzymać i musiał spróbować.
—
No, o tamtym. Nie daje mi to
spokoju.
Uchiha
szybko zrozumieł, że to tylko część jej planu zeswatania
przyjaciół i ostatni raz zagrał swoją rolę. Rzucił
zrezygnowanym tonem, żeby lepiej poszli do niego i zniknął z
kuchni.
—
Coś poważnego? —
zapytała zaniepokojona
Konan.
—
Czas pokaże —
rzuciła zdawkowo. — Dacie
sobie radę sami?
—
Jasna sprawa! —
zapewnił ją Yahiko.
Wychodząc,
spojrzała jeszcze na wyraziste wypieki na twarzy przyjaciółki.
Niespokojnym krokiem wdrapała się po schodach i weszła do pokoju
Itachiego. Od razu rzucił jej się w oczy stolik.
—
Nie — jęknęła,
spoglądając na planszę do gry w shogi i dwie butelki sake, po
jednej dla każdego gracza.
—
Tak. – Usiadł na swoim miejscu i to samo kazał zrobić
dziewczynie. — Przegrałaś
zakład.
Głupie
shogi, głupie sake, myślała załamana blondynka. Poprzedniego
wieczoru założyła się z brunetem, że to dzięki niej Yahiko i
Konan zostaną parą. Była pewna swojego zwycięstwa, ale ta plansza
nie wróżyła niczego dobrego.
—
Wcale nie przegrałam —
oburzyła się. — Dzień
jeszcze się nie skończył. Wszystko może się zda...
—
Nie może —
przerwał jej brunet z uśmiechem. —
Nie uda ci się ich zeswatać z prostego powodu. Od tygodnia są
parą.
—
Słucham…?
—
Pozwolę ci zacząć —
powiedział, wskazując
głową na planszę.
<
>
—
Przepraszam. Trochę to trwało —
powiedziała Ichirei, wchodząc do kuchni, wiedziona smakowitymi
zapachami. W całym domu pachniało świeżo upieczonymi piernikami,
które aż się prosiły, aby skosztować. Brakowało im jeszcze
tylko lukru i posypki.
—
Nic się nie stało — odparła
beztrosko Konan, ale niemal natychmiast na jej twarzy pojawiło się
zaniepokojenie. — Co
się stało?
Ichirei
z trudem spojrzała przyjaciółce w oczy. Zrobiła z siebie idiotkę,
upoiła się sake i musi powiedzieć o wszystkim Konan i Yahiko.
Wyobrażała sobie jak widzą ją w tej chwili przyjaciele – jak
zasmuconą dziewczynkę, która nie dostała upragnionej lalki od
rodziców.
—
Może pójdziemy do salonu —
zaproponował Uchiha. —
Ichi chce wam coś powiedzieć, prawda?
—
Ciekawe, jak nam to powie, skoro czuję od niej sake —
powiedziała ostro Konan. —
Upiłeś ją specjalnie, czy tak przypadkiem wyszło?
—
Nie poczuwam się do
odpowiedzialności —
odrzekł spokojnie. —
To nie ja wpadłem na genialny pomysł, żeby was swatać.
Zaskoczenie
na chwilę odebrało mowę Konan, która nie zamierzała odpuścić
brunetowi tego, co zrobił jej przyjaciółce. Przecież Fujimaki nie
upiłaby się sama z siebie, wiedząc jak słabą ma głowę do
alkoholu.
Yahiko
zaproponował, żeby usiedli przy stole. Zażądał też
natychmiastowych wyjaśnień. Od początku czuł, że było coś
podejrzanego w tym pieczeniu pierników, ale nie sądził, że
chodziło o jakieś swatanie go z Tenshi.
—
Zanim mnie zabijecie, musicie wiedzieć, że to była jej kara za
przegrany zakład —
wyjaśnił Uchiha. —
Zagraliśmy sobie w pijane shogi.
—
To rozumiem — mruknęła
Konan — ale o co chodzi z
swataniem?
—
Może ja powiem. —
Blondynka niepewnie wtrąciła się do wymiany zdań. —
Bo chciałam was zeswatać i wymyśliłam tę akcje z pieczeniem
pierników, ale...
—
Ale co? — dopytywała.
—
Itachi powiedział, że od tygodnia jesteście razem. —
Ichirei popatrzyła zdziwiona po twarzach zebranych. Powiedziałam
coś nie tak, myślała. —
Czemu milczycie?
Słodki
zapach pierników kusił i zachęcał zebranych do skosztowania, ale
w tej chwili nikt nie miał głowy do jedzenia smakołyków. Tenshi
wyraźnie poczerwieniała na twarzy ze złości i zakłopotania. Nie
planowali z chłopakiem nikomu mówić. Ich związek miał na razie
pozostać tajemnicą, chcieli się przekonać, czy do siebie pasują.
—
Skąd się dowiedziałeś? —
zapytał Uchihę Tendo.
Itachi
uśmiechnął się i pogłaskał po głowie blondynką na
pocieszenie. Mimo wszystko sądził, że kara jej się należała.
—
Jak ostatnio poszliśmy do baru wypiłeś trochę za dużo i zacząłeś
sam opowiadać. Ale nie powiedziałem nikomu. —
Spojrzał na Ichirei. —
Nawet jej.
—
Przez ciebie się wygłupiłam.
—
Nie przejmuj się. — Konan
zamilkła na chwilę i kontynuowała. —
Mogliśmy wam powiedzieć od razu, ale chciałam z tym trochę
poczekać.
—
I tak czuję się beznadziejnie. —
Położyła ramiona na stół i schowała w nich głowę. Nie mogła
sobie wybaczyć, że tak się wygłupiła. Przeczuwała, że gdy
wróci do domu i rodzice wyczują od niej sake, będzie musiała
wszystko tłumaczyć od początku. —
Co za beznadziejny dzień.
Brunet
zarządził, że lepiej będzie, jak pozwolą jej się nad sobą
poużalać i wrócą do pierników. Ciastka już prawie ostygły,
więc powoli, wśród radosnych rozmów i żartów, zabrali się do
dekorowania ich.
—
Konan, jesteś zła? —
zapytała Ichirei, unosząc na chwilę głowę.
—
Nie, chyba nie —
odpowiedziała. Podeszła do niej i objęła ramionami. —
Zostałaś już ukarana, więc mogę ci wybaczyć.
—
Kochana jesteś.
—
Ej, Itachi. Twoi rodzice chyba wrócili —
powiedział zaniepokojony rudowłosy, wyglądając przez szybę.
Starszy
z braci jak oparzony pobiegł do przyjaciela, który stał w salonie
i przyznał mu rację. To bez wątpienia byli jego rodzice.
Przywieźli jakiegoś gościa, którego już kiedyś widział na
rodzinnych zdjęciach.
—
Co ja im teraz powiem? —
jęknął. —
Czeka mnie godzinne kazanie.
—
Prawdę, skarbie —
odpowiedziała mu Ichirei, dając całusa w policzek. Wrócił jej
humor, gdy zobaczyła przerażenie w oczach chłopaka. —
To jest kara za upijanie alkoholem niewinnych dziewczyn.
Wśród
wesołego śmiechu i zapachu pierników można było usłyszeć też
jeden zrozpaczony głos. Atmosfera świąt udzieliła się każdemu.
W radiu leciała jakaś świąteczna piosenka, a za oknem padał
śnieg. Chłodny wiatr niósł zapach grzanego piwa. Mróz bawił
się, rysując na szybach najróżniejsze wzorki.
Zaś
tuż obok, zaledwie na wyciągnięcie ręki, stała ukochana osoba. Z
wyraźnymi wypiekami na twarzy.
*KONIEC*
Patrzcie państwo.... ŻYJĘ. Chociaż jestem przekonana, że niedługo mój marny żywot ktoś ukróci. Napisałam przecież kolejnego beznadziejnego one-shota i zrobiłam z Ichirei ciotę. ;__; Zapewniam, że nic nie piłam (jeszcze nie ten wiek).
Błędów pewnie znalazło się dużo, ale Ama powiedziała, że zbetuje mi dopiero po świętach. Takie są opłakane skutki pisania na ostatnią chwilę.
A co do ,,Weisera'' to polecam wszystkim książkę Pawła Huelle. I będę mocno hejcić film Marczewskiego jeśli na konkursie każą mi napisać recenzję porównawczą. Jak oni mogli pominąć Żółtoskorzydłego? Mojego kochanego wariata, który uciekł z wariatkowa?!
Jeśli ktokolwiek dotarł do końca to pozostaje mi tylko zachęcić do komentowania i życzyć Wam pogodnych, wesołych i rodzinnych świąt! <3
Ściskam mocno. ;3
Po takim czasie już zapomniałam co zamawiałam i że w ogóle coś zamawiałam. Chociaż fabuła lekka, łatwa i nieskomplikowana - dodatek świątecznego klimatu rozgrzał atmosferę. Dobrze wybrnęłaś z mojego wyzwania i choć nie było to typowe YahiKona - mi się podoba :) Trochę błędów jest, ale na razie nie mam czasu Ci ich wypisać. No i ja jestem wielokolorową ciotą, więc w sumie cokolwiek się o mnie nie napisze to może pasować XD Dziękuję i życzę Ci Wesołych Świąt <3
OdpowiedzUsuńSama jestem załamana, że tak długo to pisałam. ;; Zaczynałam chyba dwa razy zanim postanowiłam, że połączę to z świętami i kropka. To było trudne wyzwanie.
UsuńBłędy poprawię jak Amaterasu zbetuje one-shota.
Dziękuję i wzajemnie. ^^