niedziela, 24 stycznia 2016

[4] Spadająca gwiazda

 Gubię się.
W mojej głowie milion myśli odtwarzanych na minute, tysiące wspomnień i jedno pytanie bez odpowiedzi. Liczby, ważne daty mówiące mi co już było i co jeszcze będzie. Mętlik i wielki bałagan, który nie pozwala mi się skupić na znalezieniu jednej odpowiedzi. Dookoła mnie ludzie, tysiące osobników z różnymi problemami, których nigdy nie poznam i nie rozwiąże. Świat pędzący do przodu, zabiera mi czas, który potrzebuje do namysłu.
Umieram.
Serce staje mi w piersi na bardzo długo. Nie czuje jego przyśpieszonego rytmu, nie czuje nic. W środku jest tylko pustka, mięsień, który odmówił mi posłuszeństwa w grze o najwyższą stawkę. Po prostu czuję, że umieram.
Żyję.
Wracam do żywych. Widocznie tam w górze mnie nie chcą. Z jednej strony myślę, że jestem szczęśliwa, czując bijące serce, ale w środku – chcę umrzeć. Pragnę tylko wyrwać się z tego koszmaru. Nie żyć. A jednak żyję. Jestem tu.
Boję się.
Boję się, że go, kurwa, stracę. Cały mój wysiłek pójdzie na marne. Ogarnia mnie panika, co robić? Wewnętrzny ból rozrywa mi wnętrzności od środka, moje serce rozpada się na milion kawałków. W głowie wciąż mam mętlik. Nie umiem znaleźć banalnej odpowiedzi na banalne pytanie. Pierwszy raz się tak boję.
Upadam.
Zderzenie z zimną posadzką, powoduje napływ nowych myśli. W mojej głowie jest ich za dużo. Nie umiem się pozbierać, skupić na szukaniu jednej odpowiedzi. Czuję, że to koniec, że upadłam niżej niż kiedykolwiek. Upadłam.


Deszcz uderzał rytmicznie w szyby auta. Szalejąca za oknem burza bez końca pochłonęła uwagę blondynki. Nie zwracała uwagi na ożywioną rozmowę rodziców, ani na muzykę płynącą z radia. Przytknęła nos do okna i wpatrywała się w krople wody, spływające różnymi drogami po szybie. Próbowała poukładać swoje myśli, skupić się na swojej przyszłości, ale kiepsko jej to wychodziło. Wciąż miała problem z emocjami i strachem siedzącym w jej wnętrzu. Hałas w samochodzie tylko pogarszał sprawę.
– Mamo, ojcze – powiedziała dziewczyna, przerywając dyskusję rodziców na temat pogody w Londynie. – Możecie wyłączyć albo chociaż ściszyć radio?
– Jasne kochanie – odpowiedziała jej rodzicielka. Spojrzała na chwilę w tył samochodu.
Kaori wygrzebała z torby podręcznej, która leżała na siedzeniu obok, szary dres i założyła go szybko. Opierając głowę o szybę auta, zaciągnęła jeszcze mocniej kaptur, zasłaniając sobie połowę twarzy. Przymknęła oczy, westchnęła.
Ostatnie tygodnie były dla niej koszmarem. Musiała przejść przez piekło, by dziś zaczynać wszystko od nowa. Jeden błąd, jedna zła decyzja zaważyła na losie całej jej rodziny. Wciąż miała do siebie żal. Poczucie winy siedziało w jej sercu, było mocno zakorzenione w jej głowie.
Od zawsze szukała miłości. Rodzice dużo pracowali, byli zajęci utrzymywaniem domu i dziecka, przez co zabrakło im czasu na odrobinę uczuć skierowanych w stronę dziewczyny. Starała się żyć najlepiej jak mogła, dobrze uczyć, nie sprawiać kłopotów i czasami pomagać rodzicom. Wiele razy chciała im powiedzieć, że oprócz pieniędzy i wygodnego życia, potrzebuje też miłości. Czegoś więcej niż tlenu, uczucia, które daje życie i jest całym życiem. Ale za każdym razem tchórzyła. To była jej największa wada – tchórzyła w momentach, gdy chodziło o jej uczucia.
W dzień ukończenia akademii policyjnej spotkała Sasuke Uchihe. Znała go tylko trochę, wiele razy mijali się na korytarzu lub spotykali przypadkiem w gronie znajomych, ale nigdy nie rozmawiała z nim sam na sam. Po zakończeniu uroczystości podszedł do niej i zaprosił na randkę. Kaori nie należała do osób, które od tak dają się wyciągać na kawę. Zwłaszcza w sprawach uczuciowych zachowywała odpowiedni dystans. Jej życie miłosne wyglądało marnie, nigdy nie miała chłopaka, nigdy nie chodziła na dyskoteki poznawać nowe osoby, nie flirtowała, nie całowała się z pierwszym lepszym. Uchiha nie dał jej spokoju i po kilku dniach dzwonienia, sms-owania, udało mu się wyciągnąć dziewczynę na ciastko i kawę.
Kawiarnia była miła i przytulna, siedziało w niej zaledwie kilka osób. Zamiast bruneta przyszedł jego kolega. Dziewczyna niechętnie zaczęła z nim rozmowę, czując jak złość do samej siebie rośnie z każdą chwilą. Mimo ciepłej atmosfery w lokalu, nie czuła się dobrze. Zastanawiała się jak Uchiha mógł ją tak wystawić, zakpić z niej. Po niecałej godzinie Kaori postanowiła zakończyć swoje męki i pójść do domu. Gdy zakomunikowała to chłopakowi, poczuła się trochę źle. Przecież nie był niczemu winny, starał się być dla niej miły. Zaproponowała, żeby wymienili się numerami telefonów i może jeszcze kiedyś spotkali.
Po tygodniu od tego zdarzenia zorientowała się, że popełniła błąd. Hozuki zaczął do nie wydzwaniać, pisać sms-y. Nękał ją cały czas, próbując umówić się na kolejne spotkanie. Fukao nie zamierzała czekać bezczynnie na kolejny krok chłopaka. Zdobyła numer Uchihy i udając swoją kuzynkę umówiła się z nim na spotkanie. Brunet pod przymusem powiedział jej prawdę; umówił się z nią tylko dlatego, że poprosił go przyjaciel, który nie miał odwagi do niej zagadać. Dziewczyna powiedziała mu o wszystkim, o nękaniu Suigetsu, ale chłopak to najzwyczajniej w świecie olał.
– To twój problem, nie mój – powiedział.
Z czasem białowłosy stał się coraz bardziej uciążliwy. Zaczął przychodzić pod jej domu, wpadał na nią niby przypadkiem na mieście, był tam gdzie ona i jej znajomi. Nadal nękał ją telefonami i wiadomościami. Po dłuższym czasie dziewczyna uległa. Wiedziała, że to się może źle skończyć, dlatego nie poszła na spotkanie sama. Zabrała ze sobą kuzynkę, która akurat wpadła w odwiedziny. Na spotkaniu Hozuki zachowywał się normalnie, oczarował Yuki, przeciągając ją na swoją stronę. Przez pewien czas odpuścił sobie nękanie blondynki, ale gdy tylko jej kuzynka wróciła do domu, wszystko zaczęło się od nowa. Wielokrotnie dzwoniła do rodziców, mówiąc o swoim problemie. Niestety oni też zbagatelizowali sprawę, twierdząc, że to tylko zakochany po uszy młodzieniec, a nie psychopata.
Kaori zaczęła szukać informacji o Hozukim, staż w policji ułatwił jej dostęp do jego akt. Ku zaskoczeniu blondynki nigdy nie był karany i miał zupełnie czystą kartotekę. Postanowiła spokojnie poczekać na dalszy rozwój wydarzeń, jednocześnie zbierając dowody na dręczyciela. Wydrukowała bilingi rozmów i wiadomości. Starała się nie zostawać sama, gdyż potrzebowała świadków.
Niestety białowłosy był uparty i nie dawał za wygraną. Zaczął do niej wypisywać także na facebooku i mailu. Wysyłał jej kwiaty z liścikami miłosnymi, podrzucał jej czekoladki na komisariacie. W końcu Kaori złożyła zawiadomienie o nękaniu, ale to tylko pogorszyło sprawę. Chłopak stał się agresywny, raz nawet ją uderzył podczas kłótni. Przerażona sprawdzianem dorosłego życia nie dawała sobie rady. Szukała pomocy wśród rodziców, ale oni jak zawsze byli zapracowani i nie mieli dla niej czasu. Przyjaciele zajęci swoimi problemami podtrzymywali ją na duchu i próbowali przekonać do drastyczniejszych kroków – wyjazdu. Fukao nie chciała opuścić swojego miasteczka przez jednego psychopatę, miała tu przyjaciół i wspomnienia, ulubione miejsca.
Decydując się zostać w Konoha naraziła się na niebezpieczeństwo, co zrozumiała, gdy było już za późno. Pewnego dnia, wracając samotnie po procy do domu, natknęła się na Hozukiego. Siedział na klatce schodowej przed jej mieszkaniem, miał spuszczoną głowę. Chciała przejść obok niego i wejść do mieszkania, ignorując jego osobę. Gdy włożyła klucz w zamek i przekręciła, chłopak szybko wstał. Wepchnął Fukao do środka, zamykając drzwi od wewnątrz. Przyparł ją do ściany i szeptał, że będą już na zawsze razem. Patrząc w tamtym momencie w jego fioletowe oczy, zrozumiała z kim ma do czynienia, z szaleńcem.
Hozuki musiał mieć to zaplanowane od dłuższego czasu, wszystkie jego ruchy były przemyślane. Siłą zaciągnął Kaori do sypialni, związał jej nogi i ręce i zakneblował usta. Komórkę dziewczyny wyłączył, by nie mogła wezwać pomocy. Przez dwa dni traktował ją jak swoją własność, lalkę. Głaskał jej włosy, szeptał do ucha obietnice wiecznej miłości. Nikt ze znajomych blondynki się nie zaniepokoił, że nie daje znaku życia, gdyż był weekend. Dopiero w poniedziałek sąsiadka się zmartwiła, zaczęła pukać do drzwi, pytając czy wszystko w porządku. Pani Kimi była typem plotkarki, lubiła wszystko o wszystkich wiedzieć i być w centrum uwagi. Tym razem dziewczyna musiała przyznać, że wścibskość kobiety uratowała ją z tego koszmaru. Była przerażona zachowaniem białowłosego. Traktował ją jak przedmiot, swoją własność. Zadomowił się w jej mieszkaniu bardzo szybko. Fukao przerażała myśl, że może spędzić z nim jeszcze kilka dni zanim ktokolwiek się nią zainteresuje.
Chwilę po tym jak Suigetsu wyszedł na poranne zakupy, Kaori usłyszała pukanie do drzwi. Próbowała krzyczeć, ale materiał, którym miała zakneblowane usta, był zawiązany bardzo dobrze. Tak samo sznury na rękach i nogach – mimo sprytu nie potrafiła wyswobodzić górnych kończyn. Zdesperowana nie wiedziała co robić. Hozuki mógł wrócić w każdej chwili i wmówić sąsiadce, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. W ostatniej chwili blondynka pomyślała o lampce nocnej, stojącej na szafce. Zaczęła się okręcać na łóżku. Z trudem przychodziło jej wykonanie każdego ruchu, każdy mięsień ciała krzyczał z bólu. Dotknęła stopami lampki i zaczęła ją przepychać. Sekundy dłużyły się w nieskończoność, a ona czuła, że traci szansę na wyrwanie się z tego koszmaru.
Udało się! Porcelanowa lampka spadła na podłogę z wielkim hukiem, ale pukanie sąsiadki ustało. Kaori momentalnie straciła nadzieję. Myślała, ile jeszcze będzie tkwiła w tym koszmarze, kiedy ktoś się w końcu zaniepokoi. Przekręcanie klucza w zamku napełniło ją jeszcze większym strachem, jednak szybkie i chaotyczne kroki dwóch osób, dodały jej na nowo nadziei. Zaczęła kopać w szafkę nocną, która uderzając o ścianę niosła po mieszkaniu głuchy dźwięk. Do sypialni wbiegła pani Kimi i dozorca. Zaskoczeni szybko pomogli jej się wyswobodzić.
Potem wszystko działo się bardzo szybko. W mieszkaniu sąsiadki, Fukao czekała na przyjazd policji. Dozorca bloku pilnował związanego białowłosego, który pojawił się chwilę po tym jak dziewczynie udało się uciec. Blondynka zadzwoniła do rodziców, którzy obiecali, że przyjadą najszybciej jak mogą. Zjawili się w momencie, gdy funkcjonariusze zabierali dręczyciela. Doopiero wtedy, patrząc mu w oczy zrozumieli, że ich córka była w prawdziwym niebezpieczeństwie.
– Kochanie, kupić ci coś?
Głos rodzicielki rozbrzmiał w głowie Kaori niczym echo. Dziewczyna odrzuciła na chwilę wspomnienia i spojrzała na mamę, czekającą na odpowiedź. Zanim jednak odpowiedziała na zadane pytanie, zdjęła kaptur, rozglądając się dookoła.
– Nie – odpowiedziała krótko.
Brązowowłosa wysiadła z auta i poszła do sklepu na stacji benzynowej. Fukao odprowadziła ją wzrokiem, po czym wróciła do poprzedniej czynności. Założyła kaptur na głowę i przytykając nos do szyby, myślała o tym co ją niedawno spotkało. Przecież to mogło się przydarzyć każdemu, więc dlaczego akurat ona musiała paść ofiarą Suigetsu. Obawiała się, że uraz psychiczny pozostanie jej na bardzo długo. Już przed tym zdarzeniem trzymała mężczyzn na dystans, miała do nich swojego rodzaju uraz. Wiedziała, że to przez jej ojca i jego zachowanie.
– Za pół godziny będziemy na miejscu – poinformował ją tata, wsiadając do auta.
Blondynka przyjęła ten fakt ze spokojem na twarzy. W środku gotowała się na myśl, że będzie musiała mieszkać z rodzicami w ich wielkim mieszkaniu w Londynie. Chciała się wyprowadzić z Konohy, ale nie zamierzała wyjeżdżać z Japonii. Myślała raczej o przeprowadzce do Tokio lub w inne miejsce, ale w jej rodzicielach nagle obudził się instynkt rodzicielski. Teraz gdy miała dwadzieścia cztery lata nie potrzebowała już ich opieki. Wiedziała, że choćby nie wiem jak starali się jej pomóc, tylko ona mogła sobie poradzić z poukładaniem swojego życia na nowo. W Japonii czy Londynie tylko ona mogła to zrobić. Z ich wsparcie lub bez niego – tylko ona.
Wyjęła z torby telefon oraz słuchawki, które błyskawicznie włożyła w uszy. Wybrała swoją ulubioną playlistę piosenek i oddała się w kuszące objęcia Morfeusza.

~

Podmuch chłodnego powietrza uderzył kilkakrotnie w twarz blondynki, rozwiewając jej senne fantazje o idealnym świecie. Kaori przewróciła się na brzuch i wtulając twarz w poduszkę, błagała w myślach o jeszcze kilka minut snu. Zaciągnęła kołdrę na głowę, snując wizje o dzisiejszym dniu. Czekało ją spotkanie z nową rzeczywistością, nowymi ludźmi i nową przyszłością. To właśnie w Londynie, na jednym z posterunków policji miała kontynuować swój staż. Rodzice sprzeciwiali się tej decyzji, twierdząc, że powinna odpocząć od pracy i zrelaksować się w domu przez telewizorem. Fukao nie dała się przekonać i postawiła na swoim, ojciec pomógł jej załatwić staż.
Budzik donośnym głosem poinformował, że pora wstawać. Blondynka wysunęła rękę i wyłączyła irytujące urządzenie. Potrzebowała jeszcze odrobiny snu, zwłaszcza po wczorajszych problemach z zaśnięciem i dniu pełnym emocji.
– Kaori, wstawaj!
Krzyk ojca dotarł do jej uszu z drugiego końca wielkiego mieszkania, ale dopiero po kilku sekundach przetrawiła informację. Niechętnie wytknęła nos spod kołdry i wstała z łóżka. Przenikliwy chłód natychmiast otulił jej ciało jak puchowy kocyk, wywołując gęsią skórkę. Spojrzała w stronę otwartego okna i przypomniała sobie, że zapomniała je wczoraj zamknąć. Warknęła pod nosem, pocierając ramiona. Wzięła do ręki dres leżący na podłodze i założywszy go, podeszła do walizki. Wygrzebała z niej kosmetyczkę, świeżą bieliznę, czarne spodnie i tego samego koloru bluzkę. Chwyciła wszystko niedbale i pomaszerowała do łazienki.
Ciepły prysznic okazał się spełnieniem jej marzeń, krople wody przyjemnie łaskotały skórę. Przez dłuższą chwilę stała w kabinie delektując się chwilą. Głośne pukanie do drzwi zepsuło cały urok i Kaori niechętnie stwierdziła, że musi się pośpieszyć.
– Dajcie mi dziesięć minut – niemal warknęła, namydlając ciało.
Po kabinie prysznicowej rozniósł się słodki zapach mydełka różanego. Fukao spłukała pianę, osuszyła mniej więcej ciało i owinięta ręcznikiem podeszła do umywalki. Spojrzała w duże, kwadratowe lustro nad nią. Przez chwilę wpatrywała się w swoje oblicze, szukając jakiegoś punktu zaczepienia, powodu, dla którego to ona stała się ofiarą Suigetsu. Miała urodę przeciętnej blondynki, jasne miodowe włosy za ramiona i grzywka spadająca na oczy okalały jej twarz nadając trochę dziecinny wygląd. Szare oczy otoczone wachlarzem rzęs, nie za duże różowe usta i lekko opalona skóra. Zgrabne nogi nadrabiały za jej małe piersi oraz średni wzrost, około sto sześćdziesiąt pięć centymetrów.
Wysuszyła włosy, wciąż myśląc o wydarzeniach minionych tygodni. Musiała zeznawać w sądzie jako ofiara, opisując wszystkie spotkania i szczegóły z dużą dokładnością. Na każdej z trzech rozpraw widziała twarz Hozukiego i jego wredny uśmieszek, skierowany właśnie do niej. Białowłosy doskonale rozumiał swoją sytuację, podejrzewano u niego zaburzenia psychiczne. Po ogłoszeniu wyroku, spojrzał w jej stronę i powiedział:
– Jeszcze się spotkamy, kochanie.
Blondynka otrząsnęła się, słysząc po raz kolejny pukanie do drzwi. Wyłączyła suszarkę.
– Już wychodzę.
Założyła szybko bieliznę i wzięte ze sobą ubrania. Gdy zobaczyła, że bluzka ma rękaw trzy czwarte po jej plecach przeszły ciarki. Zrobiła szybki makijaż, trochę kremu maskującego zaczerwienienia, pudru w płynie, tuszu i pomadka bezbarwna. Włosy związała w kitkę za prawym uchem, a grzywkę przeprostowała prostownicą. Szybko ogarnęła bałagan jaki zrobiła i wybiegła z łazienki, prawie potrącając ojca.
Wpadła do pokoju jak burza, rzuciła kosmetyczkę na łóżko i zamknęła okno. Chłód w sypialni przyprawił ja o kolejną dawkę gęsiej skórki. Wygrzebała z walizki ciemny płaszczyk wyłożony od środka futerkiem. Założyła go, szybko sprawdziła godzinę na komórce i stwierdziła, że jeśli się nie pośpieszy to będzie nieźle spóźniona.
– Zbieraj się, podrzucę cię – zaproponował ojciec, wchodząc do jej pokoju.
– Dzięki, dam sobie rade sama – odpowiedziała.
Wrzuciła do plecaka portfel, dokumenty i podręczną kosmetyczkę.
– Nie bądź uparta.
Bez słowa wyminęła ojca, zabierając przy okazji klucze i komórkę leżące na komodzie. Zatrzymała się kilka kroków przed drzwiami pokoju, westchnęła.
– Teraz jest już za późno na bycie przykładnym ojcem - rzuciła w jego stronę obojętnym głosem.
Przygryzła wargę próbując zapanować nad emocjami. Wiedziała, że jest w tym słaba. Nie umiała ukrywać swoich prawdziwych uczuć choć się bardzo starała. Staż w policji Konoha trochę jej w tym pomógł, ale stojąc twarzą w twarz z własnym ojcem wracała jej niepewność. Czarne oczy przewiercające ją na wylot przypominały dziewczynie o czasach dzieciństwa, gdy robiła wszystko by przypodobać się męzczyźnie.
Uśmiechnęła się delikatnie, wychodząc z pokoju. Potarła dłońmi skroń, czując narastający ból i kierując swoje kroki do kuchni, przerzuciła plecak przez ramię. Już z daleka usłyszała, że mama nuci pod nosem wesołą piosenkę.
– Może powinnaś trochę odpuścić tacie – powiedziała mama w momencie, gdy Kaori przekroczyła próg kuchni.
Blondynka podeszła do stołu ignorując wypowiedź matki. Wzięła jedną kanapkę i zaczęła ją jeść w pośpiechu, przy okazji przyglądając się swoim paznokciom u ręki. Po chwili doszła do wniosku, że powinna je zmyć i pomalować na nowo, gdyż nie wyglądają dobrze.
Przełknęła ostatni kęs kanapki z pomidorem, gdy jej ojciec usiadł do stołu. Wstała z miejsca. Z lodówki wyjęła butelkę wody mineralnej, której szczerze nie lubiła, ale nie widząc niczego, innego włożyła ją do plecaka.
– Zamierzasz nas tak ignorować cały czas? – zapytał ojciec.
Wzruszyła obojętnie ramionami. W holu zmieniła kapcie na czarne adidasy oraz wzięła do ręki parasolkę.
– Wrócę późno. Nie czekajcie na mnie z kolacją – krzyknęła, chwilę przed tym jak dobitnie trzasnęła drzwiami.
Sąsiadka wychodząca z mieszkania naprzeciwko dziwnie na nią popatrzyła, co dziewczyna automatycznie odebrała jako znak wielkiej sympatii. Zaśmiała się cicho ze swojej zdolności zrażania do siebie ludzi i skierowała w stronę schodów. Na rzecz świętego spokoju zrezygnowała z windy, do której weszła kobieta.
Będąc na poziomie pierwszego piętra do jej nosa doleciał zapach deszczu, który dostał się do środka przez otwarte okno na końcu holu. Wsadziła ręce do kieszeni płaszczyku i zacisnęła w pięści, czując jak z każdym stopniem schodów jej strach rośnie. Próbowała się uspokajać, wmawiać sobie, że to przecież nic wielkiego, że zacznie prace w innym miejscu i tyle. Jednak wspomnienie przygody z Suigetsu powracało do niej jak bumerang. Bała się, że w Londynie popełni ten sam błąd i będzie cierpieć dużo mocniej niż przedtem. A przede wszystkim zżerał ją stres.
Ostatnie dwa stopnie pominęła, zeskakując na posadzkę z trzeciego. Recepcjonistka stojąca za ladą na chwilę oderwała swój wzrok od monitora komputera i popatrzyła na nią z ukosa. Kaori zaśmiała się, myśląc ile jeszcze osób potraktuje ją dziś tym spojrzeniem. Przeszła spokojnym krokiem do obrotowych drzwi i z ulgą opuściła apartamentowiec. Zimne powietrze deszczowego Londynu uderzyło w jej twarz, rozwiewając przy okazji grzywkę. Poprawiła włosy i przez chwilę zastanawiała się co dalej.
Nigdy nie była w stolicy Anglii, nie znała nazw ulic, nie wiedziała gdzie, co jest. Dotarło do niej, że zbyt pochopnie odrzuciła pomoc ojca i dała się ponieść emocjom. Mimo swojej nieciekawej sytuacji nie zamierzała wracać na górę, przepraszać oraz prosić o pomoc. Wyjęła komórkę z kieszeni, by sprawdzić godzinę.
– Dwadzieścia minut – szepnęła do siebie pod nosem.
Tupnęła zdenerwowana nogą o chodnik. Pierwsza myśl jaka przyszła jej do głowy to złapanie taksówki. Rozejrzała się dookoła, jednak nie zauważyła w pobliżu upragnionego dwuśladu. Mruknęła pod nosem kilka niezrozumiałych nawet dla siebie słów i dalej myślała o swojej sytuacji.
Telefon zawibrował w jej kieszeni krótkim, przerywanym sygnałem. Wyciągnęła go i sprawdziła dlaczego przerywa jej próby wybrnięcia z czarnej dziury. Westchnęła, widząc przypomnienie o zaczęciu nowego stażu. Skasowała powiadomienie i zaczęła się bawić telefonem. Dobrze pamiętała adres posterunku policji, ale nie znając nazw ulic znalezienie go było jak szukanie igły w stogu siana. Wpadł jej do głowy pomysł pytania przechodniów, ale jej orientacja w terenie i zapamiętywanie wskazówek nie należały do mocnych stron.
– Siedemnaście minu … Głupia!
Walnęła się otwartą ręką w czoło, karcąc swoją inteligencję. Szybko włączyła w telefonie GPS i wpisała wybrany adres. Po chwili miała podany najkrótszy sposób dostania się na posterunek. Założyła plecak na drugie ramię, zaczynając bieg. Uważnie słuchała poleceń, które wydobywały się z telefonu.
– Teraz skręć w prawo... Dwanaście metrów prosto... Skręć w lewo...
Odetchnęła z ulgą widząc przed sobą budynek posterunku. Rozejrzała się i przebiegła przez ulicę na druga stronę. Z każdym krokiem była coraz bliżej nowego początku, nowego życia, nowej przygody i strach, który do tej pory w niej siedział magicznym sposobem wyparował. Czuła tylko zmęczenie spowodowane biegiem, znów była w fatalnej formie.
Pchnęła szklane drzwi wchodząc do środka. Może z zewnątrz budynek wyglądał na poddany próbie czasu, świadczyły o tym odpadający tynk i liczne przebarwiania oraz grafiki amatorskich łobuzów, ale w środku był czysty i dobrze zagospodarowany. Fukao chciała się szybko rozejrzeć po parterze, jednak głośna komenda ,,Baczność!'' pokrzyżowała jej plany. Dopiero wtedy zorientowała się, że w okienku informacji nie ma żywej duszy tak samo jak na korytarzu. Szybko pobiegła w miejsce skąd usłyszała krzyknięcie.
Popchnęła delikatnie brązowe drzwi, starając się nie zdradzić swojej obecności. Zauważyła policjantów stojących w rzędach i szeregach przed szefową policji. Słyszała trochę o tej kobiecie. W Konoha Tsunade Senju była legendą; pochodziła z małego miasteczka, lecz dzięki uporowi udało jej się zajść tak daleko. Wszyscy mieszkańcy dobrze ją wspominali, nawet Kaori miała okazję raz ją spotkać.
Blondynka trzepnęła się w głowę, odrzucając niepotrzebne myśli. Znajdowała się na straconej pozycji – spóźniła się pierwszego dnia. Musiała jak najszybciej znaleźć się w szeregu ze swoim nowym zespołem. Ciekawe, który to, pomyślała. Zaczęła analizować ustawienie policjantów, policzyła ilość osób w rzędzie. W każdym było po sześć: lider zespołu, szef zespołu i czterech funkcjonariuszy; poza jednym. Zauważyła w nim tylko cztery osoby, więc nie tylko ona się spóźniła. Spojrzała za siebie, lecz nie dostrzegła nikogo.
Zamknęła drzwi i zakradła się do drugich, znajdujących się z tyłu biura. Nacisnęła cicho klamkę, jednak ta zaskrzypiała. Przestraszyła się, że ktoś ją mógł usłyszeć. Zorientowała się, że nic takiego się nie stało, gdyż wszyscy wsłuchiwali się w donośny głos Senju. Szybko czmychnęła pod najbliższe biurko. Cieszyła się, że ten apel odbywał się w biurze głównym, gdzie jest pełno miejsc pracy zespołów.
Chowając się za biurkami udało jej się dotrzeć do najbliższego rzędu, który był tym gdzie powinna się znajdować. Zaczęła czekać na moment, gdy szefowa odwróci wzrok w drugą stronę, a ona będzie mogła niezauważenie wskoczyć na swoje miejsce. Niestety blond włosa kobieta prawie cały czas kierowała swój wzrok w kierunku felernej czwórki. Z niezadowoleniem Kaori usiadła na podłodze, opierając się o biurko. Wciąż obserwując sytuację i pilnując swoich tyłów. Na jej szczęście nikt z funkcjonariuszy nie zamierzał jej wydać, choć kilku z nich zauważyło obecność spóźnionej dziewczyny. Zaczęła wsłuchiwać się w słowa płynące z ust pani Tsunade jak rwąca rzeka.
– Dzisiejszy dzień dla naszego posterunku jest wyjątkowy, co zresztą już kilka razy powiedziałam i z chęcią powtórzę – duma rozpierała głos szefowej. – W końcu udało nam się wyzbyć korupcji i wywalczyć własne śledztwa, bez nadzoru ze strony prokuratury. Ale...! Ale jeśli tylko coś znów pójdzie nie tak, poleci tylko jedna głowa. – Zrobiła dłuższą przerwą i odchrząknęła. – Moja. Dlatego dla waszego bezpieczeństwa radzę wam być po stronie prawa!
Euforia ogarnęła funkcjonariuszy stojących na baczność przed kobietą. Nikt nie zamierzał się więcej powstrzymywać, oklaskom i wiwatom nie było końca. Kaori wykorzystała moment zamieszania, wślizgując się na swoje miejsce. Odetchnęła głęboko z ulgą, być może zbyt mocno, gdyż stojący przed nią kruczowłosy chłopak odwrócił się. Ciarki przeszły ją po plecach, ale starała się zachować kamienny wyraz twarzy.
– Spóźniłaś się – syknął w jej stronę i wrócił do poprzedniej pozycji.
Fukao nie skomentowała tej wypowiedzi, zresztą nie wyglądało na to by brunet czekał na odpowiedź. Przymknęła oczy i spróbowała odtworzyć w głowie jego twarz. Ciemne, smoliste kosmyki okalały jego idealnie proporcjonalną głowę. Tego samego koloru oczy, które mocno kontrastowały z strasznie bladą karnacją. Jego mimika nie wyrażała żadnych emocji, był po prostu obojętny. Kaori dobrze znała ten typ ludzi, w końcu sama próbowała mieć wyjebane na życie. Wychodziło jej to beznadziejnie.
– Na biurkach czekają na was nowe sprawy do rozwiązania. Obywatele na was liczą tak samo jak ja. Ci ludzie pokładają nadzieję w nowych funkcjonariuszach naszej komendy. Nie możemy ich zawieść. Do pracy!

~

– Namikaze Naruto! Jestem nowicjuszem w policji, ale moim marzeniem jest stać się najlepszym szefem policji jakiego widział ten posterunek. Dam z siebie wszystko. Nigdy nie zamierzam się poddawać i...
– Siadaj – rozkazał znudzony siwowłosy.
Zaraz po zakończeniu apelu zespoły wraz z liderami rozeszły się do miejsc pracy. Młodsi funkcjonariusze dostali odznaki, broń i kabury. Zostali też pobieżnie zapoznani z procedurami. Hatake zgarnął swoich podwładnych do pokoju przesłuchań. Lubił to miejsce, napawało go spokojem.
Kaori dłuższą chwilę mu się przyglądała. Miał siwe rozczochrane włosy, ale mimo to obstawiała, że był góra cztery lata starszy od niej. Wysoki i wysportowany, mimo czarnej koszuli mogła dostrzec jak materiał opina jego mięśnie. Czarne oczy zupełnie bez wyrazu, smukła twarz oraz usta wygięte w grymas niezadowolenia, to wszystko zadziałało na dziewczynę odpychająco. Choć sprawiał wrażenie zdystansowanego i poukładanego, blondynka przypięła mu plakietkę dupka. Z takimi mężczyznami nie lubiła mieć do czynienia. Właściwie to w ogóle nie lubiła mieć do czynienia z mężczyznami. Lepsze to niż kolejny psychopata, pomyślała na pocieszenie.
Zorientowawszy się, że siwowłosy patrzy w jej stronę szybko odwróciła wzrok. Przyjrzała się bliżej naburmuszonemu koledze. Pod blond czupryną opadającą na oczy dostrzegła niebezpiecznie błękitne tęczówki. Widziała w nich determinacje do działania, której brakowało każdej pozostałej osobie w tym pokoju; nawet jej. Miał dobrze wyrzeźbioną masę, choć nie tak jak lider zespołu, a wzrostem również ją przewyższał, co dostrzegła już idąc tutaj. Po za tym wyglądał na słodkiego i niegroźnego blondynka.
– Następny – rzucił chłodnym głosem mężczyzna, który nawet się nie raczył przedstawić jako pierwszy, czym bardzo stracił w oczach Fukao.
Brunet siedzący obok Naruto wstał. Dziewczyna była ciekawa, co powie, bo jakby nie patrzeć też jej podpadł. Mógł sobie darować ten komentarz podczas apelu. Westchnęła, czując, że ten dzień będzie naprawdę ciężki.
– Shimura Sai z Tokio. Mam dobrą pamięć i szybko łącze fakty. Liczę na owocną współpracę.
Na koniec chłopak ukłonił się delikatnie. Usiadł na miejsce w momencie, gdy do pokoju wszedł mężczyzna z papierosem w ustach. Zapach nikotyny szybko wypełnił pokój. Blondynka zacisnęła pięści, nie pozwalając, by ktokolwiek zobaczył jej słabość.
Czarnowłosy skinął głową na znak by kontynuowali zaczętą wcześniej czynność. Kaori poczuła na sobie wyczekujący wzrok lidera i pozostałych. Zignorowała to, kątem oka szybko przyglądając się palaczowi. Miał ciemną karnację, czarne oczy i takie same włosy. Rosły, umięśniony, a co dziwniejsze wyglądał na starszego od siwowłosego; mimo to był pod jego rozkazami.
– Może pani spóźnialska wreszcie się przedstawi? – zapytał, wyraźnie poirytowany lider.
– I mówi to ten, który nie wie, że powinien zaprezentować się pierwszy – warknęła.
Z ociągnięciem wstała z krzesła, poprawiła płaszcz.
– Fukao Kaori. Konoha.
Usiadła z powrotem na niewygodne i twarde krzesło. Nie widziała potrzeby mówienia o sobie czegoś więcej. Dodatkowym powodem ku temu była ledwo dostrzegalna złość w oczach siwowłosego. Uśmiechnęła się.
– Ja jestem Sarutobi Asuna, szef zespołu, a to lider Hatake Kakashi. Będziemy wami dowodzić i liczymy na współpracę – głos zabrał palący peta brunet. – W ostatniej chwili zrezygnowała kadetka Kato, więc będziemy działać w okrojonym składzie dopóki nam kogoś nie przydzielą.
– Świetnie – mruknął Hatake.
W pokoju zapadła cisza wypełniona nerwowym stukaniem palców siwowłosego o blat stołu. Kaori wykorzystała moment spokoju, by ocenić sytuację. W zespołach zazwyczaj są parzyste liczby osób od sześciu wzwyż. Przy takim systemie można zapomnieć o pracy indywidualnej, każdy członek ma swojego partnera i pracują razem. W tym wypadku można było ułożyć trójkę i dwójkę. Zatem w najgorszym wypadku będę miała do czynienia z liderem, pomyślała. Ułożyła szybko w głowie wszystkie możliwe kombinacje, ale przeczucie, że trafi na mężczyznę ją nie opuściło. Znała siebie i swojego pecha. Była typem pechowca.
Kakashi wstał z krzesła, oparł dłonie o blat stołu i przyglądał się trójce funkcjonariuszy z dużym zainteresowaniem. Najdłużej zatrzymał swój wzrok na blondynce. Dziewczyna cieszyła się, że jej grzywka była trochę przydługa i zasłaniała część oczu.
– Kretyn, lizus i baba – niemal wypluł ostatnie słowo. – Jesteście najgorszym z możliwych połączeń. Nie ma szans byście zostali policjantami. Nikomu z was się to nie uda i osobiście tego dopilnuje.
Fukao zacisnęła mocniej pięści, przed chwilą Sarutobi skończył fajkę, ale jak na złość lider musiał ich skreślić na samym początku, wzburzając w niej falę nowych emocji. Nie lubiła tego, oceniania ludzi po wyglądzie, po wypowiedzeniu kilku słów; gardziła ludźmi, którzy tak robią. Mimo złości jaka w niej siedziała, postanowiła jej nie okazać i zachować maskę obojętności.
– Kakashi, nie tak ostro – zaśmiał się łagodnie Asuma. – Wystraszysz nam młodziaków i zostaniemy na lodzie.
– Wolę pracować sam niż z bandą żółtodziobów – westchnął mężczyzna w odpowiedzi.
– To nie fair!
Maska obojętności spadła dziewczynie z twarzy i teraz każdy mógł dostrzec zdziwienie także w jej oczach. Wzrok zebranych skierowany był w stronę Naruto. Chłopak nie przypominał tego uśmiechniętego blondaska, którym jeszcze chwilę temu był. Pobladły mu knykcie, a jego błękitne tęczówki pociemniały, źrenica stała się prawie niewidoczna.
– Nie ma pan prawa oceniać nas po kilku minutach – wycedził przez zęby. – To egoistyczne i niesprawiedliwe podejście do sprawy. Pan naprawdę jest policjantem? Nie widzi pan w nas potencjału?
Świat zaczął wirować, w głowie Kaori powietrze szumiało niebezpiecznie szybko. Nieprzyjemne mrowienie zaczęło obejmować jej ciało zaczynając od nóg. Oddech z każdą chwilą stawał się coraz krótszy i płytszy. Odpływała.
– Naruto, przestań – szepnęła, choć wiedziała, że to niczego nie zmieni.
Oczy chłopaka powędrowały na nią. Oczy przypominające zwierze, zaszczutego lisa tuż przed tym co nieuniknione. Oczy, które bardzo przypominały jej wzrok psychopaty. Oczy wyglądające jak te Suigetsu.
– Co się dzieje? – Sarutobi podszedł do niej i przyłożył rękę do czoła, odtrąciła ją. – Kaori?
– Przestań patrzeć tym wzrokiem, Uzumaki – wycharczała, czując jak jej gardło zamienia się w pustynię.
W pomieszczeniu zapadła cisza, nikt się nie odzywał, a wszystkie pary oczu skierowane były w jej stronę. Fukao wiedziała, że już po sekundzie uznali ją za histeryczkę, ale nikt z nich nie wiedział, co ją spotkało. Mimo że właśnie przekreśliła swoją osobę i w mniemaniu innych wyszła na wariatkę, nie zamierzała mówić prawdy. Co więcej, nie zamierzała pozwolić pokonać się paranoi.
Zebrała resztki siła jakie jej zostały i wstała. Powoli, ale pewnym krokiem skierowała się do drzwi. Znów przybrała obojętny wyraz twarzy, chłodną postawę. Założenie tej maski kosztowało ją naprawdę dużo, ale myśl, że zaraz będzie mogła odetchnąć dodawała jej odwagi.
Trzaśnięcie drzwiami przyniosło Kaori prawdziwą ulgę. Szybko przeszła długi korytarz wypełniony czekającymi w kolejce ofiarami i weszła do łazienki. Oparła się o kafelki pobliskiej ściany, ale po chwili zjechała po nich na ziemię. Przyciągnęła nogi, oplatając je ramionami; głowę oparła na kolanach.
– Wynocha – warknęła w stronę dwóch damulek, stojących przed lusterkiem. Nie miały munduru, dlatego uznała, że są z recepcji. – No, wynocha! – powtórzyła.
Kobiety spojrzały na siebie niepewnie i pospiesznie wyszły z łazienki, zachowały się przy tym wyjątkowo cicho.
Fukao wstała z podłogi. Podeszła do umywalek znajdujących się naprzeciwko. Przyjrzała się swojej twarzy w dużym lustrze, od razu zauważyła rozbiegane źrenice. Przymknęła powieki, uspokajając oddech.
– Idiota, kretyn, dureń, baran… – zaczęła wyliczać wszystkie znane jej obelgi od tych łagodniejszych zaczynając. - Ciota, debil, dupek...
– Ulżyło?
Otworzyła gwałtownie oczy, prawie zachłysnęła się powietrzem. W lustrze napotkała odbicie hebanowych tęczówek, które wpatrywały się w jej plecy. Powoli się odwróciła i zmierzyła twarzą w twarz z rozmówcą. Takie rozmowy nie były jej specjalnością, zawsze palnęła coś czego nie chciała lub nie mówiła nic.
– Słuchaj, księżniczko – zaczął z namysłem – nie mam czasu na twoje fochy. Stety lub niestety będziesz się ze mną musiała męczyć jeszcze kilka tygodni jako swoim szefem i partnerem.
– Słucham? – Kaori nie kryła szoku, jaki malował się na jej twarzy. – Co powiedziałeś?
– Nie jesteśmy na ,,ty''. – Nie omieszkał nie zauważyć Hatake. – Chłopaki pojechali po nakaz aresztowania podejrzanego, my idziemy delikwenta zatrzymać.
Fukao stała w miejscu i przyglądała się mężczyźnie. Nie dość, że zlekceważył jej pytanie to jeszcze wydawał rozkazy, z przecież mieli być partnerami! Kocham cię mój pechu, ironizowała w myślach, jak tylko przybierzesz skarbie ludzką postać nafaszeruję cię ołowiem.
– Zapomnij o swoim życiu prywatnym dla własnego dobra. Tutaj jesteś tylko policjantem, maszyną wypełniającą rozkazy.
– Nie wszyscy podzielają twoje zdanie – powiedziała z uśmiechem, mijając Hatake. Rozwścieczona twarz Naruto przemknęła jej przed oczami.
Może nie znała blondyna wystarczająco długo, ale to co odwalił w pokoju przesłuchań utwierdziło ją w przekonaniu, że to impulsywny chłopak. Zresztą to wszystko zaczynało jej się coraz bardziej podobać.
Kaori lubiła wyzwania, Kaori lubiła przeszkody, Kaori nie lubiła swoich nieustannych wahań nastrojów.

~

Już dawno zapomniała jak się prawidłowo oddycha, w końcu brała tylko łapczywe oddechy ustami. Lubiła wyzwania, adrenalinę, to podniecenie i niepewność – czy uda jej się biec wystarczająco szybko by dopaść cel? Krew pulsowała w jej skroni niebezpiecznie szybko, przyprawiając dziewczynę o rosnący ból głowy. Już dawno nie biegała, ani nie ćwiczyła, więc wiedziała, że to normalne. Przyśpieszyła.
Nie czuła potrzeby odwrócenia się w tył i sprawdzenia, czy jej ,,partner'' jest tuż za nią. Fukao miała głęboko gdzieś jego obecność. Nazwał ją babą, potem powiedział coś od serca, a mimo to grał zimnego dupka. Wzbudzał w niej milion sprzecznych emocji, sprawiał, że wariowała na samą myśl o jego osobie. Odpychał ją, a jednocześnie… przyciągał jak magnes, zaprzątał jej umysł. Pokiwała głową, odtrącając od siebie zbędne myśli i skupiła się na mężczyźnie.
Zgrabnie pokonała kolejny wózek pchnięty prosto na nią. Potrąciła jakiegoś kupującego ryż nastolatka, przeskoczyła nad kałużą z mleka i biegła dalej. Ucieszyła się widząc jak delikwent kieruje się do drzwi, jednak jej uśmiech zniknął, gdy nie zauważyła ochrony. Cholera, zaklęła w myślach, przecież chwilę temu tu byli. Po raz kolejny przyspieszyła, była już na granicy wytrzymałości. Jej mięśnie błagały o chwile wytchnienia, jednak nie zamierzała się poddać. Chciała udowodnić Hatake, że wcale nie jest babą, histeryczką i słabą kobietą.
Wyrwała jakiemuś staruszkowi z zaskoczenia laskę i rzuciła nią jak oszczepem. Trafiła w cel. Oczywiście nie było tak łatwo jak w tych wszystkich filmach i bajkach o policji; przestępca poczuł tylko mocne uderzenie w plecy. Było to jednak wystarczająco dużo by dziewczyna mogła go dopaść. Zdezorientowany na chwilę zwolnił kroku, co wykorzystała Fukao. Rzuciła się na niego. Oboje upadli na podłogę, jednak to mężczyzna ucierpiał mocniej. Wraz z dziewczyną leżącą na plecach poleciał do przodu, uderzył głową w drzwi, które nie rozsunęły się wystarczająco szybko.
Właśnie wtedy przy Fukao pojawił się Hatake i podczas gdy ona niezgrabnie wstała z delikwenta, on zakuł go w kajdanki. W markecie zaczęło się pojawiać coraz więcej gapiów, szepty podniecenia rosły z każdą chwilą. Dziewczyna od razu zrozumiała, że to nie z powodu aresztowania, lecz jej partnera. Młody, przystojny, w dodatku policjant – która dziewczyna z parą oczu nie wdychała by na jego widok? Fukao Kaori.
– Nie macie prawa! Nie możecie! – krzyczał mężczyzna.
Siwowłosy siłą zmusił go do pozostania na klęczkach i poprosił dwójkę ochroniarzy, którzy nagle pojawili się znikąd, by przypilnowali delikwenta. Podszedł do dziewczyny, kiwając zniesmaczony głową.
– To było głupie, bardzo głupie – powiedział, obdarowując ją zimnym spojrzeniem. – Coś ty sobie myślała?
– Daruj – prychnęła.
Poczuła na sobie zazdrosne spojrzenie grupki nastolatek stojących niedaleko. Zastanawiała się tylko czy to z powodu, że zna Kakashiego, czy może dlatego jak mu odpowiedziała.
– Nic ci nie jest? – Ton głosu mężczyzny uległ małej zmianie, nie był już tak zimny i zdystansowany. – Wszystko w porządku?
– To jednak potrafisz być mily? - ironizowała, nie przejmując się rosnącą ilością gapiów. Opinia innych na jej temat była bowiem ostatnią rzeczą jaką chciała się w tamtej chwili przejmować. – Tutaj jesteś tylko policjantem, maszyną wypełniającą rozkazy, czyż nie?
Siwowłosy przyglądał jej się nadal z zainteresowaniem. Oczy blondynki miały w sobie coś, co go bardzo ciekawiło. Kryły w sobie cierpienie, ból, a zarazem siłę i chęć do walki; były po prostu piękne. Dreszcz, który przebiegł po jego ciele utwierdził go w przekonaniu, że to będą naprawdę ciekawe tygodnie.
– Nie macie prawa, głupie psy! Pokażcie mi jakiś nakaz aresztowania! Nie macie prawa tak traktować porządnych obywat…
– Porządnych obywateli? – Zapach nikotyny wymieszał się z słodką wonią owoców z marketu. – Tak się składa, że pan się do nich nie zalicza.
Fukao spojrzała w kierunku drzwi i pierwszą osobą, która rzuciła jej się w oczy był Naruto z wielkim bananem na twarzy, trzymający jakiś świstek papieru przed nosem zakutego w kajdanki mężczyzny. Potem zauważyła Sarutobiego palącego peta i Saia stojącego nieco z boku z kamiennym wyrazem twarzy. Wyczucie czasu, pomyślała, mają beznadziejne.
Wróciła wzrokiem do siwowłosego, który wciąż się w nią wpatrywał. Odwzajemniła gest, ale po chwili pokręciła tylko głową i ruszyła w kierunku reszty zespołu. Po kilku krokach zabolała ją kostka w prawej nodze, prawie upadła na podłogę.
– Kaori – chan, wszystko dobrze? – Uzumaki zareagował błyskawicznie. Złapał ją i pomógł utrzymać równowagę. – Co ci jest?
Zimny dreszcz przeszedł ją po plecach, na myśl, jak diametralnie zmienił się wyraz jego tęczówek od ostatniego spotkania.
Syknęła, gdy ktoś dotknął jej kostki. Podniosła głowę, by natrafić na szarą czuprynę. Hatake nie zaszczycił ją swoim spojrzeniem, przyglądał się jej nodze.
– Głupia – mruknął. – Możliwe, że zwichnęłaś sobie kostkę.
– Co? – szepnęła.
– Właśnie, co pan mówi? – zapytał Naruto, mrugając oczami. Jego spojrzenie znów przybierało ten niebezpieczny wyraz.
Sarutobi odchrząknął, czując jak atmosfera zaczyna gęstnieć. Byli policjantami i wszystkie sprzeczki osobiste lub te zawodowe powinni zachowywać dla siebie. Pokazywanie przed obywatelami swoich słabości było niedopuszczalne. Brunet wiedział, że jego przyjaciel czuł w tej chwili to samo, co on. Ta sytuacja zmierzała w złym kierunku.
– Kakashi, jakie są rozkazy? – zapytał, rzucając peta na podłogę i zduszając go butem.
– Zabierz razem z Uzumakim i Shimurą tego gościa do więzienia, ja pojadę z Fukao do szpitala sprawdzić co z kostką. Spotkamy się tam gdzie zawsze.
Jak zwykle sposób wypowiadania słów w takich okolicznościach, przyprawił Asumę o dreszcze. Diametralne zmiany tonu głosu u Hatake były czymś do czego powinien przywyknąć po dwóch latach pracy z nim, ale wciąż czuł ten sam podziw i respekt, co za pierwszym razem.
Siwowłosy mimo sprzeciwów ze strony dziewczyny wziął ja na ręce i wyszedł z marketu. Chwile po nim zwinęła się też pozostała część zespołu, zabierając ze sobą przestępcę. Tylko grupka nastolatek wciąż stała w miejscu i patrzyła w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą odegrała się cała scena. Jedna z nich, brunetka w okularach, wyciągnęła z plecaka notes i zaczęła w nim coś notować.

~

Ichiraku Ramen było małą przytulną knajpką mieszczącą się dwie dzielnice dalej od posterunku policji. Funkcjonariusze lubili tam przesiadywać po pracy, czy wpadać na lunch. Właścicielem był miły staruszek Teuchi, który przygotowywał najlepszy ramen w okolicy razem ze swoją córką Ayame.
Kaori nie mogła się nadziwić jak przyjemne może być przebywanie w takim miejscu. Do tej pory unikała tego typu barów, rodzice woleli jeść w eleganckich restauracjach lub kawiarniach, a ona nawet nie miała siły protestować. Zresztą nigdy jej głos nie był brany pod uwagę.
Atmosfera w knajpce była naprawdę przyjemna i nawet fakt, że siedziała przy barze obok Hatake, nie zepsuł jej dobrego nastroju. Naruto też wydawał się promienieć, zupełnie jakby wydarzenia sprzed kilku godzin wyleciały mu z głowy. Pozostała dwójka mężczyzn rozmawiała o jakiś lukach w prawie, czyli na temat, który obchodził Fukao tyle co zeszłoroczny śnieg. Od czegoś w końcu byli ci wszyscy ministrowie i senatorowie, więc czemu zamiast wziąć się do roboty, wolą marnować pieniądze podatników na własne zachcianki. Politycy, pomyślała z politowaniem.
– A, właśnie – zagaił Sarutobi – jak to było z tą kostką, Kaori?
Wzrok wszystkich powędrował na blondynkę, przyprawiając ją o skurcz żołądka. Nie lubiła rozmów, nie lubiła konwersacji w innymi osobami – była w tym po prostu słaba.
– Wystarczy tylko na nią spojrzeć – odpowiedział Hatake, na pytanie przyjaciela.– Widać, że to chodzący przykład ludzkiej głupoty.
– Wypraszam sobie – warknęła Fukao.
– Bądź troszkę milszy, Kakashi – zaśmiał się łagodnie czarnowłosy.
– Dziękuje za mądre rady, mamo– odburknął siwowłosy.
– Cóż… – Kaori postanowiła odpowiedzieć, czując jak atmosfera po raz kolejny tego dnia robi się nie do zniesienia. To zaczynało być już wkurzające. – Chciałam za wszelką cenę złapać tego przestępce, a na mojego partnera nie mogłam w tamtej chwili liczyć, więc zaryzykowałam rzucając się na niego i jakoś tak wyszło.
Skrzywiła się, przypominając sobie, że to samo zdanie powiedziała pół godziny temu na pogotowiu. Lekarz patrzył na nią tym samym wzorkiem – niedowierzanie zmieszane z politowaniem.
– Mówiłem, że głupia – westchnął mężczyzna, chcąc by to do niego należało ostatnie słowo w tej dyskusji.
– Co nie zmienia faktu, że to Kaori go złapała – wtrącił Uzumaki uszczypliwie.
Siwowłosy spojrzał na niego ostro, blondyn odwzajemnił spojrzenie. Przed dłuższą chwilę mierzyli się wzrokiem i nie zwracali uwagi na próby załagodzenia sytuacji przez Sarutobiego. Krepującą sytuację załagodził kucharz podając im zamówione dania. Niebieskooki błyskawicznie zabrał się za konsumowanie swojej miski ramen, można powiedzieć, że wchłonął potrawę jak gąbka wodę.
– Poproszę dokładkę, proszę pana! - krzyknął blondyn, gdy Kaori zabrała się za swoją porcje.
Pozostali również zaczęli jeść. Mimo miłej atmosfery w lokalu dziewczyna nie mogła wyzbyć się wrażenia, że w zespole panuje ponury nastrój. W zasadzie nie liczyła na zawarcie z nimi znajomości, na jakąkolwiek bliższą relację z mężczyznami, dlatego nie rozumiała dlaczego teraz tak bardzo jej to przeszkadzało.
Uśmiechnęła się delikatnie sama do siebie. Miała też wielką ochotę zaśmiać się na całe gardło, ale nie wypadało robić z siebie większej kretynki. Dzisiejsze wahania nastroju zaczęły przyprawiać ją o ciarki i wywoływały w niej ogromną ekscytacje. Czuła się jak kobieta w ciąży, która zaraz poprosi męża by spełnił jej kolejną zachciankę, ale one nie była w ciąży. Świadczyło o tym chociażby jej dziewictwo chyba, że kosmici…
– Chyba uderzyłam się w glowę – szepnęła na głos, nie zdając sobie z tego sprawy.
– Hm? – Mruknął Naruto na drugim końcu baru. – Mówiłaś coś, Kaori – chan?
– Nie, nic! - zaprzeczyła szybko i odwróciła głowę. Czuła jak z zażenowania jej policzki zaczynają przybierać niebezpieczny odcień. – Poproszę jeszcze szklankę wody, staruszku.
– Już podaję, panienko! – odpowiedział mężczyzna z uśmiechem, znikając za kotarą.
Zapach nikotyny wypełnił powietrze. Duszący dym dotarł do nosa blondynki, przyprawiając ja o falę mdłości. Zacisnęła pięści na kolanach i próbowała jakoś nie zemdleć. Ucieszyła się, gdy otrzymała zamówioną szklankę wody. Zimna ciecz, której szczerze nie lubiła, przyjemnie połaskotała jej przełyk, przynosząc minimalną ulgę.
– Mam nadzieje, że nie macie na dzisiejszy wieczór żadnych planów – powiedział Asuna, wypuszczając dym papierosowy z ust. – Dostaliśmy kolejną sprawę. Tym razem będziemy obserwować dom pewnej dziewczyny, jutro ktoś pójdzie ją przesłuchać.
– Przejdź do konkretów – mruknął Kakashi, częstując się petem.
Świetnie, pomyślała Fukao, zaraz tu wykituje, a oni nawet nie zauważą, bo będą się jarać fajkami.
– Nazywa się Uzumaki Karin...
– Przecież to moja kuzynka. - Naruto wyraźnie się ożywił, ale zaraz spoważniał. – Coś jej się stało?
– W pewnym sensie – odpowiedział mu życzliwie brunet. – Kilka dni temu złożyła na policji zawiadomienie o nękaniu. Podobno dręczy ją jakiś koleś, ale nie ma żadnych podejrzeń. Możliwe, że stała się ofiarą przypadkowego psychola czy coś w tym stylu. Dziś będziemy ją tylko obserwować ze względu na godzinę. Jutro zaczniemy śledztwo od przesłuchania i ustalania listy podejrzanych.
– Rozumiem – mruknął siwowłosy. – Idźcie do domu. Posiedzę przed jej domem z Kaori do drugiej, potem wy nas zmienicie – rozkazał.
– Ale przecież Kaori – chan … – zaczął protestować blondyn.
– W porządku, Naruto – odpowiedziała szybko. Nieprzyjemne uczucie towarzyszyło jej od dłuższej chwili, nękanie, ale nie miała ochoty dawać liderowi zespołu satysfakcji, ani odkrywać swojej przeszłości. – Dam sobie radę, kostka już mnie prawie nie boli.
Na pogotowiu dostała leki przeciwbólowe. Okazało się, że to nic poważnego. Miała kilka zadrapań i lekką opuchliznę. Powinna się tylko oszczędzać przez jakiś czas.
– Koniec tych pogaduszek, idziemy – zakomunikował mężczyzna. – I jeszcze jedno. Asuna, dziś ty płacisz.
– Znowu?!

~

Siedzenie z Hatake sam na sam w jego aucie zdecydowanie nie było największym marzeniem blondynki, wręcz przeciwnie, to był jej koszmar. Próbowała zapomnieć, że jest dopiero dwudziesta trzecia i przed nią jeszcze trzy godziny w towarzystwie mężczyzny. Cisza była strasznie krepująca i nie mogła po prostu zignorować faktu, że jest w pracy, w przeciwnym wypadku już dawno włożyłaby słuchawki do uszu i raczyła się muzyką Hollywood Undead.
Okolica była spokojna, typowe osiedle domków jednorodzinnych. Ich cel znajdował się po drugiej stronie ulicy i dwa numery dalej od miejsca, w którym był zaparkowany samochód. Kakashi uważnie przyglądał się każdemu centymetrowi budynku przez lornetkę. Zatrzymał swój wzrok na oknie, w którym świeciło się światło, prawdopodobnie było to salon.
– Na razie czysto – poinformował, odkładając przedmiot trzymany w ręce na swoje kolana.
– Też nic nie zauważyłam – powiedziała cicho.
– Niedaleko jest spożywczak. Pójdę tylko na chwilę. – Otworzył drzwi auta, ale zatrzymał się w połowie. – Chcesz coś?
– Nie, dzięki.
Gdy w końcu została sama w aucie siwowłosego, odetchnęła lekko z ulgą. Uchyliła okno, by zaczerpnąć troszkę wieczornego powietrza, które wpadło do środka czarnego Aston Martina i przyjemnie połaskotało twarz blondynki. Odprężyła się lekko, jednocześnie nie zapominając o obserwowaniu domu.
Dziwne uczucie ogarnęło ją od środka, nagle zapragnęła się komuś wyżalić. Tony melancholii i wspomnień przygniotły ją do ziemi, czyniąc kompletnie bezsilną. Czuła się jak marionetka w rękach Boga, zwykła niepotrzebna szmaciana lalka rzucona w kąt. Tej nocy samotność zaczęła doskwierać jej jak nigdy, zaczęła nawet prosić w myślach partnera, by wrócił szybko.
Przymknęła na chwilę powieki, ale szybko je otworzyła. Zmęczenie długim dniem zaczynało dawać się jej we znaki. Przetarła oczy; wiedziała, że za jakieś dwie godziny osiągnie limit i najzwyczajniej w świecie odleci w objęcia Morfeusza.
Od środka poczuła dziwny skurcz, jakby jej żołądek był zgniatany od środka. Fukao znała to uczucie bardzo dobrze i jeszcze kilka lat temu myślała, że popada w paranoje, ale to nie miało nic wspólnego z jej porąbanym umysłem. Znak, podświadome przeczucie, że w najbliższym czasie wydarzy się coś złego – właśnie tym był owy skurcz.
– Jeszcze nie masz dość dręczenia mnie? – zapytała, patrząc przez przednią szybę na rozgwieżdżone nocne niebo. – Naprawdę sprawia ci to przyjemność?
Westchnęła spuszczając wzrok z gwiazd i spoglądając na dom ofiary, zaalarmowana przez szczekające psy. Na szczęście nie zauważyła niczego podejrzanego. Dla pewności sprawdziła jeszcze okolice przy pomocy lornetki i oprócz pary staruszków wracających z siatką zakupów do domu nie zauważyła nikogo. Podirytowana wróciła do poprzedniej czynności, jednak siedzenie i rozmyślanie, które było ewidentnym użalaniem się nad swoja osobą, nie było wcale tak ciekawe jak chwile temu. Znowu to robiła, znowu się sypała. Który to już mur zburzyła w kilka sekund? Ile razy już budowała ścianę na nowo tylko po to, by niebawem ją zniszczyć?
Tego teraz potrzebowała – odbudować swój wewnętrzny mur albo co najmniej go załatać. Potrzebowała Hollywood Undead. Albo dobrej książki. Ewentualnie długiej kąpieli i malowania paznokci.
– Z takimi wahaniami nastrojów nigdy nie znajdę faceta, bo każdy będzie myślał, że jestem w ciąży – powiedziała do siebie i cicho się zaśmiała.
Fukao zaczęła się wiercić na siedzeniu, aż w końcu usiadła w charakterystyczny dla siebie sposób. Odwróciła się bokiem, oparła plecami o drzwi, a nogi rozłożyła na siedzeniu kierowcy. Mimo zadania, które teraz niby wykonywała strasznie się nudziła. Zdecydowanie bardziej wolała akcje, gdy coś się działo, a krew pulsowała w jej żyłach. Siedzenie prędzej czy później zmuszało ją do myślenia o życiu, o sobie, a to nigdy dobrze się nie kończyło.
– Bierz nogi – warknął siwowłosy, wyrywając tym samym Fukao z monotonii w jaką popadła. – No już, księżniczko.
Dziewczyna z ociągnięciem wróciła do poprzedniej niewygodnej pozycji. Mężczyzna usiadł na swoje miejsce, w ręce miał kubek kawy mrożonej, która zaczął konsumować.
– Działo się coś? – zapytał, spoglądając na chwilę na blondynkę.
– Oprócz tego, że prawie zanudziłam się na śmierć, to nic ciekawego – burknęła, przybierając minę obrażonego dziecka.
– Bardzo śmieszne – westchnął, przecierając oczy. – Asuna dzwonił. Może wpadanie wcześniej.
– Wybawiona – szepnęła uradowana.
-–Aż tak mnie nie znosisz?
– Trudno by było żywić do ciebie jakiekolwiek inne uczucia. – Kaori wyciągnęła ręce, próbując choć trochę rozprostować kości. – Ale tym razem nie o to chodzi – dodała. – Mam złe przeczucia, a to jak dla mnie wystarczający powód.
– Rozumiem – odpowiedział.
Kolejna godzina nie przyniosła niczego nowego, dlatego też stwierdzenie, że to zadanie należało do wyjątkowo nudnych, było jak najbardziej na miejscu. W okolicy nie pojawił się nikt podejrzany. Przewinęła się para naćpanych nastolatków, dostawca pizzy i kilka taksówek odstawiających do domu pijanych ludzi. Fukao już dawno straciła nadzieję, że wydarzy się cokolwiek, co przykuje jej uwagę. Potrzebowała Hollywood Undead, adrenaliny lub kawy, tylko jednej z tych rzeczy, która postawiłaby ją na nogi, bo czuła, że odpływa. Późne godziny nigdy nie były dla niej, o wiele bardziej lubiła wstawać wcześnie rano.
Cisza w aucie dłużyła się, nieprzyjemnie rozbrzmiewając w uszach Kaori. Od dłuższego czasu jej oczy opadały i nie mogła nic z tym zrobić. Czuła się coraz bardziej senna, a biorąc pod uwagę fakt, że Hatake strasznie ją denerwował, miała ochotę udać się w krainę Morfeusza. Dziewczyna doskonale widziała jak gryzie się z samym sobą. Zapewne chciał jej zadać jakieś pytanie.
– Wydusisz to w końcu z siebie czy będziesz się tak męczył? – zapytała z lekkim wyrzutem. Zdziwiła się, że wypowiedzenie tego pytania, nie sprawiło jej większego kłopotu; może zaczynała przejmować ludzkie nawyki.
Hatake spojrzał na nią zdziwiony, swój wzrok zatrzymał na jej oczach. Wpatrywał się w nie dłuższą chwile, co wprawiło dziewczynę w zakłopotanie. Gdyby nie ciemność nocy panosząca się wszędzie, zapewne zauważyłby jak jej policzki zmieniają kolor, a ona sama jest strasznie zażenowana.
– Twoje oczy – zaczął niepewnie – mają w sobie coś, co mnie zastanawia. Jest w nich ból, cierpienie, ale jednocześnie ogromna siła. Są po protu piękne. – dodal Kakashi, westchnął głęboko i odwrócił wzrok. – Ktoś cię skrzywdził? Jakiś mężczyzna coś ci zrobił? Musisz mieć jakiś powód, by...
– Powiem prawdę pod jednym warunkiem – przerwała siwowłosemu szybko, nawet nie wiedziała dlaczego. Nie miała ochoty słuchać wywodów i monologów w chwili, gdy jej humor był wyjątkowo podły, a ona sama czuła się fatalnie.
– Jakim warunkiem?
Blondynka pokręciła kilka razy głową, by zmienić ułożenie włosów. Grzywka strasznie ją łaskotała, ale ona nie miała siły podnieść ręki i ją poprawić.
– Ludzie są jak księżyc, mają dwie strony. Jednej z nich nigdy nie pokazują przed innymi ludźmi. – Spojrzała na siedzącego obok mężczyznę, ale nie zauważyła na jego twarzy żadnych oznak zdziwienia, prawdopodobnie wiedział do czego zmierza. – Rozumiesz, co mam na myśli? Pokaż mi ją – szepnęła, uśmiechając się tajemniczo.
– Tak, rozumiem – zawahał się na dłuższą chwilę – ale nie wiem dlaczego tak ci na tym zależy.
– Uzumaki.
– Ach, to wszystko wyjaśnia – rzucił sarkastycznie. – Niech będzie, zgadzam się, ale nie wiem czy potrafię używać mojej drugiej strony.
– Lepiej, żebyś się szybko nauczył.
– Zrozumiałem.
Dziewczyna popatrzyła na niego przez chwilę i nie wiedząc dlaczego, uśmiechnęła się. Ten mały, nieznaczny ruch jej ust wprawił ją w dziwny stan – coś na wzór radości. Czuła się troszkę szczęśliwa, bo chyba zrobiła dobry uczynek. Jednak mimo to podły humor się nie ulotnił. Łamała swoje zasady silnej kobiety dla jakiegoś blondaska z zabójczo niebieskimi oczami, dla reszty zespołu, który jeszcze dziś rano miał pozostać dla niej tylko jednym z elementów codziennej pracy.
Mur, który miała w jak najkrótszym czasie załatać, rozpadł się całkowicie, nie rozumiała tego. Zapragnęła być jak każdy normalny człowiek, skończyć z izolowaniem się, zacząć w końcu żyć dla innych. Co ty ze mną zrobiłeś, Hatake, pomyślała, przypominając sobie jego puste czarne oczy. Nie miały wyrazu, były czyste, pozbawione jakichkolwiek uczuć, emocji. A ona zapragnęła to zmienić. Pozostaje tylko pytanie ,,dlaczego?''.
– To w sumie krótka historia – zaczęła spokojnym głosem, wlepiając swój wzrok w niebo. Nie było na nim żadnej chmurki, przez co mogła obserwować gwiazdy. – Od dawna miałam do mężczyzn dystans, trudno to wyjaśnić, ale zawdzięczam to mojemu ojcu. Jakiś czas temu trafiła mi się przygoda z psychopatą. Miałam staż w policji w Konoha, troszkę poznawałam ten świat, zawierałam znajomości i te sprawy. Wiedziałam, że w przypadku nękania należy to zgłosić, ale wiesz… brak świadków. Gdy w końcu to zrobiłam, sprawa została zbagatelizowana. – Przymknęła powieki, czując rosnący smutek; może Kakashi naprawdę miał rację, nazywając ją głupią. – W końcu wpadłam w pułapkę. Czekał na mnie przed moim mieszkaniem, wszystko miał zaplanowane. Więził mnie trzy dni, aż w końcu uratowała mnie ciekawość sąsiadki. W rodzicach obudził się instynkt rodzicielski, opiekowali się mną dzielnie, aż do czasu przeprowadzki tutaj. Psuigetsu widziałam jeszcze trzy razy, na rozprawach w sądzie. Uznali go za niepoczytalnego i wsadzili do szpitala psychiatrycznego. – Odetchnęła głęboko. – I tyle w temacie.
– Rozumiem – mruknął chrapliwie czarnooki w odpowiedzi.
– Nie mów o tym nikomu. – Spojrzenie dziewczyny powędrowało na rozmówce.
– Jasna cholera!
Fukao nie zdążyła zapytać, co się dzieje, gdy oślepiające światło nadjeżdżającego z naprzeciwka auta oślepiło ją. Zasłoniła oczy rękami i przymknęła powieki. Nieprzyjemny ból w okolicach brzuch powrócił. Skuliła się na siedzeniu, zaciskając mocno zęby.
Poczuła jak telefon w jej spodniach wibrował przez kilka sekund.
Pukanie w szybę samochodu wyrwało ją z stanu otępienia. Śledzona przez czarne oczy Kakashiego, wróciła do normalnej pozycji. Oddychała z trudem, czuła jakby jej klatka piersiowa była zgniatana.
– Zmiana warty! – rzucił wesoło szef zespołu, zaglądając do auta. Wraz z nim do środka wleciał zapach nikotyny, który spowodował jeszcze większe duszności u Kaori. – Uzumaki się uparł. Stwierdził, że Fukao powinna odpocząć, bo to musiał być dla niej trudny dzień – wyjaśnił Sarutobi.
– Dobra, widzimy się rano.
Kakashi odpalił silnik i ruszył. Dziewczyna nie odezwała się ani słowem w drodze powrotnej, odpowiedziała tylko, gdy siwowłosy zapytał ją o adres. Nie protestowała, nie miała na to siły, a skoro sam zaproponował, że ją podwiezie to czemu, by nie skorzystać. Jakoś ciężko jej było sobie wyobrazić jak tłucze się autobusem do domu z posterunku policji albo próbuje sama do niego dojść. Kostka ją bolała, mimo że starała się ignorować ból w nodze.
– Dasz sobie radę? – zapytał Hatake, zatrzymał się przed apartamentowcem.
– Nie jestem dzieckiem. – Otworzyła drzwi auta i postawiła lewą nogę na chodniku, tak, by nie obciążać prawej. – Do jutra.
Gdy auto zniknęło za zakrętem, upadła na ziemię. Łzy napłynęły do jej oczu i nie potrafiła już ich powstrzymać tak dobrze, jak w obecności mężczyzny. Drżącą ręką wyciągnęła z kieszeni komórkę. Postanowiła w końcu sprawdzić treść wiadomości, do ostatniej chwili nie dopuszczała do siebie myśli, że to może być on.

Nadawca: Suigetsu
Treść wiadomości: Znalazłem Cię, kochanie.
Już niedługo będziemy na zawsze razem.
A jednak.

~

Poranek nie należał do najłatwiejszych. Po prawie nieprzespanej nocy, nawet mocna kawa nie postawiła Kaori na nogi, nie pomógł też zimny prysznic. Snuła się po mieszkaniu jak zjawa, mimo że jej rodzice jeszcze spali, a na zegarze dochodziła dopiero piąta rano. Nie czuła potrzeby, żeby wrócić spać lub zrobić coś konstruktywnego jak na przykład przejrzenie materiałów przesłanych przez Saia na jej skrzynkę mejlową godzinę temu. Zerknęła tylko przelotnie na kilka stron informacji o Uzumaki Karin i zamknęła notebooka.
Dziewczyna stanęła przed dużym lustrem w swoim pokoju. Miała na sobie tylko czarne przetarte leginsy i szary sweter. Nie przejmowała się swoim wyglądem. Fakt, że jest bez makijażu, przez, co widać jej podkrążone oczy, umknął jej gdzieś w natłoku myśli. Bała się, paniczny strach ogarnął ciało i umysł, od wczorajszego wieczoru i nie mogła się go pozbyć. Czasami trzęsła się jak galaretka, potykała się o własne nogi.
Podeszła do okna i otworzyła je na oścież. Zimne powietrze uderzyło w nią z dużą siłą i na ułamek sekundy poprawiło humor. Usiadła na parapecie, nogi objęła ramionami i wpatrywała się w pustą ulicę kilka pięter pod nią. Prawie nie było na niej ludzi, czasami tylko przewinął się jakiś samochód dostawczy, taksówka czy biegający człowieczek. Wzięła do ręki komórkę leżącą przed nią, odplątała słuchawki i oddała się największej przyjemności świata – samotności. Muzyka płynęła do jej głowy jak woda w rzece, wypełniała każdy zakamarek, każdy kąt i przynosiła ukojenie. Słowa ,,Cocaine'' były teraz jej jedynym narkotykiem, piosenki Hollywood Undead przestały działać w nocy.
Nadawca: Numer nieznany
Treść wiadomości: Pobudka, księżniczko. Za pół godziny
w parku w pobliżu posterunku. Kakashi.
Ps. Mam nadzieję, że (nie) obudziłem.

Nadawca: Fukao Kaori
Treść wiadomości: Śpię.

Nadawca: Dupek
Treść wiadomości: Czekam, księżniczko.

Kaori skasowała kilka przekleństw jakimi chciała odpowiedzieć Hatake na ostatni sms. Postanowiła jednak nie dawać mu satysfakcji i nie odpisała.
Zeskoczyła z parapetu, włączając muzykę na głośnik. Zamknęła okno, gdyż w pokoju panował już przenikający chłód i zaczęła przeszukiwać zawartość swojej walizki. Nie miała ani czasu, ani ochoty układać swoich ubrań w szafie. Na chwilę obecną odpowiadał jej taki stan rzeczy. Może kiedyś zechce coś zmienić, może kiedyś znajdzie w sobie energię i siłę, może jak rozwiążą tą sprawę, a może po prostu poczeka jeszcze trochę, znajdzie chłopaka i się do niego wprowadzi – w ten sposób uniknie dodatkowych kłopotliwych czynności rozpakowywania i pakowania.
– Chyba kawa mi zaszkodziła. – Zaśmiała się bezprzekonania.
Dziewczyna wygrzebała swoje ulubione szare rurki i granatowy sweter. Przebrała się szybko i zrobiła makijaż, który względnie nadał jej twarzy pozytywnego wyrazu; włosy zostawiła rozpuszczone. Zasznurowała szybko buty, wrzuciła do plecaka najpotrzebniejsze rzeczy i wyszła z mieszkania ubierając szybko płaszczyk podszyty futerkiem. W ostatniej chwili przypomniała sobie, że nie wzięła odznaki i broni, więc musiała wrócić.
Zeskakując po schodach zastanawiała się, czy nie powinna zostawić rodzicom jakiejś informacji, że wychodzi do pracy, ale w końcu była dużą dziewczynką, mogła sama o sobie decydować. Zrezygnowała z jakiegokolwiek sposobu informowania opiekunów i pewnym krokiem, z słuchawkami w uszach opuściła apartamentowiec. Zimne deszczowe powietrze wypełniło jej płuca, powodując przyjemne uczucie wolności.
Włączyła w komórce GPS i podążając zgodnie z jego wskazówkami szła ulicami Londynu. Korzystając z okazji, że dookoła niej nie ma tłumów ludzi – było dopiero przed szóstą – śpiewała pod nosem słowa piosenki. Nieliczni przechodnie patrzyli na nią zszokowani, ale ona uparcie ignorowała ich spojrzenia.
Kilka metrów przed miejscem spotkania, ogarnął ja strach – ten sam, który zamieniał ją w galaretowata masę chodzącą po ziemi. Dotarło do niej też uczucie zagubienia, jak to możliwe, że przez kilkanaście minut zamiast o Suigetsu myślała tylko o spotkaniu z Hatake? Czyżby ten mężczyzna miał na nią aż tak duży wpływ? Czy on może okazać się jej … wybawieniem?
– Długo każesz na siebie czekać.
Blondynka spojrzała na Kakashiego, posłała mu groźne spojrzenie i usiadła na ławce obok. Położyła sobie plecak na kolana, wyczekując wyjaśnień.
– Czemu zrywasz mnie z łóżka tak wcześnie rano? – zapytała spokojnie. Z niechęcią musiała przyznać, że czuła się bardzo dobrze, poranne powietrze działało na jej umysł kojąco.
– Przecież i tak nie spałaś, zgadłem? – Uniósł pytająco brew. – Pojedziemy zmienić chłopaków, powinni się przespać. O ósmej pójdziemy przesłuchać Uzumaki i spotkamy się na posterunku, podsumujemy wszystko i zastanowimy się co dalej.
– Czy wy … ?
– Co, my?
Fukao prychnęła pod nosem, czując rosnące podirytowanie. Przeczesała ręką włosy i wstała z miejsca. Zbyła jego pytanie mówiąc, żeby zapomniał o sprawie i się pośpieszył.
W ciszy dotarli do auta mężczyzny. Podczas jazdy również się nie odzywali, co na dłuższą metę odpowiadało dziewczynie. Mogła spokojnie słuchać muzyki, ignorować obecność swojego partnera i przyglądać się ulicom. Mimo wczesnej pory zaczęło pojawiać się coraz więcej londyńczyków, nie zraziła ich nawet deszczowa pogoda. Większość sklepów była jeszcze pozamykana, ale w nielicznych już pojawiali się pracownicy. Na rogu jakiejś ulicy spał żebrak owinięty w stary koc, niedaleko dalej szła pani z pieskiem. Londyn zaczynał odżywać po bardzo krótkiej nocy.
– Co z nogą? – Kakashi oderwał na chwile wzrok od drogi i spojrzał na dziewczynę. Przez chwilę zastanawiał się, czy na pewno usłyszała pytanie.
– Dobrze – rzuciła powoli. – Wzięłam kilka tabletek przeciwbólowych i prawie nic nie czuje. Mogę normalnie chodzić, więc nie jest źle.
– Może chcesz dzień wolnego? – zapytał znowu. – Czemu tak patrzysz?
– To jest ta twoja druga strona? – odpowiedziała mu pytaniem. Przetarła oczy, ważąc w myślach swoje kolejne słowa. – Zdecydowanie bardziej wole żebyś był zimnym, pedantycznym dupkiem.
– Byłbym wdzięczny gdybyś się w końcu zdecydowała.
Blondynka szturchnęła go delikatnie w ramie, uśmiechając się. Zastanawiała się, jak dużo zmieniło się w jej relacjach z Hatake od wczorajszego poranka, gdy to stwierdziła, że nie chce mieć z nim nic do czynienia. I swojej nagłej zmiany zdania nie mogła usprawiedliwić wahaniami nastroju, bo tym razem to na pewno nie były one.
Kilkanaście minut później Fukao zetknęła się z niebieskookim wcieleniem wściekłości. Znając swojego pecha mogła się spodziewać, że dziś stanie się coś złego, ale nie spodziewała się bójki pomiędzy Naruto a Saiem. Zdążyli pojawić się z siwowłosym na miejscu w samą porę. Niewiele brakowało, a chłopaki zabili by się na śmierć, obudzili wrzaskami całą okolicą i przyprawili śpiącego Asunę o zawał.
– Co wy wyprawiacie? – syknął wkurzony Kakashi. Zaciągnął awanturników za pobliski budynek i pchnął na ścianę. – Oczekuję wyjaśnień.
Blondynka przez swoją nogę nie mogła zbyt sprawnie się poruszać, mimo wcześniejszych zapewnień, że jest w porządku, więc obudziła szefa zespołu, zrelacjonowała sytuację, której świadkiem była i z pomocą mężczyzny dotarła do pozostałej części zespołu. Wyczuwała napiętą atmosferę, awanturę wiszącą w powietrzu i… zapach nikotyny. Odwróciła się za siebie, choć nie musiała wykonywać tego gestu, by wiedzieć, dlaczego czuje peta.
– Nie będę się z niczego tłumaczył – powiedział hardo Uzumaki, z miną urażonego szczeniaka.
– Ja również – rzekł Sai pod wpływem ostrego spojrzenia lidera zespołu skierowanego w swoją stronę.
– Mam rozumieć, że odmawiacie wykonania rozkazu? – zapytał Kakashi.
Ocho, wrócił mój Hatake, pomyślała blondynka. Zaraz jednak skrzyczała siebie za użycie słowa ,,mój'' i gdyby nie obecna sytuacja, zaczęłaby się poważnie zastanawiać nad wizytą u psychologa.
– Tak. – Sai wypowiedział to jedno słowo z dużą lekkością, jakby spojrzenie ani ton lidera na niego nie podziałały.
– Wracajcie do biura i przemyślcie swoją sytuację – Kakashi szybko zamknął temat.

~

Układanka była idealna, ale puzzle do siebie nie pasowały. Karin należała do słabych aktorek, mimo że się starała. Uważała na słowa, gesty, kierunek spojrzenia – zbyt dokładnie. Kakashi też to zauważył, ku nieszczęściu blondynki.
Mogłam zostać dziś w domu, myślała Fukao. Mogłam poleżeć w łóżku, wykorzystać chorą nogę i nie iść do pracy. Mogłam...
– Proszę sprecyzować kiedy dokładnie zaczął panią dręczyć ten mężczyzna – powiedział Hatake, spoglądając w notes.
– Mówiłam już – westchnęła Karin. – Zaczęło się dwa miesiące temu.
– Proszę opowiedzieć coś więcej.
– Najpierw dostawałam dziwne wiadomości na maila i inne portale społecznościowe. Potem sms-y. Nie brakowało tez głuchych telefonów – wyrecytowała Uzumaki. – Ostatnio zaczęłam widywać kogoś podejrzanego na mieście, kręcił się, chodził od niechcenia tam gdzie ja. Dwa dni temu zauważyłam go jak przechodził obok mojego domu, a wczoraj znalazłam list w skrzynce pocztowej.
– Proszę nam go pokazać. – Fukao przejęła pałeczkę.
Karin wstała z kanapy i zniknęła na końcu schodów prowadzących na górę. Hatake szybko podrzucił notes w ręce blondynki, podbiegając do komody. Wyciągnął z niego jakiś kalendarzyk i szybko go wertował. Przeszukał jeszcze pozostałe szuflady. Pokręcił zrezygnowany głową, wracając na miejsce.
– To wszystko aż za bardzo do siebie pasuje – mruknął.
– Najwidoczniej ktoś chce nam zamydlić oczy – stwierdziła Kaori.
Ciche kroki za ich plecami oznajmiły powrót kobiety. Zanim usiadła na miejsce, podała kawałek papieru siwowłosemu. Ten rzucił okiem na zapis i przyglądał mu się dłuższą chwilę. Blondynka szturchnęła go w ramię, komunikując, że też chce zobaczyć list.
– Musimy to dać do zbadania – powiedział zamyślony. – To coś w rodzaju szyfru.
Fukao nie przejęła się tymi słowami i prześledziła wzrokiem treść kartki. Cyfry na niej zapisane z początku niewiele jej mówiły, ale po chwili zaczęła rozpoznawać daty. Pierwsza była datą jej urodzenia, drugiej nie mogła sobie z nikim skojarzyć. Ostatnie dwie liczby były wczorajszą datą. Obok nich narysowana była mała koperta, umowny symbol wiadomości sms. Na końcu widniała data …
– Dzisiaj – szepnęła do siebie, przygryzając wargę.
– Mówiłaś coś? – zapytał Kakashi.
– Trzeba to oddać technikom jeszcze dziś – powiedziała szybko i podała kartkę szarowłosemu.
Reszta przesłuchania już ją nie obchodziła. Przypomniała sobie, że kiedyś widziała Suigetsu z jakąś czerwonowłosą dziewczyną na mieście – to musiała być Karin. Pewnie są przyjaciółmi lub rodziną i dziewczyna zgodziła mu się pomóc.
To wszystko znowu do niej wracało – cały koszmar – strach i lęk budziły się na nowo w jej głowie. Myślała, że w Londynie uda jej się zacząć wszystko od nowa, bez przeszłości, wspomnień, niepotrzebnego współczucia. A czuła się jakby wróciła do punktu wyjścia, jakby nadal była w Japonii i czekała przerażona na kolejny ruch dręczyciela.
– To na razie wszystko – powiedział Hatake, wstając. – Skontaktujemy się z panią, gdy się czegoś dowiemy. I tak jak mówiłem dostanie pani ochronę.
– Dziękuję.
Kaori, nie przez grzeczność, lecz dla zachowania pozorów, pożegnała się z rudą wywłoką z uśmiechem na ustach. Każdy kto zadawał się z Suigetsu od razu tracił w je oczach, gdyż stawał się jego wspólnikiem. Niereagowanie w takich sytuacjach jest równoznaczne z współudziałem, pomyślała siadając na miejscu pasażera w aucie. Zapięła pasy.
– Wracamy do biura czy masz jakiś inny plan? – zapytała Kakashiego.
– Pojedziemy do biura, ale najpierw musimy poważnie porozmawiać – oznajmił, włączając silnik.
Blondynka nie pytała o co chodzi i dlaczego wyskoczył z tym tak nagle. Domyślała się jaki może być temat ich rozmowy.
Środki przeciwbólowe, które zażyła rano wywoływały zmęczenie i senność. Przymknęła powieki, wsłuchując się w popularną piosenkę lecącą w radiu. Pozwoliła sobie na chwilę wytchnienia, niemyślenia.
Cały świat ogranicza się tylko do jej pokoju. Leży na łóżku, jej kończyny są skrępowane sznurem, a usta zakneblowane. Zmory i potwory śmieją się z niej. Czarne cienie majaczą na ścianie pokoju. Przygotowują scenę dla swojego pana, odgrywają główną rolę tylko w marnym prologu. W kolejnych aktach są tłem nadającym grozy sytuacji. W kolejnych aktach rolę odgrywa ich władca. Białe włosy i szeroki uśmiech – to go wyróżnia pośród świty cieni. Zabawia się nią, torturuje, straszy, głaszcze po głowie.
– Będziemy razem na zawsze – szepcze do ucha ofiary. – To nasze przeznaczenie.
– Nie! – Jej własny głos zabrzmiał inaczej, jakby był bardziej odległy. Zupełnie jakby należał do świata… rzeczywistego.
– Co się dzieje?
Fukao natknęła się wzrokiem na zaniepokojoną twarz mężczyzny bardzo blisko swojej. Za blisko. Wzięła kilka głębokich oddechów, żeby oczyścić umysł z sennego koszmaru. To się nigdy nie wydarzyło, powtarzała, to był sen.
– Nic, wszystko w porządku.
– Kłamiesz – powiedział prosto z mostu. – Miałaś koszmar, prawda?
– Tak, koszmar – przytaknęła pod naporem przewiercającego ją na wylot spojrzenia czarnych tęczówek. – Gdzie jesteśmy?
– To podziemny parking policyjny – odpowiedział. – Jedno z lepszych miejsc jakie znam na poważne rozmowy.
Nazwanie rozmowy poważną, nie spodobało się Fukao. Żałowała, że jednak nie wzięła dnia wolnego. Teraz jednak było na to za późno. Musiała zdecydować na ile może zaufać Hatake.
– Sprawdziłem sobie w nocy akta twojej sprawy. – Szarowłosy nie zamierzał owijać w bawełnę. – To co zdarzyło się w Japonii nie może mieć wpływu na twoją pracę tutaj. Rozumiem, że może ci być ciężko, ale to po godzinach. Na służbie wyłącz emocje i rób to co należy do twoich obowiązków. Tego od nas oczekuje Senju.
– Zrozumiałam.
– To dobrze, bo odsuwam cie od sprawy Uzumaki Karin.
– Słucham?!
Zbyt późno zdała sobie sprawę, że taka gwałtowna reakcja była nie na miejscu. Przygryzła wargę i spokojniejszym już głosem poprosiła o wyjaśnienia.
– Zdążyłaś się zorientować, że mamy do czynienia z dręczycielem – tłumaczył. – Dla dobra sprawy muszę cię odsunąć.
Wdech, wydech. Wdech, wydech. Wdech…
– Obawiam się, że to niemożliwe. – Wydech.
– Dlaczego?
Kolejnej serii głębokich oddechów towarzyszyło pytanie: ile powiedzieć?
Odwróciła wzrok i spojrzała za okno. Parking był rozległy, stało na nim kilkanaście aut. Niektóre miejsca były słabo oświetlane, właśnie tam zauważyła kłęby szarego dymu tytoniowego. Policjant też człowiek. W narożnikach pod sufitem znajdowały się kamery. Ich czerwone światełka migały niebezpiecznie.
Wróciła do świata zamkniętego wewnątrz auta. Kakashi czekał na wyjaśnienia, a ona nadal miała wątpliwości. Znała go tylko jeden dzień. Ale był jej przełożonym, bardziej doświadczonym funkcjonariuszem. I był też dupkiem. I kimś kto ją … intrygował.
– Ten mężczyzna, który mnie dręczył wrócił. – Zaczęła niepewnie.
– Ale co to ma wspólnego z Uzumaki?
– Wydaje mi się, że widziałam ich kiedyś na mieście razem – odpowiedziała, spoglądając mu prosto w oczy. – Podejrzewam, że to co nam powiedziała podczas zeznań to kłamstwo. Suigetsu mógł ją o to poprosić. – Wzięła kolejny głęboki oddech. – Wczoraj dostałam też od niego wiadomość.
– Tym bardziej nie powinnaś brać udziału w tej sprawie.
– Czyli mi nie wierzysz? Myślisz, że popadłam w jakąś paranoję, po tym co miało miejsce w Japonii, tak?
– To nie tak...
Nie kłam, pomyślała rozgoryczona. Najpierw chce żeby mu powiedziała wszystko, co wie, a potem nawet nie próbuje jej uwierzyć. Kaori poczuła się jakby dostała z liścia w twarz. I bolało dużo bardziej niż się spodziewała.
Ignorując ból, wysiadła z auta. Winda znajdowała się kilkanaście metrów przed nią. A biuro szefa policji tylko kilka pięter wyżej. Chciała zrobić kolejny krok, gdy powstrzymał ją silny uścisk na ramieniu. Odwróciła się, napotykając na spanikowane spojrzenie Hatake. Pierwszy raz widziała, żeby czegoś się obawiał.
– Ja ci wierzę – powiedział. – To co mówisz ma sens, ale nie wiem czy to samo powie Sarutobi. On ma ciężki charakter, jeśli chodzi o takie sprawy. Pewnie będziesz musiała opowiedzieć wszystko od początku.
– Chcesz mnie odsunąć tylko dlatego? – zapytała oskarżycielsko. – Powiedz mi, jak w takim razie zamierzasz zakończyć tą sprawę? Przecież oficjalnie nic nie wiesz o moich podejrzeniach. Zamieciesz śledztwo pod dywan? Co zamierzasz?
– Nie wiem.

~

Zanim zabrała się za opowiadanie wszystkiego, Kakashi przeprowadził poważną rozmowę z Naruto i Saiem. Chodziło oczywiście o poranną bójkę. Gdy wrócił z nimi do pokoju przesłuchań, nie powiedział nic konkretnego. Rzucił tylko, że już po sprawie i kazał uważnie słuchać, co będzie mówić Kaori.
Musiała opowiedzieć swoją historię od początku. Przy całym zespole. Naruto nie ukrywał zdumienia. Sai i Asuma ukrywali swoje emocje pod maską obojętności. Kakashi… Kakashi bazgrał coś na kartce i udawał, że już słyszał wszystko.
Ale nie słyszał. Nie wiedział, że po tej traumie jej jedyną ucieczką stała się muzyka i rysowanie. Nie wiedział, że rodzice wcześniej ignorowali ją. Nie wiedział jaki koszmar przeżyła. Nikt tego do końca nie wiedział poza nią samą. Mogła sobie darować niektóre szczegóły, ale skoro musiała już opowiadać tą całą historię, chciała to zrobić raz a porządnie i nigdy więcej już nie wracać do tematu.
– Skąd pewność, że… – Sarutobi zamyślił się na chwilę.
– Że nie popadłam w paranoję? – Skinął głową. – Po prostu to wiem. Zbyt dużo zbiegów okoliczności. – Wstała z krzesła i podeszła do tablicy. Narysowała na niej prowizorycznego Suigetsu, Karin i siebie. – Podopisujmy do postaci wszystko, co wiemy z mojego opowiadania. Patrząc na to czysto teoretycznie powinno to wystarczyć by moja ,,prywatna'' teoria została potwierdzona.
– Coś w tym jest – mruknął Sai i zaczął czegoś gorączkowo szukać w laptopie.
– Ale jeśli Senju uzna… – brnął dalej Sarutobi.
– Możemy poprowadzić śledztwo na własną rękę – przerwał mu Kakashi. – Już nie raz tak robiliśmy.
– Mam! – krzyknął brunet, zwracając na siebie uwagę wszystkich. – Hozuki Suigetsu, skazany za prześladowanie… Kilka tygodni temu uciekł z szpitala psychiatrycznego w Tokio. Nie wiadomo gdzie teraz przebywa. – Na potwierdzenie tego co przeczytał, odwrócił laptop i pokazał podstronę w policyjnej bazie danych.
Fukao przeszedł dreszcz po plecach. Do ostatniej chwili gdzieś tam w środku żywiła nadzieję, że jej przypuszczenia się nie spełnią, że może jednak… Ale prawda okazała się inna – brutalna.
– Czyli czeka nas prawdziwe śledztwo – podsumował Sarutobi, zapalając papierosa.
O nie, pomyślała Fukao, czując w nozdrzach drażniący dym.
– Kakashi, rozkazy – powiedział palacz.
– Sai i Naruto pojadą po Uzumaki. Musimy ją jeszcze raz przesłuchać i dowiedzieć się jak najwięcej. – Dwójka funkcjonariuszy skinęła głową na znak, że rozumieją, na czym polega ich zadanie. – Ty – zawrócił się do Asumy – porozmawiasz z Tsunade. Ostatnio zalazłem jej trochę za skórę. Zdobądź też pozwolenie na aresztowanie.
– Jasne.
– Ja i Fukao przejrzymy nagrania z kamer w pobliżu jej bloku i domu Karin. Może coś wychwycimy – zakończył swój wywód.
Wszyscy natychmiast zabrali się do pracy. Opuścili pokój przesłuchań i udali się w innych kierunkach. Kakashi cierpliwie czekał aż blondynka dojdzie do biura, gdzie zajmie swoje stanowisko. Widział, że noga ją boli, ale nadzwyczajną siłą woli ignoruje ten ból.
Położył przy jej laptopie koszyczek pełen przenośnych nośników pamięci. Zauważył zdziwienie jakie wymalowało się na twarzy Kaori, gdy je zobaczyła. Ale te kilkadziesiąt pendraiv'ów to tylko mała część z tych wszystkich, które wypadałoby przejrzeć. Liczył, że Sarutobi szybko załatwi powierzone mu zadanie i trochę im pomoże.
Bezustanne gapienie się w ekran na obrazie wyprowadzało ją z równowagi. Małe ludzki ciągle się gdzieś przemieszczały i nie wnosiły nic do sprawy, bowiem żaden z tych ludzików nie był Hozukim. Niestety – lub na szczęście – nie pojawił się jeszcze na żadnym z oglądanych nagrań z monitoringów.
Przetarła zmęczone oczy, zaczynały ją powoli piec. Zerknęła na zegarek. Minęło już południe. Sai i Naruto od godziny próbowali wyciągnąć coś z Karin, ale rudowłosa uparcie trzymała się swojej wersji. Słowo przeciw słowu. Zespół uwierzył jej, bo należała do ich małej społeczności, ale prokurator z pewnością kierowałby się dobrem obywatela. I jego słowem. Dopóki nie znajdą żadnych dowodów na powiązanie Karin z Hozukim sprawa wyglądała nieciekawie. Kwadrans temu do pokoju przesłuchań udał się Kakashi, a na jego miejsce przyszedł Sarutobi. Oglądanie nagrań zdecydowanie nie należało do jego ulubionych zajęć.
– Kaori, rzuć na to okiem – powiedział, pocierając oczy jakby próbował coś dojrzeć w ekranie.
– Co jest? – zapytała, odpychając się nogą od podłogi. Fotel przesunął się bliżej mężczyzny, ale nie za blisko.
– Popatrz na to. Nie wiem, co o tym sądzić. – Włączył urywek nagrania.
Dziewczyna skupiła się na materiale. Wydarzenia miały miejsce przed domem Karin i nie wyglądało to bynajmniej na próbę dręczenia. Kamery zarejestrowały Suigetsu jak wita się z rudowłosą przyjacielskim uściskiem, a potem śmiejąc się wchodzą do jej domu. Sarutobi przewinął materiał. Teraz się ze sobą żegnali. Uzumaki kilka razy pokiwała głową, jakby jeszcze raz chciała coś potwierdzić i pomachała mu na pożegnanie.
– To on? – zapytał, zatrzymując film.
– Tak – potwierdziła. – Bez wątpienia on.
– Jest jeszcze coś – mówił, włączając nagranie z wczorajszej nocy – co mnie niepokoi. Zerknij. To auto Kakashiego, a to, które się zaraz pojawi jest zarejestrowane na rodziców Hozukiego. – Włączył materiał.
Kaori, doskonale pamiętała tamto wydarzenie. W chwili gdy oślepił ich nadjeżdżający z naprzeciwka samochód, dostała sms-a o białowłosego. To z pewnością był on. Fukao nie wierzyła w zbieg okoliczności, zaczęła podejrzewać, że ją śledzi.
Sprawdziła czas nagrania w rogu ekranu i sięgnęła po komórkę. Sprawdziła godzinę, w której przyszła wiadomość. Wszystko się zgadzało. Powiedziała to Sarutobiemu, który mruknął zamyślony. Zamknął laptopa.
– Zaniosę to Kakashiemu – powiedział, wstając. – Może teraz uda nam się coś wyciągnąć z Uzumaki.
– Dobrze.
– Odpocznij chwilę – dodał jeszcze. – Nie możesz przemęczać oczu w tak młodym wieku.
Skinęła głową w podziękowaniu i uśpiła laptopa. Mogła sobie w końcu pozwolić na chwilę odpoczynku. Znowu poczuła się zmęczona i śpiąca. Właśnie dlatego odrzuciła myśl o wzięciu kolejnej tabletki przeciwbólowej, mimo że noga dawała o sobie znać. Nie mogła sobie pozwolić na senność, a te przeklęte proszki, oprócz uśmiercania bólu, powodowały też to.
Uśmiechnęła się. Biuro policyjne tętniło życiem. Funkcjonariusze pracowali w pocie czoła nad różnymi sprawami. Wbiegali i wybiegali w pogoni za papierami i nakazami aresztowania podejrzanych. Panował tu przyjazny gwar. Zupełnie tak jak to sobie wyobrażała. Mogła zacząć od nowa. Wystarczyło tylko doprowadzić tę sprawę do końca i zacząć od nowa.
– Mamy to – powiedział Hatake, opierając się o biurko.
Zaraz pojawiła się też reszta zespołu z uśmiechami na twarzy. Naruto uśmiechał się ciepło. Blondynka wiedziała, że jest mu ciężko, w końcu chodziło o jego kuzynkę.
– Przyznała się do pomagania Hozukiemu – poinformował. – I zgodziła się pomóc nam w złapaniu go.
– Pomóc? – Kaori ciężko było w to uwierzyć. – Jak to?
– Sai przestraszył ja trochę paplaniną o prawie karnym – odpowiedział.
Skinęła głową. Poczuła, że powinna coś powiedzieć.
– Dziękuję.
– Podziękujesz jak będzie po wszystkim – burknął Kakashi i odwrócił się jakby speszony.
Co z nim nie tak, pomyślała zaskoczona. Ale po chwili przyznała mu rację. Jeszcze długa droga przed nimi i nie wiadomo czy się uda.
– To jaki jest plan? – Mimo wszystko zżerała ją ciekawość.

~

Fukao od samego początku czuła się przerażona tym, co usłyszała. Wszystko miało się odbyć późnym wieczorem w pobliżu jej bloku. Tam mieli zostać rozmieszczeni funkcjonariusze i dwóch snajperów. Reszta zespołu pozostała niedaleko, obserwowali miejsce spotkania pod przykrywką.
Wyszła z budynku razem z Hatake i szła za nim w stronę auta, które zaparkował przed komendą. Ucieszyła się, bo droga do podziemnego parkingu zajęłaby jej więcej czasu. Noga nadal bolała, chociaż teraz to strach przejmował nad nią kontrolę.
– Cały dzień siedziałaś na komendzie – mówił Kakashi. – Jeśli Hozuki postanowił zaatakować dzisiaj, zrobi to. A my damy mu ku temu tylko jedną okazję, która skończy się dla niego źle.
– Nie jestem mimo wszystko pewna – odpowiedziała, wsiadając do jego auta. Właśnie zaczynali przedstawienie.
– Boisz się?
– A jak myślisz?
W rzeczywistości cała się trzęsła ze strachu. Już za chwilę miała go spotkać po raz kolejny – twarzą w twarz. Czym innym było snuć przypuszczenia, że jest w pobliżu albo oglądać go na nagraniu – spotkanie na żywo było przeżyciem nie do opisania.
– Będzie dobrze – zapewnił Kakashi. – Moi ludzie wiedzą, co robią.
– Oby – mruknęła posępnie.
Londyn, gdy kładł się do snu, wyglądał jak potulne dziecko. Jednak w zakamarkach ulic kryły się uliczne gangi i żebracy. W niektórych domach krzesła wylatywały przez okna, słychać było tłuczenie talerzy. Psy szczekały lub wyły do księżyca. Potulne dziecko nie było wcale takie grzeczne. Przyglądanie się ciemniejszej stronie miasta przyprawiło Fukao o dreszcze. Gdzieś tam mógł przecież być Hozuki.
Chwilę później Kakashi skręcił na światłach i teraz mogła się przyglądać idealnym domkom jednorodzinnym. Przed budynkami były trawniki i białe płotki – sielankowy obrazek. W oknach paliły się światła, cienie ludzi wskazywały, że jedli posiłki lub oglądali telewizję. Kolejny piękny obrazek.
– Weź to.
– Słuchawka? – Spojrzała zdziwiona na mały przedmiot.
– Tak – odpowiedział lakonicznie. – Masz długie włosy, więc raczej niczego nie zauważy.
– O ile nie zechce mnie obmacywać, całować i wąchać – rzuciła kąśliwie, ale włożyła słuchawkę do ucha i zakryła blond włosami. Poprawiła fryzurę, przeglądając się w małym lusterku.
– Jeśli tylko spróbuje, sam wpakuję mu kulkę w łeb.
– Och, czyżbym znalazła księcia na białym rumaku? – zaironizowała. Trochę ją dziwiło, że nawet w takiej chwili potrafiła zachować zimną krew na słowne potyczki z swoim partnerem.
– Mogę być twoim księciem, księżniczko – odgryzł się i skupił większą uwagę na drodze. W lusterku zauważył samochód z lodami, który ich wyprzedził. Zgodnie z planem Naruto i Sai przebrani za lodziarzy jechali na wyznaczone miejsce.
Kaori westchnęła. Sprawdziła czy broń jest tam gdzie powinna. Poprawiła też scyzoryk wszyty w wewnętrzną stronę płaszcza. Zaszycie mogła łatwo rozszarpać, choćby i zębami.
– Będę niedaleko. Nie martw się – zapewnił po raz ostatni Hatake, parkując przy chodniku.
Skinęła głową, choć w ciemnościach pewnie tego nie dostrzegł. Prezenter w radiu oznajmił, że minęła dwudziesta. Dość późna pora jak na powrót z pracy, ale to też była część planu. Chociaż ona nadal nie rozumiała, dlaczego wszystko miało się odbyć wieczorem. I dlaczego zaufali temu, co mówiła Karin.
– Na pewno? – Czuła, że głos jej drży, a serce uderza coraz szybciej.
– Tak. – Uśmiechnął się, odpowiadając.
Nabrała powietrza w płuca i wysiadła. Założyła swój plecak na oba ramiona, powoli zaczęła się kierować w stronę klatki schodowej.
– Słyszysz mnie?
Drgnęła, nie wiedząc skąd usłyszała głos siwowłosego w swojej głowie. Dopiero po chwili przypomniała sobie, że ma słuchawkę w uchu.
– Jeśli tak to popraw sobie od niechcenia włosy.
Zrobiła jak mówił.
– Dobrze. Idź spokojnym krokiem dalej. Wszystko jest pod kontrolą – instruował dalej.
Włożyła ręce do kieszeni płaszcza i powolnym krokiem pokonywała dystans dzielący ją od klatki schodowej. Jeszcze siedem metrów. Sześć. Pięć. Minęła jakiegoś starszego pana, siedzącego na osiedlowej ławeczce. Palił papierosa. Asuma, pomyślała.
Cztery.
– Kaori, skarbie.
Cztery metry.
Odwróciła się w stronę, z której usłyszała jego głos. Stał teraz metr przed nią, szczerząc usta w złośliwym uśmiechu. Białe włosy wychylały się spod kaptura, ale dużo bardziej niż na nie zwróciła uwagę na oczy. Miały ten sam wyraz, co oczy Naruto dziś rano. Spojrzenie szaleńca.
– Co ty tu robisz? – zapytała najspokojniej jak potrafiła.
– Dziwne, że jesteś zaskoczona. Przecież Karin przekazała ci mój liścik. – Zrobił krok w jej stronę. – Jestem pewny, że go rozszyfrowałaś. – I kolejne dwa.
– Odejdź, zanim zacznę krzyczeć – zagroziła.
– Spokojnie, wszystko jest pod kontrolą. – Znów usłyszała kojący głos Hatake w słuchawce. – Jeszcze chwila.
Suigetsu wydawał się nie przejmować tym, co powiedziała i podszedł do niej. Dzieliły ich już tylko centymetry.
Blondynka zaczęła panikować. Chciała to już mieć za sobą. Dość się przez niego wycierpiała. Dość już miała nieprzespanych nocy. Cofnęła się od niego, próbując zachować bezpieczną odległość. Jednak on zaraz pojawił się przy niej. Chwycił ją za rękę. Wyszarpnęła dłoń i krzyknęła, że ma jej dać spokój.
– Jakiś problem, panienko?
Wraz z zapachem nikotyny pojawił się starszy pan w kapeluszu i płaszczu. Uśmiechał się przyjaźnie do blondynki, co wyraźnie nie spodobało się Hozukiemu.
– Nie twój interes, staruchu – warknął, rzucając mu groźne spojrzenie. – Spieprzaj stąd. – Popchnął Asumę, sądząc, że tamten upadnie. Mężczyzna zdołał jednak utrzymać równowagę.
– Koniec tego. Hozuki Suigetsu, jesteś aresztowany.
Hatake pojawił się znikąd. Przyłożył pistolet do głowy dręczyciela i trzymał palec na spuście, gotowy w każdej chwili strzelić. Jego twarz była śmiertelnie poważna, bez wyrazu. Do dziewczyny dotarło, że on naprawdę nie obawiał się pociągnąć za spust.
Blondynka zdążyła złapać oddech i już chciała odetchnąć z ulgą, gdy stało się coś niespodziewanego. Białowłosy ignorując ryzyko, że policjant wpakuje mu kulkę w łeb, pchnął go łokciem w brzuch. Jednym szybkim krokiem znalazł się przy Fukao, chwycił ją w pasie lewą ręką, a drugą odszukał kaburę pod jej płaszczem i wyjął z niej broń. Przyłożył pistolet do gardła Kaori. Udało jej się ledwie wypuścić odrobinę powietrza i złapać kolejny oddech, gdy to się stało.
– Spokojnie, kochanie – wysyczał jej do ucha. – Zaraz pozbędziemy się tych paskudnych ludzi. Nikt nam nie przeszkodzi być razem.
Sekundę później Sarutobi wycelował w niego swoją broń, stając w bezpiecznej odległości kilku metrów. Kakashi również otrząsnął się z szoku i błyskawicznie wrócił do poprzedniej pozycji. Różnica polegała na tym, że teraz nie celował w głowę białowłosego, gdyż schował się za Fukao.
– Odłóżcie broń albo wpakuje jej kulkę – powiedział Suigetsu, przyciskając broń jeszcze mocniej do gardła blondynki. – Chyba tego nie chcecie.
– Ty również. – Kakashi błyskawicznie podjął decyzję o prowadzeniu negocjacji. – Przecież ją kochasz. Nie zabijesz ukochanej, prawda?
– Prawda, prawda – przytaknął. – Ale to może być jedyny sposób by być razem. Tutaj wszyscy chcą nas rozdzielić.
– Nieprawda.
– Łżesz, psie – warknął jak zaszczute w kąt zwierzę. – Po co w takim razie snajperzy i reszta policjantów ukrytych po krzakach? Co, zdziwiony? Karin jest po mojej stronie. Do końca robiła to, co ustaliliśmy. – Zaśmiał się zadowolony z swojej przebiegłości. – Odwołaj ich wszystkich… albo nie!
Na chwilę zapadło milczenie, ale zaraz potem białowłosy znowu przemówił:
– Daj mi kluczyki od swojego samochodu. No, dalej!
Katake niechętnie sięgnął jedną ręką do kieszeni i wygrzebał z niej, to czego żądał dręczyciel. Widział autentyczne przerażenie w oczach Fukao. Piękne i wielobarwne tęczówki zdominował teraz strach. Rzucił kluczyki na chodnik pod nogi Suigetsu.
– Teraz wydaj rozkaz, żeby przestali do nas celować i pozwolili nam spokojnie dotrzeć do auta.
Po raz kolejny wykonał to, co mu kazał. Czuł się coraz gorzej. Jeszcze kilka minut temu zapewniał ją, że wszystko będzie dobrze, a teraz tracił panowanie nad sytuacją. Tracił Fukao; partnerkę, podwładną, dziewczynę zagadkę, która chciał rozszyfrować.
– Odsuńcie się. – Pomachał bronią przed Kakashim i Asumą, a potem znów przycisnął ją do gardła zakładniczki. – Szybciej! – krzyknął, widząc że siwowłosy ma z tym jakiś problem.
– Odpuść – syknął do Hatake palacz.
Z trudem odsunął się na bok, gdzie stał już szef zespołu.
– Jeśli zauważę, że ktoś mnie śledzi to ją zabiję. Macie moje słowo – powiedział, kiedy przechodził obok nich. – Żadnych sztuczek.
Siwowłosy stał i patrzył jak oddalają się. Szli do jego auta, które zaparkował w cieniu bloku. Czuł, że zawiódł blondynkę na całej linii. Jako partner i lider zespołu. Usłyszał dobrze znany warkot silnika, odjechali.
– Kakashi, jakie są rozkazy?
Pomyślał, że Sarutobi dobrze wie, czego w tej chwili potrzeba jego pokonanej dumie. Wciąż w niego wierzył i pokładał w nim nadzieję. Moment później układał już w głowie szybki plan, ryzykowny, ale przez to skuteczniejszy. Tak przynajmniej uważał.
– Odeślij wszystkich. Załatwimy to sami. Ja, ty, Naruto i Sai.
Chwilę później zjawili się przy nim zszokowani kadeci. Nie spodziewali się takiego obrotu spraw. Mogli tylko siedzieć i obserwować wszystko ze swojej budki z lodami. Rozumieli, że ich pojawienie się mogło tylko pogorszyć sytuację.
– Sai – zwrócił się do bruneta. – Musisz namierzyć nadajnik GPS założony w moim aucie.
– Oczywiście.
– Naruto, ty wracaj z snajperami na komendę i zdobądź kluczyki do czarnego suva. My będziemy tu czekać i śledzić ruch mojego auta na mapie.
– Jasne.

~

Przez materiał założony na głowę nic nie wiedziała. Czuła tylko, że jadą, jadą i ciągle jadą przed siebie. Białowłosy skręcił raz w prawo i dwa razy w lewo, a potem jechał cały czas prosto. Poczuła szarpnięcie, auto się zatrzymało. Suigetsu w podskokach wysiadł i otworzył jej drzwi, po czym chwycił mocno za nadgarstek i prowadził w sobie tylko znane miejsce.
Droga którą szła była wyboista. Ciągle potykała się o rosnące kępki trawy i kamienie, co z każdą chwilą bardziej rozwścieczało białowłosego. Zatrzymali się. Na chwilę puścił jej rękę, a potem strzelił z broni, którą jej zabrał. Podskoczyła ze strachu i wstrzymała oddech do czasu, gdy na ziemię z głośnym hukiem spadły łańcuchy.
Kakashi, pomyślała zrozpaczona. Cala się trzęsła ze strachu. Nie wiedziała nawet, że Hozuki umie się posługiwać bronią. To jeszcze bardziej ją przestraszyło. Wtedy, pod blokiem, naprawdę mógł ją zabić. Czuła jak łzy napływają jej do oczu, pociągnęła nosem.
– Chodź – powiedział, ciągnąc ja do środka.
W środku pachniało smarami i starym olejem. Przez czarny materiał zarzucony na głowę wyczuła też zapach benzyny. Przestraszyła się jeszcze bardziej. Obawiała się, że Suigetsu zrobi to, co powiedział Kakashiemu. Zabije ich oboje, żeby w końcu mogli być razem. Podpali.
– Siadaj. – Podsunął jej krzesło i posadził na nim. – Poczekaj jeszcze chwilę – mówił, przywiązując nogi blondynki do nóg mebla. Ręce związał sznurem za oparciem, zdjął czarny worek. Natychmiast zaczął ją też przeszukiwać. Po znalezieniu słuchawki w jej uchu, zniszczył ją.
– G… gdzie jesteśmy? – zdołała wyrzucić z siebie, nim zabrakło jej odwagi.
– To stary warsztat samochodowy – odpowiedział. – Nie martw się, zabawimy tu krótko. Zarezerwowałem już dla nas lot do Japonii. Mam domek letniskowy niedaleko Okinawy. Tam nikt nas nie znajdzie – tłumaczył Kaori swoje dalsze plany. – A zwłaszcza ten policjant – dodał.
Fukao, korzystając z okazji, że porywacz zajmował się liczeniem pieniędzy, rozejrzała się po warsztacie. Jedynym źródłem światła była stara jarzeniówka, wisząca pod sufitem. Narzędzia leżały porozrzucane, właściciele z jakiegoś dziwnego powodu musieli opuścić to miejsce w popłochu. Po drugiej stronie podnośników do aut dostrzegła przykrytego plandeką mercedesa. Z pewnością nie stał tam tak długo, jak stojący obok wrak samochodu.
– Nawet nie myśl o ucieczce – powiedział Hozuki, przechwytując jej spojrzenie.
Spuściła głowę, łzy znowu napłynęły jej do oczu. Jak można mieć takiego pecha, myślała, czym sobie na to zasłużyłam.
– Za godzinę ruszamy – poinformował kogoś przez telefon. Kaori chciała krzyczeć ,,pomocy'', ale przecież nie mówiłby takiej informacji komuś obcemu, na pewno rozmawiał z jakimś pomocnikiem. Może tym kimś była Karin.
Oddalił się na kilka metrów, znikając w ciemnościach, tam gdzie nie dochodziło światło. Fukao rozglądała się szybko. Szukała czegokolwiek, co mogłoby jej pomóc. Suigetsu jednak dobrze przemyślał wszystko i postawił krzesło daleko od porozrzucanych narzędzi. Do najbliższego śrubokrętu miała dwa metry, a do biurka, gdzie był gruby pręt, ponad trzy. W zasięgu ręki nie widziała niczego przydatnego.
Suigetsu wrócił, zakończył rozmowę i posłał jej swój obrzydliwy uśmiech.
– Myślisz, że policja nie rozesłała już naszych zdjęć? – zapytała. – Na lotnisku na pewno nas rozpoznają.
– Nie martw się – odpowiedział. – Zmienimy trochę wygląd. Poczekaj chwilę, zaraz zobaczysz.
Znowu zniknął jej z oczu.
Kaori czuła się beznadziejnie. Pokonana po raz drugi, w sidłach tego samego człowieka. Tym razem to się musi skończyć raz na zawsze, pomyślała, przełykając słone łzy. Tym razem była silniejsza. Ciągle pamiętała o wszytym w płaszcz scyzoryku, ale ręce miała bardzo mocno związane i nie mogła się schylić wystarczająco, by rozerwać materiał. Zaczęła szarpać się z sznurem. Skóra na nadgarstkach piekła od uporczywego pocierania o szorstką powierzchnię. Bolało.
Drgnęła. Fukao wydawało się, że słyszała jakiś dziwny dźwięk: jakby gdzieś w pobliżu skradało się dzikie zwierze. Ale to raczej mało prawdopodobne w mieście.
Wróciła do szarpania się z sznurami. Suigetsu jeszcze nie wrócił i zamierzała wykorzystać każdą wolną sekundę. Wykręciła prawe ramię na zewnątrz, próbując naciągnąć węzeł, by wyswobodzić lewą rękę. Nie udało się. Poczuła tylko mocniejszy ból, rozdrapując skórę. Złapała oddech i powtórzyła to co poprzednio. Z takim samym rezultatem. Sznur zawiązany był bardzo dobrze.
– I co ty na to?
Przestraszyła się na dźwięk głosu Hozukiego. Stał tuż przed nią i prezentował swój nowy wygląd. Włosy zaczesał do tyłu przy pomocy dużej ilości żelu, zmienił kolor oczu za pomocą soczewek na zielone. Ubrał się też inaczej: czarne spodnie, niebieska koszula i granatowa sportowa marynarka.
– Fajnie – rzuciła. Musiała jakoś ukryć swoje zaskoczenie, żeby dręczyciel nie zaczął jej o coś podejrzewać.
Uśmiechnął się do niej tak samo obrzydliwie jak zawsze i zajął się czymś przy prowizorycznym biurku. Szukał jakiś informacji w internecie.
Fukao, mimo większego ryzyka, wróciła do próby uwolnienia. Suigetsu stał do niej plecami, ale wszystko mogło się odbijać w ekranie starego komputera. Poczuła jakąś ciepłą ciecz, spływającą powoli małą strużką po jej ręce. Krew, pomyślała, nie przerywając wykręcania prawej ręki.
Udało się! Delikatnie wyciągnęła dłoń spomiędzy grubych sznurów. Lewą ręką podtrzymywała je nadal, żeby nie spadły na ziemię. Najpierw musiała wydobyć scyzoryk. Był zaszyty tylko odrobinę, aby przy rozrywaniu narobić jak najmniej hałasu. Spojrzała na białowłosego, wciąż gapił się w ekran. Powoli, jak najbliżej ciała, przesunęła rękę. Odszukała wybrzuszenie w płaszczu i szarpnęła. Zamarła na moment. Suigetsu najwyraźniej tego nie usłyszał. Tym samym powolnym ruchem cofnęła rękę do tyłu.
– Suigetsu – powiedziała, drżącym od emocji głosem.
– Czego?
– Widzisz… swędzi mnie ucho – jęknęła. – Mógłbyś…
– Ach, jasne.
Tylko spokojnie, pomyślała, widząc jak Hozuki zbliża się do niej.
Białowłosy nachylił się nad Kaori i przez chwilę uśmiechał obrzydliwie. Kiedy już podniósł dłoń na wysokość jej policzka, dziewczyna nie wytrzymała. Miała świadomość, że cios wymierzony za szybko może być słabszy, ale poniosły ją emocje. Czuła jego obrzydliwy oddech na swojej skórze, a na myśl, że zaraz ją dotknie, panikowała coraz bardziej.
Gdy ręka Suigetsu już prawie znalazła się na wysokości jej policzka, zaatakowała. Wbiła scyzoryk w jego nogę, tuż nad kolanem. Krzyknął z bólu. Z niedowierzaniem patrzył jak na jego spodniach pojawia się najpierw mała, a potem coraz większa plama krwi. Jęknął, upadając na ziemię. Fukao w odpowiedniej chwili wyciągnęła scyzoryk z nogi. Puściła na ziemię sznury trzymane w lewej ręce i szybko zaczęła ciąć te krępujące jej nogi. Przez chwile ruchy jakie wykonywała były chaotyczne i niedokładne. Szybko dotarło do niej, że w ten sposób nic nie osiągnie. Zwolniła, w każde cięcie wkładała więcej siły i dokładności. W końcu rozcięła sznury.
Gdy wstała i chciała biec do wyjścia, poczuła ogromny ból w prawej nodze. Zaraz potem upadła na podłogę. Próbowała jakoś wybrnąć z tej sytuacji i podeprzeć się rękoma, ale przyniosło to odwrotny skutek. Nie utrzymała ciężaru swojego ciała. Zaryła twarzą o podłogę, jej nos zapiekł od zderzenia z posadzką. Natychmiast próbowała odnaleźć scyzoryk, który chwilowo był jedyną bronią jaką posiadała. Macała po omacku. Nic.
Kaori otworzyła oczy i próbowała się podnieść. Po raz kolejny jej wysiłki spełzły na niczym. Silny ból w nodze paraliżował całe ciało, pulsował, raz był silniejszy, raz słabł. Szybko spojrzała za siebie. Ręka Suigetsu zakleszczyła się mocno na jej prawej kostce, tej obolałej.
– Ty dziwko – syknął.
Strach na nowo próbował przejąć kontrole nad ciałem Fukao. Walczyła z nim jak lwica.
Dostrzegła nożyk leżący niedaleko, był w zasięgu jej wzroku. Wyciągnęła dłoń, ale nie dosięgnęła go. Suigetsu trzymał ją za nogę mocno i pewnie, mimo że drugą ręką próbował zatamować krwawienie. Blondynka odwróciła się na prawy bok, grymas bólu przemknął po jej twarzy. Chłopak próbował przyciągnąć ją do siebie, a wtedy ona zaatakowała po raz drugi. Lewą nogą, która pozostała wolna, kopnęła go. Najpierw w klatkę piersiową. Potem w głowę. I na koniec w ramię. Suigetsu puścił jej kostkę.
– Jeszcze trochę – szepnęła, aby dodać sobie otuchy. Doczołgała się do scyzoryka. Chwyciwszy go w rękę, poczuła się pewniej. Zawsze to jakaś broń.
Spojrzała na Hozukiego. Przestał już kulić się z bólu, powoli próbował wstać. Ona też musiała wstać i uciec jak najdalej. Miała świadomość, że te kilka ciosów i krwotok nie powstrzymają rozwścieczonego dręczyciela. Teraz naprawdę był gotowy ją zabić.
Podparła się na ręce, przyciągnęła nogi bliżej tułowia i spróbowała kucnąć. Spokojnym, ale szybkim ruchem wyprostowała się. Prawa kostka automatycznie dała o sobie znać. Nie miała innego wyjścia jak kuśtykać w stronę drzwi; ewentualnie skakać na jednej nodze.
– Zaraz ci dopadnę, szmato! – wrzasnął Hozuki. Właśnie rozdzierał swoją koszulę, by zatamować krwawienie.
Kaori była już w połowie drogi. Przystanęła na chwilę, by odpocząć. Zaczęło jej się kręcić w głowie od wszystkiego, co się ostatnio wydarzyło w jej życiu. Była zmęczona. Potwornie zmęczona. Powieki powoli opadały, potrząsnęła głową, aby odepchnąć od siebie znużenie.
Głośny trzask przywrócił jej umysł do pełnej świadomości. Do środka jak błyskawica wpadli Kakashi i Asunma z bronią naładowaną i gotową do oddania strzału. Kaori upadła na podłogę. Natychmiast zjawił się przy niej siwowłosy, obejmując swoim silnym ramieniem. Sarutobi pobiegł do podnoszącego się chłopaka. Wyćwiczonym przez lata ruchem przycisnął go twarzą do podłoża i wygiął jego ramiona w tył. Suigetsu jęknął z bólu.
– Dzielna dziewczyna – powiedział Hatake, przytulając ją do swojej piersi. – Już dobrze. Zaraz będzie po wszystkim – mówił spokojnym głosem.
– Cholera jasna! – zaklął funkcjonariusz, a jego głos rozniósł się echem po opuszczonym warsztacie. – Zapomniałem kajdanek. Masz je, prawda, Kakashi?
– Tak, mam – odpowiedział z lekkim podirytowaniem. Wyciągnął kajdanki wolną ręką.
Sarutobi pociągnął przestępcę w górę i wolnym krokiem, trzymając go mocno, poprowadził białowłosego w stronę wyjścia. Kaori, z pomocą partnera, również wstała. Wsparła się na jego prawym ramieniu, lewą rękę z kajdankami wyciągnął w stronę Asumy. Mężczyzna puścił na sekundę Suigetsu, by sięgnąć po kajdanki. O sekundę za późno zrozumiał, że popełnił błąd.
Hozuki wykorzystał ten bardzo krótki moment, by przejąć kontrolę nad sytuacją. Wyrwał się policjantowi i automatycznie sięgnął po jego broń do kabury. Robił to nie pierwszy raz, miał wprawę i doświadczenie. Potem, nie zastanawiając się długo, kocim ruchem zbliżył się do drugiego funkcjonariusza. Przyłożył mu broń do głowy, chwycił za ramię i pociągnął w tył. Miał przeczucie, że zabijając go, sprawi Fukao naprawdę dużo bólu.
Blondynka, mimo szoku, w ostatniej sekundzie wyciągnęła dłoń w stronę Kakashiego. Złapała jego pistolet i przeładowała. Natychmiast wycelowała w Hozukiego.
– Bardzo dobrze. Świetnie. – Złowieszczy śmiech psychopaty zawisł na moment w powietrzu. – Świetnie, świetnie – mruczał pod nosem jak obłąkany.
Kaori czuła jak jej ciałem i umysłem zabawiają się demony przeszłości. Bała się. Trzęsła się. Starała się oczyścić umysł z obezwładniającego strachu, ale ten wydawał się być teraz dużo silniejszy. Sama musiała stawić czoła Hozukiemu. Hozukiemu, który zrobił z Kakashiego naturalną tarczę. Asuma był bezużyteczny, stracił broń.
Była tylko ona. Sama.
– Wybierasz jego czy mnie? – zapytał Suigetsu, częstując ją jednym z obrzydliwszych uśmiechów. – Proste pytanie: ja czy on? Kogo wybierzesz? Jeśli ze mną pójdziesz, on przeżyje. Ale gdy wybierzesz jego … Decyduj! Szybciej. Ja czy on?
Kakshi, miała jego imię na końcu języka, ale coś ją powstrzymało. Obawiała się, nie, ona wiedziała, że Suigetsu spełni swoje groźby i zabije Hatake. Strach obezwładnił ją bez końca. Drgawki wstrząsały ciałem blondynki, nie potrafiła dokładnie wycelować. Nawet gdyby jej się udało, wątpiła czy zdoła pociągnąć za spust.
Gubię się.
W mojej głowie milion myśli odtwarzanych na minutę, tysiące wspomnień i jedno pytanie bez odpowiedzi. Liczby, ważne daty mówiące mi co już było i co jeszcze będzie. Mętlik i wielki bałagan, który nie pozwala mi się skupić na znalezieniu jednej odpowiedzi. Świat pędzący do przodu, zabiera mi czas, który potrzebuje do namysłu.
Umieram.
Serce staje mi w piersi na bardzo długo. Nie czuje jego przyśpieszonego rytmu, nie czuje nic. W środku jest tylko pustka, mięsień, który odmówił mi posłuszeństwa w grze o najwyższą stawkę. Po prostu czuję, że umieram.
Żyję.
Wracam do żywych. Widocznie tam w górze mnie nie chcą. Z jednej strony myślę, że jestem szczęśliwa, czując bijące serce, ale w środku – chcę umrzeć. Pragnę tylko wyrwać się z tego koszmaru. Nie żyć. A jednak żyję. Jestem tu.
Boję się.
Boję się, że go, kurwa, stracę. Cały mój wysiłek pójdzie na marne. Ogarnia mnie panika, co robić? Wewnętrzny ból rozrywa mi wnętrzności od środka, moje serce rozpada się na milion kawałków. W głowie wciąż mam mętlik. Nie umiem znaleźć banalnej odpowiedzi na banalne pytanie. Pierwszy raz się tak boję. Przecież chcę by Kakashi przeżył. Ale chce go mieć przy sobie. Tuż obok siebie.
Upadam.
Zderzenie z zimną posadzką, powoduje napływ nowych myśli. W mojej głowie jest ich za dużo. Nie umiem się pozbierać, skupić na szukaniu jednej odpowiedzi. Czuję, że to koniec, że upadłam niżej niż kiedykolwiek. Upadłam.
– Wstawaj!
Znajomy głos. Ciepły, miły, i bardzo znajomy. Kto to powiedział, myślę. Podnoszę wzrok i już wiem. Widzę czarne oczy płonące jak ogniki, wyróżniające się na tle tego dramatu. Jego oczy. Są pełne nadziei i wiary. Wiary we mnie.
– Kakashi – szepcze Kaori.
– Co mówiłaś? – zapytał Hozuki. – Powtórz głośniej. Powtórz!
Powoli podniosła się z zimnej podłogi. Stanęła pewnie na obu nogach, ból w prawej kostce był niczym w porównaniu z krwawiącym sercem. Chwyciła broń pewnie i wycelowała. Już się nie trzęsła.
– Powiedziałam, że wybieram – przerwała, by zaczerpnąć powietrza – Kakashiego.
Zdumienie wymalowało się na twarzy obu mężczyzn. Jednak u Hozukiego szybko zamieniło się w grymas, a później wściekłość. Dyszał jak zwierze, spoglądając na nią spode łba. Posłał jej nienawistne spojrzenie.
– Doskonale – warknął. – Więc patrz jak umiera. Patrz i błagaj mnie o litość. Błagaj na kolanach, a ja i tak go nie ocalę. Zabiję go. Patrz.
Blondynka wychwyciła czarne oczy Kakashiego, wciąż wyglądały jak płonące ogniki. Zapragnęła oglądać je już na zawsze. Chciała żeby patrzył tym wzrokiem na nią jak najdłużej. Tylko na nią.
Wycelowała w najbardziej odsłonięty kawałek ciała Suigetsu. Były to zaledwie cztery centymetry. Z odległości kilku metrów prawie niewidoczne. Naniosła ostatnie poprawki. Wyobraziła sobie w głowie tor lotu pocisku. Opuściła pistolet o kilka milimetrów.
Pociągnęła za spust. Strzeliła.
Zaraz potem zacisnęła oczy na chwilę i czekała. W końcu jakieś ciało opadło z łoskotem na ziemię. Bała się sprawdzić kto to, dlatego jeszcze przez dłuższy czas zaciskała powieki.
Tylko wprawny i doświadczony policjant od razu po usłyszeniu strzału zorientowałby się w czym rzecz. Oddano dwa strzały w jednym czasie. Dźwięk zgrał się idealnie w jedną całość.
– Jestem tu. – Najpierw usłyszała ciepły głos, a zaraz potem znalazła się w silnych i bezpiecznych ramiona.
– Kakashi – szepnęła.
Kaori otworzyła oczy. Ich spojrzenia skrzyżowały się.
– Sai! Sai, nic ci nie jest?
Spojrzała przez ramię mężczyzny, co się dzieję. Uzumaki podbiegł do bruneta i oglądał jego prawy bark. Blondynka nie do końca rozumiała dlaczego.
– Przyślijcie karetkę do starego warsztatu na ulicy Kwitnącej Wiśni. Mam tu jednego rannego z poważnym krwotokiem i jednego z draśnięciem. Pośpieszcie się – krzyczał do telefonu Asuma. Przycisnął jakiś materiał do brzucha Hozukiego i sprawdzał jego puls.
– Co się stało? – zapytała blondynka.
– Sai strzelił do Suigetsu – odpowiedział palacz.
– Ale jak? – dopytywała.
Asuna wyraźnie zajęty tamowaniem krwotoku, nie odpowiedział. Kakashi zostawił dziewczynę i podszedł mu pomóc. Chciał, żeby białowłosy zdychał w męczarniach, ale doświadczenie nauczyło go, że sąd lepiej wymierzy sprawiedliwość. W końcu więzienie też nie było przyjaznym miejscem.
Kaori dokuśtykała do Naruto i Saia. W ostatniej chwili potknęła się i gdyby nie pomoc blondyna, upadłaby. Przyjrzała się bluzie, która przesiąkała krwią. Oni chyba nie mieli pojęcia o tamowaniu krwotoków. Oderwała spory kawałek koszuli Saia i jeszcze jeden. Mniejszy skrawek materiału złożyła w kwadracik, przyłożyła go to miejsca, gdzie z ciała bruneta, sączyła się krew. Potem tym dłuższym owinęła dwa razy ramię i mocno zawiązała.
– Powinno wystarczyć na jakiś czas – poinformowała. – A teraz, może mi ktoś to wyjaśni?
Sai popatrzył na Uzumakiego. Blondyn skinął głową.
– W aucie lidera zespołu zamontowany był nadajnik GPS. Śledziliśmy jego ruch na mapie i dotarliśmy tutaj – mówił ranny. – Hatake i Sarutobi poszli od frontu, ja i Naruto mieliśmy sprawdzić z tyłu.
– Właśnie – wtrącił podekscytowany funkcjonariusz. – I obserwowaliśmy wszystko, co się działo tutaj. Jak szef stracił broń, a potem lider był zakładnikiem.
– Nie wiedzieliśmy, co robić – kontynuował Sai. – W końcu Uzumaki opowiedział mi, że kiedyś widział podobną scenę w filmie. Gdy przestępca ma zakładnika i celuje do niego jeden policjant z przodu to drugi funkcjonariusz może strzelić z tyłu. Plecy są odsłonięte, a jeśli trafisz w odpowiednie miejsce, kula utkwi w ciele. Zakładnik będzie bezpieczny.
– Więc to ty strzeliłeś? – zapytała Kaori z lekkim niedowierzaniem.
– Tak – potwierdził. – Musiałem tylko zgrać się z tobą w czasie, żeby było wiarygodniej.
Naruto cały czas przytakiwał głową. Uśmiech obejmował jego twarz, usta i oczy. W błękitnych tęczówkach nie było śladu gniewu, ani złości. Blondynka pomyślała, że gdyby zawsze taki był, mogłaby go polubić.
– Ale ty – wskazał zdrową ręką na nią – powinnaś poćwiczyć na strzelnicy. Twój pocisk zszedł z toru. Celowałaś też pod złym kątem. Na szczęście kula tylko mnie drasnęła – dodał przyjacielskim tonem.
– Przepraszam – powiedziała ze skruchą.
Brunet zapewnił, że to nic takiego.
– Dobra robota. – Kakashi położył dłoń na ramieniu Saia. – Świetnie się spisaliście. Chyba źle was oceniłem na początku. Wszystkich was… przepraszam.
Jęk zdumienia rozniósł się echem po opustoszałym warsztacie samochodowym. Kadeci patrzyli na siebie z powątpiewaniem. Najbardziej zdziwiony był jednak Sarutobi. Nadal tamował krwotok przestępcy, ale wszystko doskonale słyszał.
– Kakashi ich przeprosił – mruknął pod nosem. – Nie do wiary.
– Szefie – zaczął Naruto – muszę powiedzieć, że jeszcze będą z pana ludzie . – Wyszczerzył zęby w uśmiechu, zacisnął pięść i uformował żółwika.
– Z ciebie chyba też, Uzumaki. – Hatake odwzajemnił gest.
Niedługo później przyjechała karetka. Ratownicy zajęli się powierzchownie draśnięciem Saia i natychmiast zabrali Suigetsu do szpitala. Pojechał z nimi jeden z policjantów, którzy pojawili chwilę wcześniej. Ludzie dowodzeni przez Kurenai szybko zabrali się do pracy. Zabezpieczali dowody rzeczowe, przeszukali stary komputer i auto skryte pod plandeką. Musieli tez przesłuchać zespół Kakashiego w celu wyjaśnień. Po krótkiej wymianie zdań z Hatake policjantka odpuściła im.
– Jutro i tak będziesz się musiał wytłumaczyć przed panią Tsunade – powiedziała z uśmiechem.
– Wiem, wiem – odpowiedział szarowłosy.
Nie minęło nawet pół godziny, a miejsce zostało odpowiednio zabezpieczone, dowody zabrane, garaż i okolice sfotografowane.
– Będziemy się zbierać, panowie – zarządziła Kurenai. – Jedziecie z nami? Wydaje mi się, że niektórzy muszą odwiedzić ostry dyżur. – Wskazała głową Kaori i Saia.
Blondynka niechętnie przyznała kobiecie racje. Czuła się osłabiona, a ból nogi ciągle o sobie przypominał. Wydawało jej się jakby miała kończyny z żelaza. Z trudem wstała z zajmowanego krzesła – tego samego, do którego przywiązał ją Hozuki – i próbowała utrzymać równowagę. Zakręciło jej się w głowie.
– Pani pozwoli.
Nim się zorientowała Hatake porwał ją w swoje ramiona. Zaskoczona, nie wiedziała co powinna powiedzieć lub zrobić.
– Możesz objąć moją szyję? Będzie mi trochę lżej.
– Jasne – szepnęła bardzo cicho, prawie niesłyszalnie.
Czuła się dziwnie … zażenowana. Z jakiegoś powodu ta sytuacja ją krepowała. Kakashi był zagadką, tajemnicą, która ją pociągała. W ciągu ostatnich kilku dni niewiele się o nim dowiedziała. Po za tym, że robi okropne pierwsze wrażanie i lubi zaskakiwać. Coś w jej wnętrzu chciało odkryć tę zagadkę.
Znaleźli się na dworze. Nocne powietrze – rześkie i przesiąknięte zapachem starych smarów i oleju – skutecznie odsunęło senność od policjantów.
– Całkiem dobry początek – powiedział Sarutobi. Obrócił w dłoni zapalniczkę, zapalił i zaciągnął się papierosem. – Wydaje mi się, że będzie z nas niezła ekipa.
– Najlepsza – poprawił go Naruto.
Pozostali zaśmiali się cicho. Przyszłość wydawała się teraz inna, pełna przygód i perspektyw.
– Spójrzcie na niebo – powiedział Sai.
Pojedyncze chmury zakrywające księżyc i gwiazdy odpływały na zachód, ukazując niesamowicie piękne zjawisko. Granatowe niebo przecinało tysiące światełek. Mniejsze i większe kosmiczne skamieniałości spadały. Sunęły w dół niczym krople rosy opadające z trawy. Spadające gwiazdy nadały magii chwili.
– Ty jesteś moją gwiazdką z nieba – szepnął Kakashi do ucha Kaori. – Wydaje mi się, że spadłaś prosto w moje ramiona.
A potem ją pocałował. Długo i delikatnie, namiętnie i zachłannie. Całował ją jak największy i najdroższy skarb. Trzymał w ramionach swoją gwiazdkę z nieba, gwiazdkę, która opuściła anielskie kręgi i przybyła na Ziemię tylko dla niego. Miał taką nadzieję.
Oboje mieli nadzieje, że jutro będzie lepszy dzień. Musi być lepszy.

* KONIEC *


37 stron. Gratulacje dla tych, którzy dotarli aż tutaj. 
I jak.... Podobało się? Jak wiadomo jestem średnio ciekawą osobą, więc użyłam fikcji literackiej. Nie wszystko o mnie jest tu prawdziwe. 
Za nową szatę graficzną dziękuję Hoshi Akairo. Czasami nawet złośliwe Gremliny są miłe i pomocne. ;3; 
,,O mężczyznach przy lampce wina'' pojawi się dokładnie 14 lutego. Nikt mi nie zabroni. 
Bajoo. 


1 komentarz:

CREATED BY
MAYAKO
CREDIT: ART