Gubię
się.
W mojej głowie milion myśli
odtwarzanych na minute, tysiące wspomnień i jedno pytanie bez
odpowiedzi. Liczby, ważne daty mówiące mi co już było i co
jeszcze będzie. Mętlik i wielki bałagan, który nie pozwala mi się
skupić na znalezieniu jednej odpowiedzi. Dookoła mnie ludzie,
tysiące osobników z różnymi problemami, których nigdy nie poznam
i nie rozwiąże. Świat pędzący do przodu, zabiera mi czas, który
potrzebuje do namysłu.
Umieram.
Serce staje mi w piersi na
bardzo długo. Nie czuje jego przyśpieszonego rytmu, nie czuje nic.
W środku jest tylko pustka, mięsień, który odmówił mi
posłuszeństwa w grze o najwyższą stawkę. Po prostu czuję, że
umieram.
Żyję.
Wracam do żywych. Widocznie
tam w górze mnie nie chcą. Z jednej strony myślę, że jestem
szczęśliwa, czując bijące serce, ale w środku – chcę umrzeć.
Pragnę tylko wyrwać się z tego koszmaru. Nie żyć. A jednak żyję.
Jestem tu.
Boję się.
Boję się, że go, kurwa,
stracę. Cały mój wysiłek pójdzie na marne. Ogarnia mnie panika,
co robić? Wewnętrzny ból rozrywa mi wnętrzności od środka, moje
serce rozpada się na milion kawałków. W głowie wciąż mam
mętlik. Nie umiem znaleźć banalnej odpowiedzi na banalne pytanie.
Pierwszy raz się tak boję.
Upadam.
Zderzenie z zimną posadzką,
powoduje napływ nowych myśli. W mojej głowie jest ich za dużo.
Nie umiem się pozbierać, skupić na szukaniu jednej odpowiedzi.
Czuję, że to koniec, że upadłam niżej niż kiedykolwiek.
Upadłam.
Deszcz uderzał rytmicznie w szyby
auta. Szalejąca za oknem burza bez końca pochłonęła uwagę
blondynki. Nie zwracała uwagi na ożywioną rozmowę rodziców, ani
na muzykę płynącą z radia. Przytknęła nos do okna i wpatrywała
się w krople wody, spływające różnymi drogami po szybie.
Próbowała poukładać swoje myśli, skupić się na swojej
przyszłości, ale kiepsko jej to wychodziło. Wciąż miała problem
z emocjami i strachem siedzącym w jej wnętrzu. Hałas w samochodzie
tylko pogarszał sprawę.
– Mamo, ojcze – powiedziała
dziewczyna, przerywając dyskusję rodziców na temat pogody w
Londynie. – Możecie wyłączyć albo chociaż ściszyć radio?
– Jasne kochanie –
odpowiedziała jej rodzicielka. Spojrzała na chwilę w tył
samochodu.
Kaori wygrzebała z torby
podręcznej, która leżała na siedzeniu obok, szary dres i założyła
go szybko. Opierając głowę o szybę auta, zaciągnęła jeszcze
mocniej kaptur, zasłaniając sobie połowę twarzy. Przymknęła
oczy, westchnęła.
Ostatnie tygodnie były dla niej
koszmarem. Musiała przejść przez piekło, by dziś zaczynać
wszystko od nowa. Jeden błąd, jedna zła decyzja zaważyła na
losie całej jej rodziny. Wciąż miała do siebie żal. Poczucie
winy siedziało w jej sercu, było mocno zakorzenione w jej głowie.
Od zawsze szukała miłości.
Rodzice dużo pracowali, byli zajęci utrzymywaniem domu i dziecka,
przez co zabrakło im czasu na odrobinę uczuć skierowanych w stronę
dziewczyny. Starała się żyć najlepiej jak mogła, dobrze uczyć,
nie sprawiać kłopotów i czasami pomagać rodzicom. Wiele razy
chciała im powiedzieć, że oprócz pieniędzy i wygodnego życia,
potrzebuje też miłości. Czegoś więcej niż tlenu, uczucia, które
daje życie i jest całym życiem. Ale za każdym razem tchórzyła.
To była jej największa wada – tchórzyła w momentach, gdy
chodziło o jej uczucia.
W dzień ukończenia akademii
policyjnej spotkała Sasuke Uchihe. Znała go tylko trochę, wiele
razy mijali się na korytarzu lub spotykali przypadkiem w gronie
znajomych, ale nigdy nie rozmawiała z nim sam na sam. Po zakończeniu
uroczystości podszedł do niej i zaprosił na randkę. Kaori nie
należała do osób, które od tak dają się wyciągać na kawę.
Zwłaszcza w sprawach uczuciowych zachowywała odpowiedni dystans.
Jej życie miłosne wyglądało marnie, nigdy nie miała chłopaka,
nigdy nie chodziła na dyskoteki poznawać nowe osoby, nie
flirtowała, nie całowała się z pierwszym lepszym. Uchiha nie dał
jej spokoju i po kilku dniach dzwonienia, sms-owania, udało mu się
wyciągnąć dziewczynę na ciastko i kawę.
Kawiarnia była miła i przytulna,
siedziało w niej zaledwie kilka osób. Zamiast bruneta przyszedł
jego kolega. Dziewczyna niechętnie zaczęła z nim rozmowę, czując
jak złość do samej siebie rośnie z każdą chwilą. Mimo ciepłej
atmosfery w lokalu, nie czuła się dobrze. Zastanawiała się jak
Uchiha mógł ją tak wystawić, zakpić z niej. Po niecałej
godzinie Kaori postanowiła zakończyć swoje męki i pójść do
domu. Gdy zakomunikowała to chłopakowi, poczuła się trochę źle.
Przecież nie był niczemu winny, starał się być dla niej miły.
Zaproponowała, żeby wymienili się numerami telefonów i może
jeszcze kiedyś spotkali.
Po tygodniu od tego zdarzenia
zorientowała się, że popełniła błąd. Hozuki zaczął do nie
wydzwaniać, pisać sms-y. Nękał ją cały czas, próbując umówić
się na kolejne spotkanie. Fukao nie zamierzała czekać bezczynnie
na kolejny krok chłopaka. Zdobyła numer Uchihy i udając swoją
kuzynkę umówiła się z nim na spotkanie. Brunet pod przymusem
powiedział jej prawdę; umówił się z nią tylko dlatego, że
poprosił go przyjaciel, który nie miał odwagi do niej zagadać.
Dziewczyna powiedziała mu o wszystkim, o nękaniu Suigetsu, ale
chłopak to najzwyczajniej w świecie olał.
– To twój problem, nie mój –
powiedział.
Z czasem białowłosy stał się
coraz bardziej uciążliwy. Zaczął przychodzić pod jej domu,
wpadał na nią niby przypadkiem na mieście, był tam gdzie ona i
jej znajomi. Nadal nękał ją telefonami i wiadomościami. Po
dłuższym czasie dziewczyna uległa. Wiedziała, że to się może
źle skończyć, dlatego nie poszła na spotkanie sama. Zabrała ze
sobą kuzynkę, która akurat wpadła w odwiedziny. Na spotkaniu
Hozuki zachowywał się normalnie, oczarował Yuki, przeciągając ją
na swoją stronę. Przez pewien czas odpuścił sobie nękanie
blondynki, ale gdy tylko jej kuzynka wróciła do domu, wszystko
zaczęło się od nowa. Wielokrotnie dzwoniła do rodziców, mówiąc
o swoim problemie. Niestety oni też zbagatelizowali sprawę,
twierdząc, że to tylko zakochany po uszy młodzieniec, a nie
psychopata.
Kaori zaczęła szukać informacji
o Hozukim, staż w policji ułatwił jej dostęp do jego akt. Ku
zaskoczeniu blondynki nigdy nie był karany i miał zupełnie czystą
kartotekę. Postanowiła spokojnie poczekać na dalszy rozwój
wydarzeń, jednocześnie zbierając dowody na dręczyciela.
Wydrukowała bilingi rozmów i wiadomości. Starała się nie
zostawać sama, gdyż potrzebowała świadków.
Niestety białowłosy był uparty i
nie dawał za wygraną. Zaczął do niej wypisywać także na
facebooku i mailu. Wysyłał jej kwiaty z liścikami miłosnymi,
podrzucał jej czekoladki na komisariacie. W końcu Kaori złożyła
zawiadomienie o nękaniu, ale to tylko pogorszyło sprawę. Chłopak
stał się agresywny, raz nawet ją uderzył podczas kłótni.
Przerażona sprawdzianem dorosłego życia nie dawała sobie rady.
Szukała pomocy wśród rodziców, ale oni jak zawsze byli
zapracowani i nie mieli dla niej czasu. Przyjaciele zajęci swoimi
problemami podtrzymywali ją na duchu i próbowali przekonać do
drastyczniejszych kroków – wyjazdu. Fukao nie chciała opuścić
swojego miasteczka przez jednego psychopatę, miała tu przyjaciół
i wspomnienia, ulubione miejsca.
Decydując się zostać w Konoha
naraziła się na niebezpieczeństwo, co zrozumiała, gdy było już
za późno. Pewnego dnia, wracając samotnie po procy do domu,
natknęła się na Hozukiego. Siedział na klatce schodowej przed jej
mieszkaniem, miał spuszczoną głowę. Chciała przejść obok niego
i wejść do mieszkania, ignorując jego osobę. Gdy włożyła klucz
w zamek i przekręciła, chłopak szybko wstał. Wepchnął Fukao do
środka, zamykając drzwi od wewnątrz. Przyparł ją do ściany i
szeptał, że będą już na zawsze razem. Patrząc w tamtym momencie
w jego fioletowe oczy, zrozumiała z kim ma do czynienia, z
szaleńcem.
Hozuki musiał mieć to zaplanowane
od dłuższego czasu, wszystkie jego ruchy były przemyślane. Siłą
zaciągnął Kaori do sypialni, związał jej nogi i ręce i
zakneblował usta. Komórkę dziewczyny wyłączył, by nie mogła
wezwać pomocy. Przez dwa dni traktował ją jak swoją własność,
lalkę. Głaskał jej włosy, szeptał do ucha obietnice wiecznej
miłości. Nikt ze znajomych blondynki się nie zaniepokoił, że nie
daje znaku życia, gdyż był weekend. Dopiero w poniedziałek
sąsiadka się zmartwiła, zaczęła pukać do drzwi, pytając czy
wszystko w porządku. Pani Kimi była typem plotkarki, lubiła
wszystko o wszystkich wiedzieć i być w centrum uwagi. Tym razem
dziewczyna musiała przyznać, że wścibskość kobiety uratowała
ją z tego koszmaru. Była przerażona zachowaniem białowłosego.
Traktował ją jak przedmiot, swoją własność. Zadomowił się w
jej mieszkaniu bardzo szybko. Fukao przerażała myśl, że może
spędzić z nim jeszcze kilka dni zanim ktokolwiek się nią
zainteresuje.
Chwilę po tym jak Suigetsu wyszedł
na poranne zakupy, Kaori usłyszała pukanie do drzwi. Próbowała
krzyczeć, ale materiał, którym miała zakneblowane usta, był
zawiązany bardzo dobrze. Tak samo sznury na rękach i nogach –
mimo sprytu nie potrafiła wyswobodzić górnych kończyn.
Zdesperowana nie wiedziała co robić. Hozuki mógł wrócić w
każdej chwili i wmówić sąsiadce, że wszystko jest w jak
najlepszym porządku. W ostatniej chwili blondynka pomyślała o
lampce nocnej, stojącej na szafce. Zaczęła się okręcać na
łóżku. Z trudem przychodziło jej wykonanie każdego ruchu, każdy
mięsień ciała krzyczał z bólu. Dotknęła stopami lampki i
zaczęła ją przepychać. Sekundy dłużyły się w nieskończoność,
a ona czuła, że traci szansę na wyrwanie się z tego koszmaru.
Udało się! Porcelanowa lampka
spadła na podłogę z wielkim hukiem, ale pukanie sąsiadki ustało.
Kaori momentalnie straciła nadzieję. Myślała, ile jeszcze będzie
tkwiła w tym koszmarze, kiedy ktoś się w końcu zaniepokoi.
Przekręcanie klucza w zamku napełniło ją jeszcze większym
strachem, jednak szybkie i chaotyczne kroki dwóch osób, dodały jej
na nowo nadziei. Zaczęła kopać w szafkę nocną, która uderzając
o ścianę niosła po mieszkaniu głuchy dźwięk. Do sypialni
wbiegła pani Kimi i dozorca. Zaskoczeni szybko pomogli jej się
wyswobodzić.
Potem wszystko działo się bardzo
szybko. W mieszkaniu sąsiadki, Fukao czekała na przyjazd policji.
Dozorca bloku pilnował związanego białowłosego, który pojawił
się chwilę po tym jak dziewczynie udało się uciec. Blondynka
zadzwoniła do rodziców, którzy obiecali, że przyjadą najszybciej
jak mogą. Zjawili się w momencie, gdy funkcjonariusze zabierali
dręczyciela. Doopiero wtedy, patrząc mu w oczy zrozumieli, że ich
córka była w prawdziwym niebezpieczeństwie.
– Kochanie, kupić ci coś?
Głos rodzicielki rozbrzmiał w
głowie Kaori niczym echo. Dziewczyna odrzuciła na chwilę
wspomnienia i spojrzała na mamę, czekającą na odpowiedź. Zanim
jednak odpowiedziała na zadane pytanie, zdjęła kaptur,
rozglądając się dookoła.
– Nie – odpowiedziała krótko.
Brązowowłosa wysiadła z auta i
poszła do sklepu na stacji benzynowej. Fukao odprowadziła ją
wzrokiem, po czym wróciła do poprzedniej czynności. Założyła
kaptur na głowę i przytykając nos do szyby, myślała o tym co ją
niedawno spotkało. Przecież to mogło się przydarzyć każdemu,
więc dlaczego akurat ona musiała paść ofiarą Suigetsu. Obawiała
się, że uraz psychiczny pozostanie jej na bardzo długo. Już przed
tym zdarzeniem trzymała mężczyzn na dystans, miała do nich
swojego rodzaju uraz. Wiedziała, że to przez jej ojca i jego
zachowanie.
– Za pół godziny będziemy na
miejscu – poinformował ją tata, wsiadając do auta.
Blondynka przyjęła ten fakt ze
spokojem na twarzy. W środku gotowała się na myśl, że będzie
musiała mieszkać z rodzicami w ich wielkim mieszkaniu w Londynie.
Chciała się wyprowadzić z Konohy, ale nie zamierzała wyjeżdżać
z Japonii. Myślała raczej o przeprowadzce do Tokio lub w inne
miejsce, ale w jej rodzicielach nagle obudził się instynkt
rodzicielski. Teraz gdy miała dwadzieścia cztery lata nie
potrzebowała już ich opieki. Wiedziała, że choćby nie wiem jak
starali się jej pomóc, tylko ona mogła sobie poradzić z
poukładaniem swojego życia na nowo. W Japonii czy Londynie tylko
ona mogła to zrobić. Z ich wsparcie lub bez niego – tylko ona.
Wyjęła z torby telefon oraz
słuchawki, które błyskawicznie włożyła w uszy. Wybrała swoją
ulubioną playlistę piosenek i oddała się w kuszące objęcia
Morfeusza.
~
Podmuch chłodnego powietrza
uderzył kilkakrotnie w twarz blondynki, rozwiewając jej senne
fantazje o idealnym świecie. Kaori przewróciła się na brzuch i
wtulając twarz w poduszkę, błagała w myślach o jeszcze kilka
minut snu. Zaciągnęła kołdrę na głowę, snując wizje o
dzisiejszym dniu. Czekało ją spotkanie z nową rzeczywistością,
nowymi ludźmi i nową przyszłością. To właśnie w Londynie, na
jednym z posterunków policji miała kontynuować swój staż.
Rodzice sprzeciwiali się tej decyzji, twierdząc, że powinna
odpocząć od pracy i zrelaksować się w domu przez telewizorem.
Fukao nie dała się przekonać i postawiła na swoim, ojciec pomógł
jej załatwić staż.
Budzik donośnym głosem
poinformował, że pora wstawać. Blondynka wysunęła rękę i
wyłączyła irytujące urządzenie. Potrzebowała jeszcze odrobiny
snu, zwłaszcza po wczorajszych problemach z zaśnięciem i dniu
pełnym emocji.
– Kaori, wstawaj!
Krzyk ojca dotarł do jej uszu z
drugiego końca wielkiego mieszkania, ale dopiero po kilku sekundach
przetrawiła informację. Niechętnie wytknęła nos spod kołdry i
wstała z łóżka. Przenikliwy chłód natychmiast otulił jej ciało
jak puchowy kocyk, wywołując gęsią skórkę. Spojrzała w stronę
otwartego okna i przypomniała sobie, że zapomniała je wczoraj
zamknąć. Warknęła pod nosem, pocierając ramiona. Wzięła do
ręki dres leżący na podłodze i założywszy go, podeszła do
walizki. Wygrzebała z niej kosmetyczkę, świeżą bieliznę, czarne
spodnie i tego samego koloru bluzkę. Chwyciła wszystko niedbale i
pomaszerowała do łazienki.
Ciepły prysznic okazał się
spełnieniem jej marzeń, krople wody przyjemnie łaskotały skórę.
Przez dłuższą chwilę stała w kabinie delektując się chwilą.
Głośne pukanie do drzwi zepsuło cały urok i Kaori niechętnie
stwierdziła, że musi się pośpieszyć.
– Dajcie mi dziesięć minut –
niemal warknęła, namydlając ciało.
Po kabinie prysznicowej rozniósł
się słodki zapach mydełka różanego. Fukao spłukała pianę,
osuszyła mniej więcej ciało i owinięta ręcznikiem podeszła do
umywalki. Spojrzała w duże, kwadratowe lustro nad nią. Przez
chwilę wpatrywała się w swoje oblicze, szukając jakiegoś punktu
zaczepienia, powodu, dla którego to ona stała się ofiarą
Suigetsu. Miała urodę przeciętnej blondynki, jasne miodowe włosy
za ramiona i grzywka spadająca na oczy okalały jej twarz nadając
trochę dziecinny wygląd. Szare oczy otoczone wachlarzem rzęs, nie
za duże różowe usta i lekko opalona skóra. Zgrabne nogi
nadrabiały za jej małe piersi oraz średni wzrost, około sto
sześćdziesiąt pięć centymetrów.
Wysuszyła włosy, wciąż myśląc
o wydarzeniach minionych tygodni. Musiała zeznawać w sądzie jako
ofiara, opisując wszystkie spotkania i szczegóły z dużą
dokładnością. Na każdej z trzech rozpraw widziała twarz
Hozukiego i jego wredny uśmieszek, skierowany właśnie do niej.
Białowłosy doskonale rozumiał swoją sytuację, podejrzewano u
niego zaburzenia psychiczne. Po ogłoszeniu wyroku, spojrzał w jej
stronę i powiedział:
– Jeszcze się spotkamy,
kochanie.
Blondynka otrząsnęła się,
słysząc po raz kolejny pukanie do drzwi. Wyłączyła suszarkę.
– Już wychodzę.
Założyła szybko bieliznę i
wzięte ze sobą ubrania. Gdy zobaczyła, że bluzka ma rękaw trzy
czwarte po jej plecach przeszły ciarki. Zrobiła szybki makijaż,
trochę kremu maskującego zaczerwienienia, pudru w płynie, tuszu i
pomadka bezbarwna. Włosy związała w kitkę za prawym uchem, a
grzywkę przeprostowała prostownicą. Szybko ogarnęła bałagan
jaki zrobiła i wybiegła z łazienki, prawie potrącając ojca.
Wpadła do pokoju jak burza,
rzuciła kosmetyczkę na łóżko i zamknęła okno. Chłód w
sypialni przyprawił ja o kolejną dawkę gęsiej skórki. Wygrzebała
z walizki ciemny płaszczyk wyłożony od środka futerkiem. Założyła
go, szybko sprawdziła godzinę na komórce i stwierdziła, że jeśli
się nie pośpieszy to będzie nieźle spóźniona.
– Zbieraj się, podrzucę cię –
zaproponował ojciec, wchodząc do jej pokoju.
– Dzięki, dam sobie rade sama –
odpowiedziała.
Wrzuciła do plecaka portfel,
dokumenty i podręczną kosmetyczkę.
– Nie bądź uparta.
Bez słowa wyminęła ojca,
zabierając przy okazji klucze i komórkę leżące na komodzie.
Zatrzymała się kilka kroków przed drzwiami pokoju, westchnęła.
– Teraz jest już za późno na
bycie przykładnym ojcem - rzuciła w jego stronę obojętnym głosem.
Przygryzła wargę próbując
zapanować nad emocjami. Wiedziała, że jest w tym słaba. Nie
umiała ukrywać swoich prawdziwych uczuć choć się bardzo starała.
Staż w policji Konoha trochę jej w tym pomógł, ale stojąc twarzą
w twarz z własnym ojcem wracała jej niepewność. Czarne oczy
przewiercające ją na wylot przypominały dziewczynie o czasach
dzieciństwa, gdy robiła wszystko by przypodobać się męzczyźnie.
Uśmiechnęła się delikatnie,
wychodząc z pokoju. Potarła dłońmi skroń, czując narastający
ból i kierując swoje kroki do kuchni, przerzuciła plecak przez
ramię. Już z daleka usłyszała, że mama nuci pod nosem wesołą
piosenkę.
– Może powinnaś trochę
odpuścić tacie – powiedziała mama w momencie, gdy Kaori
przekroczyła próg kuchni.
Blondynka podeszła do stołu
ignorując wypowiedź matki. Wzięła jedną kanapkę i zaczęła ją
jeść w pośpiechu, przy okazji przyglądając się swoim
paznokciom u ręki. Po chwili doszła do wniosku, że powinna je zmyć
i pomalować na nowo, gdyż nie wyglądają dobrze.
Przełknęła ostatni kęs kanapki
z pomidorem, gdy jej ojciec usiadł do stołu. Wstała z miejsca. Z
lodówki wyjęła butelkę wody mineralnej, której szczerze nie
lubiła, ale nie widząc niczego, innego włożyła ją do plecaka.
– Zamierzasz nas tak ignorować
cały czas? – zapytał ojciec.
Wzruszyła obojętnie ramionami. W
holu zmieniła kapcie na czarne adidasy oraz wzięła do ręki
parasolkę.
– Wrócę późno. Nie czekajcie
na mnie z kolacją – krzyknęła, chwilę przed tym jak dobitnie
trzasnęła drzwiami.
Sąsiadka wychodząca z mieszkania
naprzeciwko dziwnie na nią popatrzyła, co dziewczyna automatycznie
odebrała jako znak wielkiej sympatii. Zaśmiała się cicho ze
swojej zdolności zrażania do siebie ludzi i skierowała w stronę
schodów. Na rzecz świętego spokoju zrezygnowała z windy, do
której weszła kobieta.
Będąc na poziomie pierwszego
piętra do jej nosa doleciał zapach deszczu, który dostał się do
środka przez otwarte okno na końcu holu. Wsadziła ręce do
kieszeni płaszczyku i zacisnęła w pięści, czując jak z każdym
stopniem schodów jej strach rośnie. Próbowała się uspokajać,
wmawiać sobie, że to przecież nic wielkiego, że zacznie prace w
innym miejscu i tyle. Jednak wspomnienie przygody z Suigetsu
powracało do niej jak bumerang. Bała się, że w Londynie popełni
ten sam błąd i będzie cierpieć dużo mocniej niż przedtem. A
przede wszystkim zżerał ją stres.
Ostatnie dwa stopnie pominęła,
zeskakując na posadzkę z trzeciego. Recepcjonistka stojąca za ladą
na chwilę oderwała swój wzrok od monitora komputera i popatrzyła
na nią z ukosa. Kaori zaśmiała się, myśląc ile jeszcze osób
potraktuje ją dziś tym spojrzeniem. Przeszła spokojnym krokiem do
obrotowych drzwi i z ulgą opuściła apartamentowiec. Zimne
powietrze deszczowego Londynu uderzyło w jej twarz, rozwiewając
przy okazji grzywkę. Poprawiła włosy i przez chwilę zastanawiała
się co dalej.
Nigdy nie była w stolicy Anglii,
nie znała nazw ulic, nie wiedziała gdzie, co jest. Dotarło do
niej, że zbyt pochopnie odrzuciła pomoc ojca i dała się ponieść
emocjom. Mimo swojej nieciekawej sytuacji nie zamierzała wracać na
górę, przepraszać oraz prosić o pomoc. Wyjęła komórkę z
kieszeni, by sprawdzić godzinę.
– Dwadzieścia minut – szepnęła
do siebie pod nosem.
Tupnęła zdenerwowana nogą o
chodnik. Pierwsza myśl jaka przyszła jej do głowy to złapanie
taksówki. Rozejrzała się dookoła, jednak nie zauważyła w
pobliżu upragnionego dwuśladu. Mruknęła pod nosem kilka
niezrozumiałych nawet dla siebie słów i dalej myślała o swojej
sytuacji.
Telefon zawibrował w jej kieszeni
krótkim, przerywanym sygnałem. Wyciągnęła go i sprawdziła
dlaczego przerywa jej próby wybrnięcia z czarnej dziury.
Westchnęła, widząc przypomnienie o zaczęciu nowego stażu.
Skasowała powiadomienie i zaczęła się bawić telefonem. Dobrze
pamiętała adres posterunku policji, ale nie znając nazw ulic
znalezienie go było jak szukanie igły w stogu siana. Wpadł jej do
głowy pomysł pytania przechodniów, ale jej orientacja w terenie i
zapamiętywanie wskazówek nie należały do mocnych stron.
– Siedemnaście minu … Głupia!
Walnęła się otwartą ręką w
czoło, karcąc swoją inteligencję. Szybko włączyła w telefonie
GPS i wpisała wybrany adres. Po chwili miała podany najkrótszy
sposób dostania się na posterunek. Założyła plecak na drugie
ramię, zaczynając bieg. Uważnie słuchała poleceń, które
wydobywały się z telefonu.
– Teraz skręć w prawo...
Dwanaście metrów prosto... Skręć w lewo...
Odetchnęła z ulgą widząc przed
sobą budynek posterunku. Rozejrzała się i przebiegła przez ulicę
na druga stronę. Z każdym krokiem była coraz bliżej nowego
początku, nowego życia, nowej przygody i strach, który do tej pory
w niej siedział magicznym sposobem wyparował. Czuła tylko
zmęczenie spowodowane biegiem, znów była w fatalnej formie.
Pchnęła szklane drzwi wchodząc
do środka. Może z zewnątrz budynek wyglądał na poddany próbie
czasu, świadczyły o tym odpadający tynk i liczne przebarwiania
oraz grafiki amatorskich łobuzów, ale w środku był czysty i
dobrze zagospodarowany. Fukao chciała się szybko rozejrzeć po
parterze, jednak głośna komenda ,,Baczność!'' pokrzyżowała jej
plany. Dopiero wtedy zorientowała się, że w okienku informacji nie
ma żywej duszy tak samo jak na korytarzu. Szybko pobiegła w miejsce
skąd usłyszała krzyknięcie.
Popchnęła delikatnie brązowe
drzwi, starając się nie zdradzić swojej obecności. Zauważyła
policjantów stojących w rzędach i szeregach przed szefową
policji. Słyszała trochę o tej kobiecie. W Konoha Tsunade Senju
była legendą; pochodziła z małego miasteczka, lecz dzięki
uporowi udało jej się zajść tak daleko. Wszyscy mieszkańcy
dobrze ją wspominali, nawet Kaori miała okazję raz ją spotkać.
Blondynka trzepnęła się w głowę,
odrzucając niepotrzebne myśli. Znajdowała się na straconej
pozycji – spóźniła się pierwszego dnia. Musiała jak
najszybciej znaleźć się w szeregu ze swoim nowym zespołem.
Ciekawe, który to, pomyślała. Zaczęła analizować ustawienie
policjantów, policzyła ilość osób w rzędzie. W każdym było po
sześć: lider zespołu, szef zespołu i czterech funkcjonariuszy;
poza jednym. Zauważyła w nim tylko cztery osoby, więc nie tylko
ona się spóźniła. Spojrzała za siebie, lecz nie dostrzegła
nikogo.
Zamknęła drzwi i zakradła się
do drugich, znajdujących się z tyłu biura. Nacisnęła cicho
klamkę, jednak ta zaskrzypiała. Przestraszyła się, że ktoś ją
mógł usłyszeć. Zorientowała się, że nic takiego się nie
stało, gdyż wszyscy wsłuchiwali się w donośny głos Senju.
Szybko czmychnęła pod najbliższe biurko. Cieszyła się, że ten
apel odbywał się w biurze głównym, gdzie jest pełno miejsc pracy
zespołów.
Chowając się za biurkami udało
jej się dotrzeć do najbliższego rzędu, który był tym gdzie
powinna się znajdować. Zaczęła czekać na moment, gdy szefowa
odwróci wzrok w drugą stronę, a ona będzie mogła niezauważenie
wskoczyć na swoje miejsce. Niestety blond włosa kobieta prawie cały
czas kierowała swój wzrok w kierunku felernej czwórki. Z
niezadowoleniem Kaori usiadła na podłodze, opierając się o
biurko. Wciąż obserwując sytuację i pilnując swoich tyłów. Na
jej szczęście nikt z funkcjonariuszy nie zamierzał jej wydać,
choć kilku z nich zauważyło obecność spóźnionej dziewczyny.
Zaczęła wsłuchiwać się w słowa płynące z ust pani Tsunade jak
rwąca rzeka.
– Dzisiejszy dzień dla naszego
posterunku jest wyjątkowy, co zresztą już kilka razy powiedziałam
i z chęcią powtórzę – duma rozpierała głos szefowej. – W
końcu udało nam się wyzbyć korupcji i wywalczyć własne
śledztwa, bez nadzoru ze strony prokuratury. Ale...! Ale jeśli
tylko coś znów pójdzie nie tak, poleci tylko jedna głowa. –
Zrobiła dłuższą przerwą i odchrząknęła. – Moja. Dlatego dla
waszego bezpieczeństwa radzę wam być po stronie prawa!
Euforia ogarnęła funkcjonariuszy
stojących na baczność przed kobietą. Nikt nie zamierzał się
więcej powstrzymywać, oklaskom i wiwatom nie było końca. Kaori
wykorzystała moment zamieszania, wślizgując się na swoje miejsce.
Odetchnęła głęboko z ulgą, być może zbyt mocno, gdyż stojący
przed nią kruczowłosy chłopak odwrócił się. Ciarki przeszły ją
po plecach, ale starała się zachować kamienny wyraz twarzy.
– Spóźniłaś się – syknął
w jej stronę i wrócił do poprzedniej pozycji.
Fukao nie skomentowała tej
wypowiedzi, zresztą nie wyglądało na to by brunet czekał na
odpowiedź. Przymknęła oczy i spróbowała odtworzyć w głowie
jego twarz. Ciemne, smoliste kosmyki okalały jego idealnie
proporcjonalną głowę. Tego samego koloru oczy, które mocno
kontrastowały z strasznie bladą karnacją. Jego mimika nie wyrażała
żadnych emocji, był po prostu obojętny. Kaori dobrze znała ten
typ ludzi, w końcu sama próbowała mieć wyjebane na życie.
Wychodziło jej to beznadziejnie.
– Na biurkach czekają na was
nowe sprawy do rozwiązania. Obywatele na was liczą tak samo jak ja.
Ci ludzie pokładają nadzieję w nowych funkcjonariuszach naszej
komendy. Nie możemy ich zawieść. Do pracy!
~
– Namikaze Naruto! Jestem
nowicjuszem w policji, ale moim marzeniem jest stać się najlepszym
szefem policji jakiego widział ten posterunek. Dam z siebie
wszystko. Nigdy nie zamierzam się poddawać i...
– Siadaj – rozkazał znudzony
siwowłosy.
Zaraz po zakończeniu apelu zespoły
wraz z liderami rozeszły się do miejsc pracy. Młodsi
funkcjonariusze dostali odznaki, broń i kabury. Zostali też
pobieżnie zapoznani z procedurami. Hatake zgarnął swoich
podwładnych do pokoju przesłuchań. Lubił to miejsce, napawało go
spokojem.
Kaori dłuższą chwilę mu się
przyglądała. Miał siwe rozczochrane włosy, ale mimo to
obstawiała, że był góra cztery lata starszy od niej. Wysoki i
wysportowany, mimo czarnej koszuli mogła dostrzec jak materiał
opina jego mięśnie. Czarne oczy zupełnie bez wyrazu, smukła twarz
oraz usta wygięte w grymas niezadowolenia, to wszystko zadziałało
na dziewczynę odpychająco. Choć sprawiał wrażenie
zdystansowanego i poukładanego, blondynka przypięła mu plakietkę
dupka. Z takimi mężczyznami nie lubiła mieć do czynienia.
Właściwie to w ogóle nie lubiła mieć do czynienia z mężczyznami.
Lepsze to niż kolejny psychopata, pomyślała na pocieszenie.
Zorientowawszy się, że siwowłosy
patrzy w jej stronę szybko odwróciła wzrok. Przyjrzała się
bliżej naburmuszonemu koledze. Pod blond czupryną opadającą na
oczy dostrzegła niebezpiecznie błękitne tęczówki. Widziała w
nich determinacje do działania, której brakowało każdej
pozostałej osobie w tym pokoju; nawet jej. Miał dobrze wyrzeźbioną
masę, choć nie tak jak lider zespołu, a wzrostem również ją
przewyższał, co dostrzegła już idąc tutaj. Po za tym wyglądał
na słodkiego i niegroźnego blondynka.
– Następny – rzucił chłodnym
głosem mężczyzna, który nawet się nie raczył przedstawić jako
pierwszy, czym bardzo stracił w oczach Fukao.
Brunet siedzący obok Naruto wstał.
Dziewczyna była ciekawa, co powie, bo jakby nie patrzeć też jej
podpadł. Mógł sobie darować ten komentarz podczas apelu.
Westchnęła, czując, że ten dzień będzie naprawdę ciężki.
– Shimura Sai z Tokio. Mam dobrą
pamięć i szybko łącze fakty. Liczę na owocną współpracę.
Na koniec chłopak ukłonił się
delikatnie. Usiadł na miejsce w momencie, gdy do pokoju wszedł
mężczyzna z papierosem w ustach. Zapach nikotyny szybko wypełnił
pokój. Blondynka zacisnęła pięści, nie pozwalając, by
ktokolwiek zobaczył jej słabość.
Czarnowłosy skinął głową na
znak by kontynuowali zaczętą wcześniej czynność. Kaori poczuła
na sobie wyczekujący wzrok lidera i pozostałych. Zignorowała to,
kątem oka szybko przyglądając się palaczowi. Miał ciemną
karnację, czarne oczy i takie same włosy. Rosły, umięśniony, a
co dziwniejsze wyglądał na starszego od siwowłosego; mimo to był
pod jego rozkazami.
– Może pani spóźnialska
wreszcie się przedstawi? – zapytał, wyraźnie poirytowany lider.
– I mówi to ten, który nie wie,
że powinien zaprezentować się pierwszy – warknęła.
Z ociągnięciem wstała z krzesła,
poprawiła płaszcz.
– Fukao Kaori. Konoha.
Usiadła z powrotem na niewygodne i
twarde krzesło. Nie widziała potrzeby mówienia o sobie czegoś
więcej. Dodatkowym powodem ku temu była ledwo dostrzegalna złość
w oczach siwowłosego. Uśmiechnęła się.
– Ja jestem Sarutobi Asuna, szef
zespołu, a to lider Hatake Kakashi. Będziemy wami dowodzić i
liczymy na współpracę – głos zabrał palący peta brunet. – W
ostatniej chwili zrezygnowała kadetka Kato, więc będziemy działać
w okrojonym składzie dopóki nam kogoś nie przydzielą.
– Świetnie – mruknął Hatake.
W pokoju zapadła cisza wypełniona
nerwowym stukaniem palców siwowłosego o blat stołu. Kaori
wykorzystała moment spokoju, by ocenić sytuację. W zespołach
zazwyczaj są parzyste liczby osób od sześciu wzwyż. Przy takim
systemie można zapomnieć o pracy indywidualnej, każdy członek ma
swojego partnera i pracują razem. W tym wypadku można było ułożyć
trójkę i dwójkę. Zatem w najgorszym wypadku będę miała do
czynienia z liderem, pomyślała. Ułożyła szybko w głowie
wszystkie możliwe kombinacje, ale przeczucie, że trafi na mężczyznę
ją nie opuściło. Znała siebie i swojego pecha. Była typem
pechowca.
Kakashi wstał z krzesła, oparł
dłonie o blat stołu i przyglądał się trójce funkcjonariuszy z
dużym zainteresowaniem. Najdłużej zatrzymał swój wzrok na
blondynce. Dziewczyna cieszyła się, że jej grzywka była trochę
przydługa i zasłaniała część oczu.
– Kretyn, lizus i baba – niemal
wypluł ostatnie słowo. – Jesteście najgorszym z możliwych
połączeń. Nie ma szans byście zostali policjantami. Nikomu z was
się to nie uda i osobiście tego dopilnuje.
Fukao zacisnęła mocniej pięści,
przed chwilą Sarutobi skończył fajkę, ale jak na złość lider
musiał ich skreślić na samym początku, wzburzając w niej falę
nowych emocji. Nie lubiła tego, oceniania ludzi po wyglądzie, po
wypowiedzeniu kilku słów; gardziła ludźmi, którzy tak robią.
Mimo złości jaka w niej siedziała, postanowiła jej nie okazać i
zachować maskę obojętności.
– Kakashi, nie tak ostro –
zaśmiał się łagodnie Asuma. – Wystraszysz nam młodziaków i
zostaniemy na lodzie.
– Wolę pracować sam niż z
bandą żółtodziobów – westchnął mężczyzna w odpowiedzi.
– To nie fair!
Maska obojętności spadła
dziewczynie z twarzy i teraz każdy mógł dostrzec zdziwienie także
w jej oczach. Wzrok zebranych skierowany był w stronę Naruto.
Chłopak nie przypominał tego uśmiechniętego blondaska, którym
jeszcze chwilę temu był. Pobladły mu knykcie, a jego błękitne
tęczówki pociemniały, źrenica stała się prawie niewidoczna.
– Nie ma pan prawa oceniać nas
po kilku minutach – wycedził przez zęby. – To egoistyczne i
niesprawiedliwe podejście do sprawy. Pan naprawdę jest policjantem?
Nie widzi pan w nas potencjału?
Świat zaczął wirować, w głowie
Kaori powietrze szumiało niebezpiecznie szybko. Nieprzyjemne
mrowienie zaczęło obejmować jej ciało zaczynając od nóg. Oddech
z każdą chwilą stawał się coraz krótszy i płytszy. Odpływała.
– Naruto, przestań – szepnęła,
choć wiedziała, że to niczego nie zmieni.
Oczy chłopaka powędrowały na
nią. Oczy przypominające zwierze, zaszczutego lisa tuż przed tym
co nieuniknione. Oczy, które bardzo przypominały jej wzrok
psychopaty. Oczy wyglądające jak te Suigetsu.
– Co się dzieje? – Sarutobi
podszedł do niej i przyłożył rękę do czoła, odtrąciła ją. –
Kaori?
– Przestań patrzeć tym
wzrokiem, Uzumaki – wycharczała, czując jak jej gardło zamienia
się w pustynię.
W pomieszczeniu zapadła cisza,
nikt się nie odzywał, a wszystkie pary oczu skierowane były w jej
stronę. Fukao wiedziała, że już po sekundzie uznali ją za
histeryczkę, ale nikt z nich nie wiedział, co ją spotkało. Mimo
że właśnie przekreśliła swoją osobę i w mniemaniu innych
wyszła na wariatkę, nie zamierzała mówić prawdy. Co więcej, nie
zamierzała pozwolić pokonać się paranoi.
Zebrała resztki siła jakie jej
zostały i wstała. Powoli, ale pewnym krokiem skierowała się do
drzwi. Znów przybrała obojętny wyraz twarzy, chłodną postawę.
Założenie tej maski kosztowało ją naprawdę dużo, ale myśl, że
zaraz będzie mogła odetchnąć dodawała jej odwagi.
Trzaśnięcie drzwiami przyniosło
Kaori prawdziwą ulgę. Szybko przeszła długi korytarz wypełniony
czekającymi w kolejce ofiarami i weszła do łazienki. Oparła się
o kafelki pobliskiej ściany, ale po chwili zjechała po nich na
ziemię. Przyciągnęła nogi, oplatając je ramionami; głowę
oparła na kolanach.
– Wynocha – warknęła w stronę
dwóch damulek, stojących przed lusterkiem. Nie miały munduru,
dlatego uznała, że są z recepcji. – No, wynocha! – powtórzyła.
Kobiety spojrzały na siebie
niepewnie i pospiesznie wyszły z łazienki, zachowały się przy tym
wyjątkowo cicho.
Fukao wstała z podłogi. Podeszła
do umywalek znajdujących się naprzeciwko. Przyjrzała się swojej
twarzy w dużym lustrze, od razu zauważyła rozbiegane źrenice.
Przymknęła powieki, uspokajając oddech.
– Idiota, kretyn, dureń, baran…
– zaczęła wyliczać wszystkie znane jej obelgi od tych
łagodniejszych zaczynając. - Ciota, debil, dupek...
– Ulżyło?
Otworzyła gwałtownie oczy, prawie
zachłysnęła się powietrzem. W lustrze napotkała odbicie
hebanowych tęczówek, które wpatrywały się w jej plecy. Powoli
się odwróciła i zmierzyła twarzą w twarz z rozmówcą. Takie
rozmowy nie były jej specjalnością, zawsze palnęła coś czego
nie chciała lub nie mówiła nic.
– Słuchaj, księżniczko –
zaczął z namysłem – nie mam czasu na twoje fochy. Stety lub
niestety będziesz się ze mną musiała męczyć jeszcze kilka
tygodni jako swoim szefem i partnerem.
– Słucham? – Kaori nie kryła
szoku, jaki malował się na jej twarzy. – Co powiedziałeś?
– Nie jesteśmy na ,,ty''. –
Nie omieszkał nie zauważyć Hatake. – Chłopaki pojechali po
nakaz aresztowania podejrzanego, my idziemy delikwenta zatrzymać.
Fukao stała w miejscu i
przyglądała się mężczyźnie. Nie dość, że zlekceważył jej
pytanie to jeszcze wydawał rozkazy, z przecież mieli być
partnerami! Kocham cię mój pechu, ironizowała w myślach, jak
tylko przybierzesz skarbie ludzką postać nafaszeruję cię ołowiem.
– Zapomnij o swoim życiu
prywatnym dla własnego dobra. Tutaj jesteś tylko policjantem,
maszyną wypełniającą rozkazy.
– Nie wszyscy podzielają twoje
zdanie – powiedziała z uśmiechem, mijając Hatake. Rozwścieczona
twarz Naruto przemknęła jej przed oczami.
Może nie znała blondyna
wystarczająco długo, ale to co odwalił w pokoju przesłuchań
utwierdziło ją w przekonaniu, że to impulsywny chłopak. Zresztą
to wszystko zaczynało jej się coraz bardziej podobać.
Kaori lubiła wyzwania, Kaori
lubiła przeszkody, Kaori nie lubiła swoich nieustannych wahań
nastrojów.
~
Już dawno zapomniała jak się
prawidłowo oddycha, w końcu brała tylko łapczywe oddechy ustami.
Lubiła wyzwania, adrenalinę, to podniecenie i niepewność – czy
uda jej się biec wystarczająco szybko by dopaść cel? Krew
pulsowała w jej skroni niebezpiecznie szybko, przyprawiając
dziewczynę o rosnący ból głowy. Już dawno nie biegała, ani nie
ćwiczyła, więc wiedziała, że to normalne. Przyśpieszyła.
Nie czuła potrzeby odwrócenia się
w tył i sprawdzenia, czy jej ,,partner'' jest tuż za nią. Fukao
miała głęboko gdzieś jego obecność. Nazwał ją babą, potem
powiedział coś od serca, a mimo to grał zimnego dupka. Wzbudzał w
niej milion sprzecznych emocji, sprawiał, że wariowała na samą
myśl o jego osobie. Odpychał ją, a jednocześnie… przyciągał
jak magnes, zaprzątał jej umysł. Pokiwała głową, odtrącając
od siebie zbędne myśli i skupiła się na mężczyźnie.
Zgrabnie pokonała kolejny wózek
pchnięty prosto na nią. Potrąciła jakiegoś kupującego ryż
nastolatka, przeskoczyła nad kałużą z mleka i biegła dalej.
Ucieszyła się widząc jak delikwent kieruje się do drzwi, jednak
jej uśmiech zniknął, gdy nie zauważyła ochrony. Cholera, zaklęła
w myślach, przecież chwilę temu tu byli. Po raz kolejny
przyspieszyła, była już na granicy wytrzymałości. Jej mięśnie
błagały o chwile wytchnienia, jednak nie zamierzała się poddać.
Chciała udowodnić Hatake, że wcale nie jest babą, histeryczką i
słabą kobietą.
Wyrwała jakiemuś staruszkowi z
zaskoczenia laskę i rzuciła nią jak oszczepem. Trafiła w cel.
Oczywiście nie było tak łatwo jak w tych wszystkich filmach i
bajkach o policji; przestępca poczuł tylko mocne uderzenie w plecy.
Było to jednak wystarczająco dużo by dziewczyna mogła go dopaść.
Zdezorientowany na chwilę zwolnił kroku, co wykorzystała Fukao.
Rzuciła się na niego. Oboje upadli na podłogę, jednak to
mężczyzna ucierpiał mocniej. Wraz z dziewczyną leżącą na
plecach poleciał do przodu, uderzył głową w drzwi, które nie
rozsunęły się wystarczająco szybko.
Właśnie wtedy przy Fukao pojawił
się Hatake i podczas gdy ona niezgrabnie wstała z delikwenta, on
zakuł go w kajdanki. W markecie zaczęło się pojawiać coraz
więcej gapiów, szepty podniecenia rosły z każdą chwilą.
Dziewczyna od razu zrozumiała, że to nie z powodu aresztowania,
lecz jej partnera. Młody, przystojny, w dodatku policjant – która
dziewczyna z parą oczu nie wdychała by na jego widok? Fukao Kaori.
– Nie macie prawa! Nie możecie!
– krzyczał mężczyzna.
Siwowłosy siłą zmusił go do
pozostania na klęczkach i poprosił dwójkę ochroniarzy, którzy
nagle pojawili się znikąd, by przypilnowali delikwenta. Podszedł
do dziewczyny, kiwając zniesmaczony głową.
– To było głupie, bardzo głupie
– powiedział, obdarowując ją zimnym spojrzeniem. – Coś ty
sobie myślała?
– Daruj – prychnęła.
Poczuła na sobie zazdrosne
spojrzenie grupki nastolatek stojących niedaleko. Zastanawiała się
tylko czy to z powodu, że zna Kakashiego, czy może dlatego jak mu
odpowiedziała.
– Nic ci nie jest? – Ton głosu
mężczyzny uległ małej zmianie, nie był już tak zimny i
zdystansowany. – Wszystko w porządku?
– To jednak potrafisz być mily?
- ironizowała, nie przejmując się rosnącą ilością gapiów.
Opinia innych na jej temat była bowiem ostatnią rzeczą jaką
chciała się w tamtej chwili przejmować. – Tutaj jesteś tylko
policjantem, maszyną wypełniającą rozkazy, czyż nie?
Siwowłosy przyglądał jej się
nadal z zainteresowaniem. Oczy blondynki miały w sobie coś, co go
bardzo ciekawiło. Kryły w sobie cierpienie, ból, a zarazem siłę
i chęć do walki; były po prostu piękne. Dreszcz, który przebiegł
po jego ciele utwierdził go w przekonaniu, że to będą naprawdę
ciekawe tygodnie.
– Nie macie prawa, głupie psy!
Pokażcie mi jakiś nakaz aresztowania! Nie macie prawa tak traktować
porządnych obywat…
– Porządnych obywateli? –
Zapach nikotyny wymieszał się z słodką wonią owoców z marketu.
– Tak się składa, że pan się do nich nie zalicza.
Fukao spojrzała w kierunku drzwi i
pierwszą osobą, która rzuciła jej się w oczy był Naruto z
wielkim bananem na twarzy, trzymający jakiś świstek papieru przed
nosem zakutego w kajdanki mężczyzny. Potem zauważyła Sarutobiego
palącego peta i Saia stojącego nieco z boku z kamiennym wyrazem
twarzy. Wyczucie czasu, pomyślała, mają beznadziejne.
Wróciła wzrokiem do siwowłosego,
który wciąż się w nią wpatrywał. Odwzajemniła gest, ale po
chwili pokręciła tylko głową i ruszyła w kierunku reszty
zespołu. Po kilku krokach zabolała ją kostka w prawej nodze,
prawie upadła na podłogę.
– Kaori – chan, wszystko
dobrze? – Uzumaki zareagował błyskawicznie. Złapał ją i pomógł
utrzymać równowagę. – Co ci jest?
Zimny dreszcz przeszedł ją po
plecach, na myśl, jak diametralnie zmienił się wyraz jego tęczówek
od ostatniego spotkania.
Syknęła, gdy ktoś dotknął jej
kostki. Podniosła głowę, by natrafić na szarą czuprynę. Hatake
nie zaszczycił ją swoim spojrzeniem, przyglądał się jej nodze.
– Głupia – mruknął. –
Możliwe, że zwichnęłaś sobie kostkę.
– Co? – szepnęła.
– Właśnie, co pan mówi? –
zapytał Naruto, mrugając oczami. Jego spojrzenie znów przybierało
ten niebezpieczny wyraz.
Sarutobi odchrząknął, czując
jak atmosfera zaczyna gęstnieć. Byli policjantami i wszystkie
sprzeczki osobiste lub te zawodowe powinni zachowywać dla siebie.
Pokazywanie przed obywatelami swoich słabości było
niedopuszczalne. Brunet wiedział, że jego przyjaciel czuł w tej
chwili to samo, co on. Ta sytuacja zmierzała w złym kierunku.
– Kakashi, jakie są rozkazy? –
zapytał, rzucając peta na podłogę i zduszając go butem.
– Zabierz razem z Uzumakim i
Shimurą tego gościa do więzienia, ja pojadę z Fukao do szpitala
sprawdzić co z kostką. Spotkamy się tam gdzie zawsze.
Jak zwykle sposób wypowiadania
słów w takich okolicznościach, przyprawił Asumę o dreszcze.
Diametralne zmiany tonu głosu u Hatake były czymś do czego
powinien przywyknąć po dwóch latach pracy z nim, ale wciąż czuł
ten sam podziw i respekt, co za pierwszym razem.
Siwowłosy mimo sprzeciwów ze
strony dziewczyny wziął ja na ręce i wyszedł z marketu. Chwile po
nim zwinęła się też pozostała część zespołu, zabierając ze
sobą przestępcę. Tylko grupka nastolatek wciąż stała w miejscu
i patrzyła w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą odegrała się
cała scena. Jedna z nich, brunetka w okularach, wyciągnęła z
plecaka notes i zaczęła w nim coś notować.
~
Ichiraku Ramen było małą
przytulną knajpką mieszczącą się dwie dzielnice dalej od
posterunku policji. Funkcjonariusze lubili tam przesiadywać po
pracy, czy wpadać na lunch. Właścicielem był miły staruszek
Teuchi, który przygotowywał najlepszy ramen w okolicy razem ze
swoją córką Ayame.
Kaori nie mogła się nadziwić jak
przyjemne może być przebywanie w takim miejscu. Do tej pory unikała
tego typu barów, rodzice woleli jeść w eleganckich restauracjach
lub kawiarniach, a ona nawet nie miała siły protestować. Zresztą
nigdy jej głos nie był brany pod uwagę.
Atmosfera w knajpce była naprawdę
przyjemna i nawet fakt, że siedziała przy barze obok Hatake, nie
zepsuł jej dobrego nastroju. Naruto też wydawał się promienieć,
zupełnie jakby wydarzenia sprzed kilku godzin wyleciały mu z głowy.
Pozostała dwójka mężczyzn rozmawiała o jakiś lukach w prawie,
czyli na temat, który obchodził Fukao tyle co zeszłoroczny śnieg.
Od czegoś w końcu byli ci wszyscy ministrowie i senatorowie, więc
czemu zamiast wziąć się do roboty, wolą marnować pieniądze
podatników na własne zachcianki. Politycy, pomyślała z
politowaniem.
– A, właśnie – zagaił
Sarutobi – jak to było z tą kostką, Kaori?
Wzrok wszystkich powędrował na
blondynkę, przyprawiając ją o skurcz żołądka. Nie lubiła
rozmów, nie lubiła konwersacji w innymi osobami – była w tym po
prostu słaba.
– Wystarczy tylko na nią
spojrzeć – odpowiedział Hatake, na pytanie przyjaciela.– Widać,
że to chodzący przykład ludzkiej głupoty.
– Wypraszam sobie – warknęła
Fukao.
– Bądź troszkę milszy, Kakashi
– zaśmiał się łagodnie czarnowłosy.
– Dziękuje za mądre rady, mamo–
odburknął siwowłosy.
– Cóż… – Kaori postanowiła
odpowiedzieć, czując jak atmosfera po raz kolejny tego dnia robi
się nie do zniesienia. To zaczynało być już wkurzające. –
Chciałam za wszelką cenę złapać tego przestępce, a na mojego
partnera nie mogłam w tamtej chwili liczyć, więc zaryzykowałam
rzucając się na niego i jakoś tak wyszło.
Skrzywiła się, przypominając
sobie, że to samo zdanie powiedziała pół godziny temu na
pogotowiu. Lekarz patrzył na nią tym samym wzorkiem –
niedowierzanie zmieszane z politowaniem.
– Mówiłem, że głupia –
westchnął mężczyzna, chcąc by to do niego należało ostatnie
słowo w tej dyskusji.
– Co nie zmienia faktu, że to
Kaori go złapała – wtrącił Uzumaki uszczypliwie.
Siwowłosy spojrzał na niego
ostro, blondyn odwzajemnił spojrzenie. Przed dłuższą chwilę
mierzyli się wzrokiem i nie zwracali uwagi na próby załagodzenia
sytuacji przez Sarutobiego. Krepującą sytuację załagodził
kucharz podając im zamówione dania. Niebieskooki błyskawicznie
zabrał się za konsumowanie swojej miski ramen, można powiedzieć,
że wchłonął potrawę jak gąbka wodę.
– Poproszę dokładkę, proszę
pana! - krzyknął blondyn, gdy Kaori zabrała się za swoją porcje.
Pozostali również zaczęli jeść.
Mimo miłej atmosfery w lokalu dziewczyna nie mogła wyzbyć się
wrażenia, że w zespole panuje ponury nastrój. W zasadzie nie
liczyła na zawarcie z nimi znajomości, na jakąkolwiek bliższą
relację z mężczyznami, dlatego nie rozumiała dlaczego teraz tak
bardzo jej to przeszkadzało.
Uśmiechnęła się delikatnie sama
do siebie. Miała też wielką ochotę zaśmiać się na całe
gardło, ale nie wypadało robić z siebie większej kretynki.
Dzisiejsze wahania nastroju zaczęły przyprawiać ją o ciarki i
wywoływały w niej ogromną ekscytacje. Czuła się jak kobieta w
ciąży, która zaraz poprosi męża by spełnił jej kolejną
zachciankę, ale one nie była w ciąży. Świadczyło o tym
chociażby jej dziewictwo chyba, że kosmici…
– Chyba uderzyłam się w glowę
– szepnęła na głos, nie zdając sobie z tego sprawy.
– Hm? – Mruknął Naruto na
drugim końcu baru. – Mówiłaś coś, Kaori – chan?
– Nie, nic! - zaprzeczyła szybko
i odwróciła głowę. Czuła jak z zażenowania jej policzki
zaczynają przybierać niebezpieczny odcień. – Poproszę jeszcze
szklankę wody, staruszku.
– Już podaję, panienko! –
odpowiedział mężczyzna z uśmiechem, znikając za kotarą.
Zapach nikotyny wypełnił
powietrze. Duszący dym dotarł do nosa blondynki, przyprawiając ja
o falę mdłości. Zacisnęła pięści na kolanach i próbowała
jakoś nie zemdleć. Ucieszyła się, gdy otrzymała zamówioną
szklankę wody. Zimna ciecz, której szczerze nie lubiła, przyjemnie
połaskotała jej przełyk, przynosząc minimalną ulgę.
– Mam nadzieje, że nie macie na
dzisiejszy wieczór żadnych planów – powiedział Asuna,
wypuszczając dym papierosowy z ust. – Dostaliśmy kolejną sprawę.
Tym razem będziemy obserwować dom pewnej dziewczyny, jutro ktoś
pójdzie ją przesłuchać.
– Przejdź do konkretów –
mruknął Kakashi, częstując się petem.
Świetnie, pomyślała Fukao, zaraz
tu wykituje, a oni nawet nie zauważą, bo będą się jarać
fajkami.
– Nazywa się Uzumaki Karin...
– Przecież to moja kuzynka. -
Naruto wyraźnie się ożywił, ale zaraz spoważniał. – Coś jej
się stało?
– W pewnym sensie –
odpowiedział mu życzliwie brunet. – Kilka dni temu złożyła na
policji zawiadomienie o nękaniu. Podobno dręczy ją jakiś koleś,
ale nie ma żadnych podejrzeń. Możliwe, że stała się ofiarą
przypadkowego psychola czy coś w tym stylu. Dziś będziemy ją
tylko obserwować ze względu na godzinę. Jutro zaczniemy śledztwo
od przesłuchania i ustalania listy podejrzanych.
– Rozumiem – mruknął
siwowłosy. – Idźcie do domu. Posiedzę przed jej domem z Kaori do
drugiej, potem wy nas zmienicie – rozkazał.
– Ale przecież Kaori – chan …
– zaczął protestować blondyn.
– W porządku, Naruto –
odpowiedziała szybko. Nieprzyjemne uczucie towarzyszyło jej od
dłuższej chwili, nękanie, ale
nie miała ochoty dawać liderowi zespołu satysfakcji, ani odkrywać
swojej przeszłości. – Dam sobie radę, kostka już mnie
prawie nie boli.
Na pogotowiu dostała leki
przeciwbólowe. Okazało się, że to nic poważnego. Miała kilka
zadrapań i lekką opuchliznę. Powinna się tylko oszczędzać przez
jakiś czas.
– Koniec tych pogaduszek, idziemy
– zakomunikował mężczyzna. – I jeszcze jedno. Asuna, dziś ty
płacisz.
– Znowu?!
~
Siedzenie z Hatake sam na sam w
jego aucie zdecydowanie nie było największym marzeniem blondynki,
wręcz przeciwnie, to był jej koszmar. Próbowała zapomnieć, że
jest dopiero dwudziesta trzecia i przed nią jeszcze trzy godziny w
towarzystwie mężczyzny. Cisza była strasznie krepująca i nie
mogła po prostu zignorować faktu, że jest w pracy, w przeciwnym
wypadku już dawno włożyłaby słuchawki do uszu i raczyła się
muzyką Hollywood Undead.
Okolica była spokojna, typowe
osiedle domków jednorodzinnych. Ich cel znajdował się po drugiej
stronie ulicy i dwa numery dalej od miejsca, w którym był
zaparkowany samochód. Kakashi uważnie przyglądał się każdemu
centymetrowi budynku przez lornetkę. Zatrzymał swój wzrok na
oknie, w którym świeciło się światło, prawdopodobnie było to
salon.
– Na razie czysto –
poinformował, odkładając przedmiot trzymany w ręce na swoje
kolana.
– Też nic nie zauważyłam –
powiedziała cicho.
– Niedaleko jest spożywczak.
Pójdę tylko na chwilę. – Otworzył drzwi auta, ale zatrzymał
się w połowie. – Chcesz coś?
– Nie, dzięki.
Gdy w końcu została sama w aucie
siwowłosego, odetchnęła lekko z ulgą. Uchyliła okno, by
zaczerpnąć troszkę wieczornego powietrza, które wpadło do środka
czarnego Aston Martina i przyjemnie połaskotało twarz blondynki.
Odprężyła się lekko, jednocześnie nie zapominając o
obserwowaniu domu.
Dziwne uczucie ogarnęło ją od
środka, nagle zapragnęła się komuś wyżalić. Tony melancholii i
wspomnień przygniotły ją do ziemi, czyniąc kompletnie bezsilną.
Czuła się jak marionetka w rękach Boga, zwykła niepotrzebna
szmaciana lalka rzucona w kąt. Tej nocy samotność zaczęła
doskwierać jej jak nigdy, zaczęła nawet prosić w myślach
partnera, by wrócił szybko.
Przymknęła na chwilę powieki,
ale szybko je otworzyła. Zmęczenie długim dniem zaczynało dawać
się jej we znaki. Przetarła oczy; wiedziała, że za jakieś dwie
godziny osiągnie limit i najzwyczajniej w świecie odleci w objęcia
Morfeusza.
Od środka poczuła dziwny skurcz,
jakby jej żołądek był zgniatany od środka. Fukao znała to
uczucie bardzo dobrze i jeszcze kilka lat temu myślała, że popada
w paranoje, ale to nie miało nic wspólnego z jej porąbanym
umysłem. Znak, podświadome przeczucie, że w najbliższym czasie
wydarzy się coś złego – właśnie tym był owy skurcz.
– Jeszcze nie masz dość
dręczenia mnie? – zapytała, patrząc przez przednią szybę na
rozgwieżdżone nocne niebo. – Naprawdę sprawia ci to przyjemność?
Westchnęła spuszczając wzrok z
gwiazd i spoglądając na dom ofiary, zaalarmowana przez szczekające
psy. Na szczęście nie zauważyła niczego podejrzanego. Dla
pewności sprawdziła jeszcze okolice przy pomocy lornetki i oprócz
pary staruszków wracających z siatką zakupów do domu nie
zauważyła nikogo. Podirytowana wróciła do poprzedniej czynności,
jednak siedzenie i rozmyślanie, które było ewidentnym użalaniem
się nad swoja osobą, nie było wcale tak ciekawe jak chwile temu.
Znowu to robiła, znowu się sypała. Który to już mur zburzyła w
kilka sekund? Ile razy już budowała ścianę na nowo tylko po to,
by niebawem ją zniszczyć?
Tego teraz potrzebowała –
odbudować swój wewnętrzny mur albo co najmniej go załatać.
Potrzebowała Hollywood Undead. Albo dobrej książki. Ewentualnie
długiej kąpieli i malowania paznokci.
– Z takimi wahaniami nastrojów
nigdy nie znajdę faceta, bo każdy będzie myślał, że jestem w
ciąży – powiedziała do siebie i cicho się zaśmiała.
Fukao zaczęła się wiercić na
siedzeniu, aż w końcu usiadła w charakterystyczny dla siebie
sposób. Odwróciła się bokiem, oparła plecami o drzwi, a nogi
rozłożyła na siedzeniu kierowcy. Mimo zadania, które teraz niby
wykonywała strasznie się nudziła. Zdecydowanie bardziej wolała
akcje, gdy coś się działo, a krew pulsowała w jej żyłach.
Siedzenie prędzej czy później zmuszało ją do myślenia o życiu,
o sobie, a to nigdy dobrze się nie kończyło.
– Bierz nogi – warknął
siwowłosy, wyrywając tym samym Fukao z monotonii w jaką popadła.
– No już, księżniczko.
Dziewczyna z ociągnięciem wróciła
do poprzedniej niewygodnej pozycji. Mężczyzna usiadł na swoje
miejsce, w ręce miał kubek kawy mrożonej, która zaczął
konsumować.
– Działo się coś? – zapytał,
spoglądając na chwilę na blondynkę.
– Oprócz tego, że prawie
zanudziłam się na śmierć, to nic ciekawego – burknęła,
przybierając minę obrażonego dziecka.
– Bardzo śmieszne – westchnął,
przecierając oczy. – Asuna dzwonił. Może wpadanie wcześniej.
– Wybawiona – szepnęła
uradowana.
-–Aż tak mnie nie znosisz?
– Trudno by było żywić do
ciebie jakiekolwiek inne uczucia. – Kaori wyciągnęła ręce,
próbując choć trochę rozprostować kości. – Ale tym razem nie
o to chodzi – dodała. – Mam złe przeczucia, a to jak dla mnie
wystarczający powód.
– Rozumiem – odpowiedział.
Kolejna godzina nie przyniosła
niczego nowego, dlatego też stwierdzenie, że to zadanie należało
do wyjątkowo nudnych, było jak najbardziej na miejscu. W okolicy
nie pojawił się nikt podejrzany. Przewinęła się para naćpanych
nastolatków, dostawca pizzy i kilka taksówek odstawiających do
domu pijanych ludzi. Fukao już dawno straciła nadzieję, że
wydarzy się cokolwiek, co przykuje jej uwagę. Potrzebowała
Hollywood Undead, adrenaliny lub kawy, tylko jednej z tych rzeczy,
która postawiłaby ją na nogi, bo czuła, że odpływa. Późne
godziny nigdy nie były dla niej, o wiele bardziej lubiła wstawać
wcześnie rano.
Cisza w aucie dłużyła się,
nieprzyjemnie rozbrzmiewając w uszach Kaori. Od dłuższego czasu
jej oczy opadały i nie mogła nic z tym zrobić. Czuła się coraz
bardziej senna, a biorąc pod uwagę fakt, że Hatake strasznie ją
denerwował, miała ochotę udać się w krainę Morfeusza.
Dziewczyna doskonale widziała jak gryzie się z samym sobą. Zapewne
chciał jej zadać jakieś pytanie.
– Wydusisz to w końcu z siebie
czy będziesz się tak męczył? – zapytała z lekkim wyrzutem.
Zdziwiła się, że wypowiedzenie tego pytania, nie sprawiło jej
większego kłopotu; może zaczynała przejmować ludzkie nawyki.
Hatake spojrzał na nią zdziwiony,
swój wzrok zatrzymał na jej oczach. Wpatrywał się w nie dłuższą
chwile, co wprawiło dziewczynę w zakłopotanie. Gdyby nie ciemność
nocy panosząca się wszędzie, zapewne zauważyłby jak jej policzki
zmieniają kolor, a ona sama jest strasznie zażenowana.
– Twoje oczy – zaczął
niepewnie – mają w sobie coś, co mnie zastanawia. Jest w nich
ból, cierpienie, ale jednocześnie ogromna siła. Są po protu
piękne. – dodal Kakashi, westchnął głęboko i odwrócił wzrok.
– Ktoś cię skrzywdził? Jakiś mężczyzna coś ci zrobił?
Musisz mieć jakiś powód, by...
– Powiem prawdę pod jednym
warunkiem – przerwała siwowłosemu szybko, nawet nie wiedziała
dlaczego. Nie miała ochoty słuchać wywodów i monologów w chwili,
gdy jej humor był wyjątkowo podły, a ona sama czuła się
fatalnie.
– Jakim warunkiem?
Blondynka pokręciła kilka razy
głową, by zmienić ułożenie włosów. Grzywka strasznie ją
łaskotała, ale ona nie miała siły podnieść ręki i ją
poprawić.
– Ludzie są jak księżyc, mają
dwie strony. Jednej z nich nigdy nie pokazują przed innymi ludźmi.
– Spojrzała na siedzącego obok mężczyznę, ale nie zauważyła
na jego twarzy żadnych oznak zdziwienia, prawdopodobnie wiedział do
czego zmierza. – Rozumiesz, co mam na myśli? Pokaż mi ją –
szepnęła, uśmiechając się tajemniczo.
– Tak, rozumiem – zawahał się
na dłuższą chwilę – ale nie wiem dlaczego tak ci na tym zależy.
– Uzumaki.
– Ach, to wszystko wyjaśnia –
rzucił sarkastycznie. – Niech będzie, zgadzam się, ale nie wiem
czy potrafię używać mojej drugiej strony.
– Lepiej, żebyś się szybko
nauczył.
– Zrozumiałem.
Dziewczyna popatrzyła na niego
przez chwilę i nie wiedząc dlaczego, uśmiechnęła się. Ten mały,
nieznaczny ruch jej ust wprawił ją w dziwny stan – coś na wzór
radości. Czuła się troszkę szczęśliwa, bo chyba zrobiła dobry
uczynek. Jednak mimo to podły humor się nie ulotnił. Łamała
swoje zasady silnej kobiety dla jakiegoś blondaska z zabójczo
niebieskimi oczami, dla reszty zespołu, który jeszcze dziś rano
miał pozostać dla niej tylko jednym z elementów codziennej pracy.
Mur, który miała w jak
najkrótszym czasie załatać, rozpadł się całkowicie, nie
rozumiała tego. Zapragnęła być jak każdy normalny człowiek,
skończyć z izolowaniem się, zacząć w końcu żyć dla innych. Co
ty ze mną zrobiłeś, Hatake, pomyślała, przypominając sobie jego
puste czarne oczy. Nie miały wyrazu, były czyste, pozbawione
jakichkolwiek uczuć, emocji. A ona zapragnęła to zmienić.
Pozostaje tylko pytanie ,,dlaczego?''.
– To w sumie krótka historia –
zaczęła spokojnym głosem, wlepiając swój wzrok w niebo. Nie było
na nim żadnej chmurki, przez co mogła obserwować gwiazdy. – Od
dawna miałam do mężczyzn dystans, trudno to wyjaśnić, ale
zawdzięczam to mojemu ojcu. Jakiś czas temu trafiła mi się
przygoda z psychopatą. Miałam staż w policji w Konoha, troszkę
poznawałam ten świat, zawierałam znajomości i te sprawy.
Wiedziałam, że w przypadku nękania należy to zgłosić, ale
wiesz… brak świadków. Gdy w końcu to zrobiłam, sprawa została
zbagatelizowana. – Przymknęła powieki, czując rosnący smutek;
może Kakashi naprawdę miał rację, nazywając ją głupią. – W
końcu wpadłam w pułapkę. Czekał na mnie przed moim mieszkaniem,
wszystko miał zaplanowane. Więził mnie trzy dni, aż w końcu
uratowała mnie ciekawość sąsiadki. W rodzicach obudził się
instynkt rodzicielski, opiekowali się mną dzielnie, aż do czasu
przeprowadzki tutaj. Psuigetsu widziałam jeszcze trzy razy, na
rozprawach w sądzie. Uznali go za niepoczytalnego i wsadzili do
szpitala psychiatrycznego. – Odetchnęła głęboko. – I tyle w
temacie.
– Rozumiem – mruknął
chrapliwie czarnooki w odpowiedzi.
– Nie mów o tym nikomu. –
Spojrzenie dziewczyny powędrowało na rozmówce.
– Jasna cholera!
Fukao nie zdążyła zapytać, co
się dzieje, gdy oślepiające światło nadjeżdżającego z
naprzeciwka auta oślepiło ją. Zasłoniła oczy rękami i
przymknęła powieki. Nieprzyjemny ból w okolicach brzuch powrócił.
Skuliła się na siedzeniu, zaciskając mocno zęby.
Poczuła jak telefon w jej
spodniach wibrował przez kilka sekund.
Pukanie w szybę samochodu wyrwało
ją z stanu otępienia. Śledzona przez czarne oczy Kakashiego,
wróciła do normalnej pozycji. Oddychała z trudem, czuła jakby jej
klatka piersiowa była zgniatana.
– Zmiana warty! – rzucił
wesoło szef zespołu, zaglądając do auta. Wraz z nim do środka
wleciał zapach nikotyny, który spowodował jeszcze większe
duszności u Kaori. – Uzumaki się uparł. Stwierdził, że Fukao
powinna odpocząć, bo to musiał być dla niej trudny dzień –
wyjaśnił Sarutobi.
– Dobra, widzimy się rano.
Kakashi odpalił silnik i ruszył.
Dziewczyna nie odezwała się ani słowem w drodze powrotnej,
odpowiedziała tylko, gdy siwowłosy zapytał ją o adres. Nie
protestowała, nie miała na to siły, a skoro sam zaproponował, że
ją podwiezie to czemu, by nie skorzystać. Jakoś ciężko jej było
sobie wyobrazić jak tłucze się autobusem do domu z posterunku
policji albo próbuje sama do niego dojść. Kostka ją bolała, mimo
że starała się ignorować ból w nodze.
– Dasz sobie radę? – zapytał
Hatake, zatrzymał się przed apartamentowcem.
– Nie jestem dzieckiem. –
Otworzyła drzwi auta i postawiła lewą nogę na chodniku, tak, by
nie obciążać prawej. – Do jutra.
Gdy auto zniknęło za zakrętem,
upadła na ziemię. Łzy napłynęły do jej oczu i nie potrafiła
już ich powstrzymać tak dobrze, jak w obecności mężczyzny.
Drżącą ręką wyciągnęła z kieszeni komórkę. Postanowiła w
końcu sprawdzić treść wiadomości, do ostatniej chwili nie
dopuszczała do siebie myśli, że to może być on.
Nadawca: Suigetsu
Treść wiadomości:
Znalazłem Cię, kochanie.
Już niedługo będziemy na zawsze
razem.
A
jednak.
~
Poranek nie należał do
najłatwiejszych. Po prawie nieprzespanej nocy, nawet mocna kawa nie
postawiła Kaori na nogi, nie pomógł też zimny prysznic. Snuła
się po mieszkaniu jak zjawa, mimo że jej rodzice jeszcze spali, a
na zegarze dochodziła dopiero piąta rano. Nie czuła potrzeby, żeby
wrócić spać lub zrobić coś konstruktywnego jak na przykład
przejrzenie materiałów przesłanych przez Saia na jej skrzynkę
mejlową godzinę temu. Zerknęła tylko przelotnie na kilka stron
informacji o Uzumaki Karin i zamknęła notebooka.
Dziewczyna stanęła przed dużym
lustrem w swoim pokoju. Miała na sobie tylko czarne przetarte
leginsy i szary sweter. Nie przejmowała się swoim wyglądem. Fakt,
że jest bez makijażu, przez, co widać jej podkrążone oczy,
umknął jej gdzieś w natłoku myśli. Bała się, paniczny strach
ogarnął ciało i umysł, od wczorajszego wieczoru i nie mogła się
go pozbyć. Czasami trzęsła się jak galaretka, potykała się o
własne nogi.
Podeszła do okna i otworzyła je
na oścież. Zimne powietrze uderzyło w nią z dużą siłą i na
ułamek sekundy poprawiło humor. Usiadła na parapecie, nogi objęła
ramionami i wpatrywała się w pustą ulicę kilka pięter pod nią.
Prawie nie było na niej ludzi, czasami tylko przewinął się jakiś
samochód dostawczy, taksówka czy biegający człowieczek. Wzięła
do ręki komórkę leżącą przed nią, odplątała słuchawki i
oddała się największej przyjemności świata – samotności.
Muzyka płynęła do jej głowy jak woda w rzece, wypełniała każdy
zakamarek, każdy kąt i przynosiła ukojenie. Słowa ,,Cocaine''
były teraz jej jedynym narkotykiem, piosenki Hollywood Undead
przestały działać w nocy.
Nadawca: Numer nieznany
Treść wiadomości: Pobudka,
księżniczko. Za pół godziny
w parku w pobliżu posterunku.
Kakashi.
Ps. Mam nadzieję, że (nie)
obudziłem.
Nadawca: Fukao Kaori
Treść wiadomości: Śpię.
Nadawca: Dupek
Treść wiadomości: Czekam,
księżniczko.
Kaori skasowała kilka przekleństw
jakimi chciała odpowiedzieć Hatake na ostatni sms. Postanowiła
jednak nie dawać mu satysfakcji i nie odpisała.
Zeskoczyła z parapetu, włączając
muzykę na głośnik. Zamknęła okno, gdyż w pokoju panował już
przenikający chłód i zaczęła przeszukiwać zawartość swojej
walizki. Nie miała ani czasu, ani ochoty układać swoich ubrań w
szafie. Na chwilę obecną odpowiadał jej taki stan rzeczy. Może
kiedyś zechce coś zmienić, może kiedyś znajdzie w sobie energię
i siłę, może jak rozwiążą tą sprawę, a może po prostu
poczeka jeszcze trochę, znajdzie chłopaka i się do niego wprowadzi
– w ten sposób uniknie dodatkowych kłopotliwych czynności
rozpakowywania i pakowania.
–
Chyba kawa mi zaszkodziła. – Zaśmiała się bezprzekonania.
Dziewczyna wygrzebała swoje
ulubione szare rurki i granatowy sweter. Przebrała się szybko i
zrobiła makijaż, który względnie nadał jej twarzy pozytywnego
wyrazu; włosy zostawiła rozpuszczone. Zasznurowała szybko buty,
wrzuciła do plecaka najpotrzebniejsze rzeczy i wyszła z mieszkania
ubierając szybko płaszczyk podszyty futerkiem. W ostatniej chwili
przypomniała sobie, że nie wzięła odznaki i broni, więc musiała
wrócić.
Zeskakując po schodach
zastanawiała się, czy nie powinna zostawić rodzicom jakiejś
informacji, że wychodzi do pracy, ale w końcu była dużą
dziewczynką, mogła sama o sobie decydować. Zrezygnowała z
jakiegokolwiek sposobu informowania opiekunów i pewnym krokiem, z
słuchawkami w uszach opuściła apartamentowiec. Zimne deszczowe
powietrze wypełniło jej płuca, powodując przyjemne uczucie
wolności.
Włączyła w komórce GPS i
podążając zgodnie z jego wskazówkami szła ulicami Londynu.
Korzystając z okazji, że dookoła niej nie ma tłumów ludzi –
było dopiero przed szóstą – śpiewała pod nosem słowa
piosenki. Nieliczni przechodnie patrzyli na nią zszokowani, ale ona
uparcie ignorowała ich spojrzenia.
Kilka metrów przed miejscem
spotkania, ogarnął ja strach – ten sam, który zamieniał ją w
galaretowata masę chodzącą po ziemi. Dotarło do niej też uczucie
zagubienia, jak to możliwe, że przez kilkanaście minut zamiast o
Suigetsu myślała tylko o spotkaniu z Hatake? Czyżby ten mężczyzna
miał na nią aż tak duży wpływ? Czy on może okazać się jej …
wybawieniem?
–
Długo każesz na siebie czekać.
Blondynka spojrzała na Kakashiego,
posłała mu groźne spojrzenie i usiadła na ławce obok. Położyła
sobie plecak na kolana, wyczekując wyjaśnień.
–
Czemu zrywasz mnie z łóżka tak wcześnie rano? –
zapytała spokojnie. Z niechęcią musiała przyznać, że czuła się
bardzo dobrze, poranne powietrze działało na jej umysł kojąco.
–
Przecież i tak nie spałaś,
zgadłem? – Uniósł
pytająco brew. –
Pojedziemy zmienić chłopaków, powinni się przespać. O
ósmej pójdziemy przesłuchać Uzumaki i spotkamy się na
posterunku, podsumujemy wszystko i zastanowimy się co dalej.
–
Czy wy … ?
–
Co, my?
Fukao prychnęła pod nosem, czując
rosnące podirytowanie. Przeczesała ręką włosy i wstała z
miejsca. Zbyła jego pytanie mówiąc, żeby zapomniał o sprawie i
się pośpieszył.
W ciszy dotarli do auta mężczyzny.
Podczas jazdy również się nie odzywali, co na dłuższą metę
odpowiadało dziewczynie. Mogła spokojnie słuchać muzyki,
ignorować obecność swojego partnera i przyglądać się ulicom.
Mimo wczesnej pory zaczęło pojawiać się coraz więcej
londyńczyków, nie zraziła ich nawet deszczowa pogoda. Większość
sklepów była jeszcze pozamykana, ale w nielicznych już pojawiali
się pracownicy. Na rogu jakiejś ulicy spał żebrak owinięty w
stary koc, niedaleko dalej szła pani z pieskiem. Londyn zaczynał
odżywać po bardzo krótkiej nocy.
–
Co z nogą? – Kakashi
oderwał na chwile wzrok od drogi i spojrzał na dziewczynę. Przez
chwilę zastanawiał się, czy na pewno usłyszała pytanie.
–
Dobrze – rzuciła powoli. –
Wzięłam kilka tabletek przeciwbólowych i prawie nic nie czuje.
Mogę normalnie chodzić, więc nie jest źle.
–
Może chcesz dzień wolnego? –
zapytał znowu. – Czemu tak
patrzysz?
–
To jest ta twoja druga strona? –
odpowiedziała mu pytaniem. Przetarła oczy, ważąc w myślach swoje
kolejne słowa. –
Zdecydowanie bardziej wole żebyś był zimnym, pedantycznym dupkiem.
–
Byłbym wdzięczny gdybyś się w końcu zdecydowała.
Blondynka szturchnęła go
delikatnie w ramie, uśmiechając się. Zastanawiała się, jak dużo
zmieniło się w jej relacjach z Hatake od wczorajszego poranka, gdy
to stwierdziła, że nie chce mieć z nim nic do czynienia. I swojej
nagłej zmiany zdania nie mogła usprawiedliwić wahaniami nastroju,
bo tym razem to na pewno nie były one.
Kilkanaście minut później Fukao
zetknęła się z niebieskookim wcieleniem wściekłości. Znając
swojego pecha mogła się spodziewać, że dziś stanie się coś
złego, ale nie spodziewała się bójki pomiędzy Naruto a Saiem.
Zdążyli pojawić się z siwowłosym na miejscu w samą porę.
Niewiele brakowało, a chłopaki zabili by się na śmierć, obudzili
wrzaskami całą okolicą i przyprawili śpiącego Asunę o zawał.
–
Co wy wyprawiacie? –
syknął wkurzony Kakashi. Zaciągnął awanturników za pobliski
budynek i pchnął na ścianę. –
Oczekuję wyjaśnień.
Blondynka przez swoją nogę nie
mogła zbyt sprawnie się poruszać, mimo wcześniejszych zapewnień,
że jest w porządku, więc obudziła szefa zespołu, zrelacjonowała
sytuację, której świadkiem była i z pomocą mężczyzny dotarła
do pozostałej części zespołu. Wyczuwała napiętą atmosferę,
awanturę wiszącą w powietrzu i… zapach nikotyny. Odwróciła się
za siebie, choć nie musiała wykonywać tego gestu, by wiedzieć,
dlaczego czuje peta.
–
Nie będę się z niczego tłumaczył –
powiedział hardo Uzumaki, z miną urażonego szczeniaka.
–
Ja również –
rzekł Sai pod wpływem ostrego spojrzenia lidera zespołu
skierowanego w swoją stronę.
–
Mam rozumieć, że odmawiacie wykonania rozkazu? –
zapytał Kakashi.
Ocho, wrócił mój Hatake,
pomyślała blondynka. Zaraz jednak skrzyczała siebie za użycie
słowa ,,mój'' i gdyby nie obecna sytuacja, zaczęłaby się
poważnie zastanawiać nad wizytą u psychologa.
–
Tak. –
Sai wypowiedział to jedno słowo z dużą lekkością, jakby
spojrzenie ani ton lidera na niego nie podziałały.
– Wracajcie do biura i
przemyślcie swoją sytuację – Kakashi szybko zamknął temat.
~
Układanka była idealna, ale
puzzle do siebie nie pasowały. Karin należała do słabych aktorek,
mimo że się starała. Uważała na słowa, gesty, kierunek
spojrzenia – zbyt dokładnie. Kakashi też to zauważył, ku
nieszczęściu blondynki.
Mogłam zostać dziś w domu,
myślała Fukao. Mogłam poleżeć w łóżku, wykorzystać chorą
nogę i nie iść do pracy. Mogłam...
– Proszę sprecyzować kiedy
dokładnie zaczął panią dręczyć ten mężczyzna – powiedział
Hatake, spoglądając w notes.
– Mówiłam już – westchnęła
Karin. – Zaczęło się dwa miesiące temu.
– Proszę opowiedzieć coś
więcej.
– Najpierw dostawałam dziwne
wiadomości na maila i inne portale społecznościowe. Potem sms-y.
Nie brakowało tez głuchych telefonów – wyrecytowała Uzumaki. –
Ostatnio zaczęłam widywać kogoś podejrzanego na mieście, kręcił
się, chodził od niechcenia tam gdzie ja. Dwa dni temu zauważyłam
go jak przechodził obok mojego domu, a wczoraj znalazłam list w
skrzynce pocztowej.
– Proszę nam go pokazać. –
Fukao przejęła pałeczkę.
Karin wstała z kanapy i zniknęła
na końcu schodów prowadzących na górę. Hatake szybko podrzucił
notes w ręce blondynki, podbiegając do komody. Wyciągnął z niego
jakiś kalendarzyk i szybko go wertował. Przeszukał jeszcze
pozostałe szuflady. Pokręcił zrezygnowany głową, wracając na
miejsce.
– To wszystko aż za bardzo do
siebie pasuje – mruknął.
– Najwidoczniej ktoś chce nam
zamydlić oczy – stwierdziła Kaori.
Ciche kroki za ich plecami
oznajmiły powrót kobiety. Zanim usiadła na miejsce, podała
kawałek papieru siwowłosemu. Ten rzucił okiem na zapis i
przyglądał mu się dłuższą chwilę. Blondynka szturchnęła go w
ramię, komunikując, że też chce zobaczyć list.
– Musimy to dać do zbadania –
powiedział zamyślony. – To coś w rodzaju szyfru.
Fukao nie przejęła się tymi
słowami i prześledziła wzrokiem treść kartki. Cyfry na niej
zapisane z początku niewiele jej mówiły, ale po chwili zaczęła
rozpoznawać daty. Pierwsza była datą jej urodzenia, drugiej nie
mogła sobie z nikim skojarzyć. Ostatnie dwie liczby były
wczorajszą datą. Obok nich narysowana była mała koperta, umowny
symbol wiadomości sms. Na końcu widniała data …
–
Dzisiaj – szepnęła do siebie, przygryzając wargę.
–
Mówiłaś coś? – zapytał Kakashi.
–
Trzeba to oddać technikom jeszcze dziś – powiedziała szybko i
podała kartkę szarowłosemu.
Reszta
przesłuchania już ją nie obchodziła. Przypomniała sobie, że
kiedyś widziała Suigetsu z jakąś czerwonowłosą dziewczyną na
mieście – to musiała być Karin. Pewnie są przyjaciółmi lub
rodziną i dziewczyna zgodziła mu się pomóc.
To
wszystko znowu do niej wracało –
cały koszmar –
strach i lęk budziły się na nowo w jej głowie. Myślała, że w
Londynie uda jej się zacząć wszystko od nowa, bez przeszłości,
wspomnień, niepotrzebnego współczucia. A czuła się jakby wróciła
do punktu wyjścia, jakby nadal była w Japonii i czekała przerażona
na kolejny ruch dręczyciela.
–
To
na razie wszystko –
powiedział
Hatake, wstając. –
Skontaktujemy
się z panią, gdy się czegoś dowiemy. I tak jak mówiłem dostanie
pani ochronę.
–
Dziękuję.
Kaori, nie przez grzeczność, lecz
dla zachowania pozorów, pożegnała się z rudą wywłoką z
uśmiechem na ustach. Każdy kto zadawał się z Suigetsu od razu
tracił w je oczach, gdyż stawał się jego wspólnikiem.
Niereagowanie w takich sytuacjach jest równoznaczne z współudziałem,
pomyślała siadając na miejscu pasażera w aucie. Zapięła pasy.
–
Wracamy do biura czy masz
jakiś inny plan? –
zapytała Kakashiego.
–
Pojedziemy do biura, ale
najpierw musimy poważnie porozmawiać –
oznajmił, włączając
silnik.
Blondynka nie pytała o co chodzi i
dlaczego wyskoczył z tym tak nagle. Domyślała się jaki może być
temat ich rozmowy.
Środki przeciwbólowe, które
zażyła rano wywoływały zmęczenie i senność. Przymknęła
powieki, wsłuchując się w popularną piosenkę lecącą w radiu.
Pozwoliła sobie na chwilę wytchnienia, niemyślenia.
Cały świat ogranicza się tylko
do jej pokoju. Leży na łóżku, jej kończyny są skrępowane
sznurem, a usta zakneblowane. Zmory i potwory śmieją się z niej.
Czarne cienie majaczą na ścianie pokoju. Przygotowują scenę dla
swojego pana, odgrywają główną rolę tylko w marnym prologu. W
kolejnych aktach są tłem nadającym grozy sytuacji. W kolejnych
aktach rolę odgrywa ich władca. Białe włosy i szeroki uśmiech –
to go wyróżnia pośród
świty cieni. Zabawia się nią, torturuje, straszy, głaszcze po
głowie.
–
Będziemy razem na zawsze –
szepcze do ucha ofiary. –
To nasze przeznaczenie.
–
Nie! –
Jej własny głos zabrzmiał
inaczej, jakby był
bardziej odległy. Zupełnie jakby należał
do świata… rzeczywistego.
–
Co się dzieje?
Fukao natknęła się wzrokiem na
zaniepokojoną twarz mężczyzny bardzo blisko swojej. Za blisko.
Wzięła kilka głębokich oddechów, żeby oczyścić umysł z
sennego koszmaru. To się nigdy nie wydarzyło, powtarzała, to był
sen.
–
Nic, wszystko w porządku.
–
Kłamiesz –
powiedział prosto z mostu. –
Miałaś koszmar, prawda?
–
Tak, koszmar –
przytaknęła pod naporem
przewiercającego ją na wylot spojrzenia czarnych tęczówek. –
Gdzie jesteśmy?
–
To podziemny parking
policyjny – odpowiedział.
– Jedno
z lepszych miejsc jakie znam na poważne rozmowy.
Nazwanie
rozmowy poważną, nie
spodobało się Fukao. Żałowała, że jednak nie wzięła dnia
wolnego. Teraz jednak było na to za późno. Musiała zdecydować na
ile może zaufać Hatake.
–
Sprawdziłem sobie w
nocy akta twojej
sprawy.
– Szarowłosy
nie zamierzał owijać w bawełnę. –
To co zdarzyło się w
Japonii nie może mieć wpływu na twoją
pracę tutaj. Rozumiem, że może ci być ciężko, ale to po
godzinach. Na służbie wyłącz emocje i rób to co należy do
twoich obowiązków. Tego od
nas oczekuje Senju.
–
Zrozumiałam.
–
To dobrze, bo odsuwam cie od
sprawy Uzumaki Karin.
–
Słucham?!
Zbyt późno zdała sobie sprawę,
że taka gwałtowna reakcja była nie na miejscu. Przygryzła wargę
i spokojniejszym już głosem poprosiła o wyjaśnienia.
–
Zdążyłaś się
zorientować, że mamy do czynienia z dręczycielem –
tłumaczył. –
Dla dobra sprawy muszę cię
odsunąć.
Wdech, wydech. Wdech, wydech.
Wdech…
–
Obawiam się, że to
niemożliwe. – Wydech.
–
Dlaczego?
Kolejnej
serii głębokich oddechów towarzyszyło pytanie: ile powiedzieć?
Odwróciła
wzrok i spojrzała za okno. Parking był rozległy, stało na nim
kilkanaście aut. Niektóre miejsca były słabo oświetlane, właśnie
tam zauważyła kłęby szarego dymu tytoniowego. Policjant też
człowiek. W narożnikach pod sufitem znajdowały się kamery. Ich
czerwone światełka migały niebezpiecznie.
Wróciła do świata zamkniętego
wewnątrz auta. Kakashi czekał na wyjaśnienia, a ona nadal miała
wątpliwości. Znała go tylko jeden dzień. Ale był jej
przełożonym, bardziej doświadczonym funkcjonariuszem. I był też
dupkiem. I kimś kto ją … intrygował.
–
Ten mężczyzna, który mnie
dręczył wrócił. –
Zaczęła niepewnie.
–
Ale co to ma wspólnego z
Uzumaki?
– Wydaje mi się, że widziałam
ich kiedyś na mieście razem – odpowiedziała, spoglądając mu
prosto w oczy. – Podejrzewam, że to co nam powiedziała podczas
zeznań to kłamstwo. Suigetsu mógł ją o to poprosić. – Wzięła
kolejny głęboki oddech. – Wczoraj dostałam też od niego
wiadomość.
– Tym bardziej nie powinnaś brać
udziału w tej sprawie.
–
Czyli mi nie wierzysz?
Myślisz, że popadłam w jakąś paranoję, po tym co miało miejsce
w Japonii, tak?
–
To nie tak...
Nie kłam, pomyślała
rozgoryczona. Najpierw chce żeby mu powiedziała wszystko, co wie, a
potem nawet nie próbuje jej uwierzyć. Kaori poczuła się jakby
dostała z liścia w twarz. I bolało dużo bardziej niż się
spodziewała.
Ignorując ból, wysiadła z auta.
Winda znajdowała się kilkanaście metrów przed nią. A biuro szefa
policji tylko kilka pięter wyżej. Chciała zrobić kolejny krok,
gdy powstrzymał ją silny uścisk na ramieniu. Odwróciła się,
napotykając na spanikowane spojrzenie Hatake. Pierwszy raz widziała,
żeby czegoś się obawiał.
–
Ja ci wierzę –
powiedział. –
To co mówisz ma sens, ale
nie wiem czy to samo powie Sarutobi. On ma ciężki charakter, jeśli
chodzi o takie sprawy. Pewnie
będziesz musiała opowiedzieć wszystko od początku.
–
Chcesz mnie odsunąć tylko
dlatego? –
zapytała oskarżycielsko. –
Powiedz mi, jak w takim razie
zamierzasz zakończyć tą sprawę? Przecież oficjalnie nic nie
wiesz o moich podejrzeniach. Zamieciesz śledztwo pod dywan? Co
zamierzasz?
–
Nie wiem.
~
Zanim zabrała się za opowiadanie
wszystkiego, Kakashi przeprowadził poważną rozmowę z Naruto i
Saiem. Chodziło oczywiście o poranną bójkę. Gdy wrócił z nimi
do pokoju przesłuchań, nie powiedział nic konkretnego. Rzucił
tylko, że już po sprawie i kazał uważnie słuchać, co będzie
mówić Kaori.
Musiała
opowiedzieć swoją historię od początku. Przy całym zespole.
Naruto nie ukrywał zdumienia. Sai i Asuma ukrywali swoje emocje pod
maską obojętności. Kakashi… Kakashi bazgrał coś na kartce i
udawał, że już słyszał wszystko.
Ale nie słyszał. Nie wiedział,
że po tej traumie jej jedyną ucieczką stała się muzyka i
rysowanie. Nie wiedział, że rodzice wcześniej ignorowali ją. Nie
wiedział jaki koszmar przeżyła. Nikt tego do końca nie wiedział
poza nią samą. Mogła sobie darować niektóre szczegóły, ale
skoro musiała już opowiadać tą całą historię, chciała to
zrobić raz a porządnie i nigdy więcej już nie wracać do tematu.
–
Skąd pewność, że… –
Sarutobi zamyślił się na
chwilę.
–
Że nie popadłam w paranoję?
– Skinął
głową. – Po
prostu to wiem. Zbyt dużo zbiegów okoliczności. –
Wstała z krzesła i podeszła
do tablicy. Narysowała na niej prowizorycznego Suigetsu, Karin i
siebie. – Podopisujmy
do postaci wszystko, co wiemy z mojego opowiadania. Patrząc na to
czysto teoretycznie powinno to wystarczyć by moja ,,prywatna''
teoria została potwierdzona.
–
Coś w tym jest –
mruknął Sai i zaczął
czegoś gorączkowo szukać w laptopie.
–
Ale jeśli Senju
uzna… – brnął
dalej Sarutobi.
–
Możemy poprowadzić śledztwo
na własną rękę –
przerwał mu Kakashi. –
Już nie raz tak robiliśmy.
–
Mam! –
krzyknął brunet, zwracając
na siebie uwagę wszystkich. –
Hozuki Suigetsu, skazany za
prześladowanie… Kilka tygodni temu uciekł z szpitala
psychiatrycznego w Tokio. Nie wiadomo gdzie teraz przebywa. –
Na potwierdzenie tego co
przeczytał,
odwrócił laptop i pokazał podstronę w policyjnej bazie danych.
Fukao przeszedł dreszcz po
plecach. Do ostatniej chwili gdzieś tam w środku żywiła nadzieję,
że jej przypuszczenia się nie spełnią, że może jednak… Ale
prawda okazała się inna –
brutalna.
–
Czyli czeka nas prawdziwe
śledztwo – podsumował
Sarutobi, zapalając papierosa.
O
nie, pomyślała Fukao, czując
w nozdrzach drażniący dym.
–
Kakashi, rozkazy –
powiedział palacz.
–
Sai i Naruto pojadą po
Uzumaki. Musimy ją
jeszcze raz przesłuchać
i dowiedzieć się jak najwięcej. –
Dwójka funkcjonariuszy
skinęła głową na znak, że rozumieją, na czym polega ich
zadanie. – Ty
– zawrócił
się do Asumy –
porozmawiasz z Tsunade.
Ostatnio zalazłem jej trochę za skórę. Zdobądź też pozwolenie
na aresztowanie.
–
Jasne.
–
Ja i Fukao przejrzymy
nagrania z kamer w pobliżu jej bloku i domu Karin. Może coś
wychwycimy – zakończył
swój wywód.
Wszyscy natychmiast zabrali się do
pracy. Opuścili pokój przesłuchań i udali się w innych
kierunkach. Kakashi cierpliwie czekał aż blondynka dojdzie do
biura, gdzie zajmie swoje stanowisko. Widział, że noga ją boli,
ale nadzwyczajną siłą woli ignoruje ten ból.
Położył
przy jej laptopie koszyczek pełen przenośnych nośników pamięci.
Zauważył zdziwienie jakie wymalowało się na twarzy Kaori, gdy je
zobaczyła. Ale te kilkadziesiąt pendraiv'ów to tylko mała część
z tych wszystkich, które wypadałoby przejrzeć. Liczył, że
Sarutobi szybko załatwi powierzone mu zadanie i trochę im pomoże.
Bezustanne
gapienie się w ekran na obrazie wyprowadzało ją z równowagi. Małe
ludzki ciągle się gdzieś przemieszczały i nie wnosiły nic do
sprawy, bowiem żaden z tych ludzików nie był Hozukim. Niestety –
lub na szczęście –
nie pojawił się jeszcze na
żadnym z oglądanych nagrań z monitoringów.
Przetarła zmęczone oczy,
zaczynały ją powoli piec. Zerknęła na zegarek. Minęło już
południe. Sai i Naruto od godziny próbowali wyciągnąć coś z
Karin, ale rudowłosa uparcie trzymała się swojej wersji. Słowo
przeciw słowu. Zespół uwierzył jej, bo należała do ich małej
społeczności, ale prokurator z pewnością kierowałby się dobrem
obywatela. I jego słowem. Dopóki nie znajdą żadnych dowodów na
powiązanie Karin z Hozukim sprawa wyglądała nieciekawie. Kwadrans
temu do pokoju przesłuchań udał się Kakashi, a na jego miejsce
przyszedł Sarutobi. Oglądanie nagrań zdecydowanie nie należało
do jego ulubionych zajęć.
–
Kaori, rzuć na to okiem –
powiedział, pocierając oczy
jakby próbował coś dojrzeć w ekranie.
–
Co jest? –
zapytała, odpychając się
nogą od podłogi. Fotel przesunął się bliżej mężczyzny, ale
nie za blisko.
–
Popatrz na to. Nie wiem, co o
tym sądzić. – Włączył
urywek nagrania.
Dziewczyna
skupiła się na materiale. Wydarzenia miały miejsce przed domem
Karin i nie wyglądało to bynajmniej na próbę dręczenia. Kamery
zarejestrowały Suigetsu jak wita się z rudowłosą przyjacielskim
uściskiem, a potem śmiejąc się wchodzą do jej domu. Sarutobi
przewinął materiał. Teraz się ze sobą żegnali. Uzumaki kilka
razy pokiwała głową, jakby jeszcze raz chciała coś potwierdzić
i pomachała mu na pożegnanie.
–
To on? –
zapytał, zatrzymując film.
–
Tak –
potwierdziła. –
Bez wątpienia on.
–
Jest jeszcze coś –
mówił, włączając
nagranie z wczorajszej nocy –
co mnie niepokoi. Zerknij. To
auto Kakashiego, a to, które się zaraz pojawi jest zarejestrowane
na rodziców Hozukiego. –
Włączył materiał.
Kaori, doskonale pamiętała tamto
wydarzenie. W chwili gdy oślepił ich nadjeżdżający z naprzeciwka
samochód, dostała sms-a o białowłosego. To z pewnością był on.
Fukao nie wierzyła w zbieg okoliczności, zaczęła podejrzewać, że
ją śledzi.
Sprawdziła
czas nagrania w rogu ekranu i sięgnęła po komórkę. Sprawdziła
godzinę, w której przyszła wiadomość. Wszystko się zgadzało.
Powiedziała to Sarutobiemu, który mruknął zamyślony. Zamknął
laptopa.
–
Zaniosę to Kakashiemu –
powiedział, wstając. –
Może teraz uda nam się coś
wyciągnąć z Uzumaki.
–
Dobrze.
–
Odpocznij chwilę –
dodał jeszcze. –
Nie możesz przemęczać oczu
w tak młodym wieku.
Skinęła
głową w podziękowaniu i uśpiła laptopa. Mogła sobie w końcu
pozwolić na chwilę
odpoczynku. Znowu poczuła
się zmęczona i śpiąca. Właśnie dlatego odrzuciła myśl o
wzięciu kolejnej tabletki przeciwbólowej, mimo że noga dawała
o sobie znać. Nie mogła
sobie pozwolić na senność, a te przeklęte proszki, oprócz
uśmiercania bólu, powodowały też
to.
Uśmiechnęła
się. Biuro policyjne tętniło życiem. Funkcjonariusze pracowali w
pocie czoła nad różnymi sprawami. Wbiegali i wybiegali w pogoni za
papierami i nakazami aresztowania podejrzanych. Panował tu przyjazny
gwar. Zupełnie tak
jak to sobie wyobrażała. Mogła zacząć od nowa. Wystarczyło
tylko doprowadzić tę sprawę
do końca i zacząć od nowa.
–
Mamy to –
powiedział Hatake, opierając
się o biurko.
Zaraz pojawiła się też reszta
zespołu z uśmiechami na twarzy. Naruto uśmiechał się ciepło.
Blondynka wiedziała, że jest mu ciężko, w końcu chodziło o jego
kuzynkę.
–
Przyznała się do pomagania
Hozukiemu – poinformował.
– I
zgodziła się pomóc nam w złapaniu go.
–
Pomóc? –
Kaori ciężko było w to
uwierzyć. – Jak
to?
–
Sai przestraszył ja trochę
paplaniną o prawie karnym –
odpowiedział.
Skinęła głową. Poczuła, że
powinna coś powiedzieć.
–
Dziękuję.
–
Podziękujesz jak będzie po
wszystkim – burknął
Kakashi i odwrócił się jakby speszony.
Co z nim nie tak, pomyślała
zaskoczona. Ale po chwili przyznała mu rację. Jeszcze długa droga
przed nimi i nie wiadomo czy się uda.
–
To jaki jest plan? –
Mimo wszystko zżerała ją
ciekawość.
~
Fukao
od samego początku czuła się przerażona tym, co usłyszała.
Wszystko miało się odbyć późnym wieczorem w pobliżu jej bloku.
Tam mieli zostać rozmieszczeni funkcjonariusze i dwóch snajperów.
Reszta zespołu pozostała niedaleko, obserwowali miejsce spotkania
pod przykrywką.
Wyszła
z budynku razem z Hatake i szła za nim w stronę auta, które
zaparkował przed komendą. Ucieszyła się, bo droga do podziemnego
parkingu zajęłaby jej więcej czasu. Noga nadal bolała, chociaż
teraz to strach przejmował nad nią kontrolę.
–
Cały dzień siedziałaś na
komendzie – mówił
Kakashi. – Jeśli
Hozuki postanowił zaatakować dzisiaj, zrobi to. A my damy mu ku
temu tylko jedną okazję, która skończy się dla niego źle.
–
Nie jestem mimo wszystko
pewna – odpowiedziała,
wsiadając do jego auta. Właśnie zaczynali przedstawienie.
–
Boisz się?
–
A jak myślisz?
W
rzeczywistości cała się trzęsła ze strachu. Już za chwilę
miała go spotkać po raz kolejny –
twarzą w twarz. Czym innym
było snuć przypuszczenia, że jest w pobliżu albo oglądać
go na nagraniu – spotkanie
na żywo było przeżyciem nie do opisania.
–
Będzie dobrze –
zapewnił Kakashi. –
Moi ludzie wiedzą, co robią.
–
Oby –
mruknęła posępnie.
Londyn, gdy kładł się do snu,
wyglądał jak potulne dziecko. Jednak w zakamarkach ulic kryły się
uliczne gangi i żebracy. W niektórych domach krzesła wylatywały
przez okna, słychać było tłuczenie talerzy. Psy szczekały lub
wyły do księżyca. Potulne dziecko nie było wcale takie grzeczne.
Przyglądanie się ciemniejszej stronie miasta przyprawiło Fukao o
dreszcze. Gdzieś tam mógł przecież być Hozuki.
Chwilę
później Kakashi skręcił na światłach i teraz mogła się
przyglądać idealnym domkom jednorodzinnym. Przed budynkami były
trawniki i białe płotki –
sielankowy obrazek. W oknach
paliły się światła, cienie ludzi wskazywały, że jedli posiłki
lub oglądali telewizję. Kolejny
piękny obrazek.
–
Weź to.
– Słuchawka? – Spojrzała
zdziwiona na mały przedmiot.
– Tak – odpowiedział
lakonicznie. – Masz długie włosy, więc raczej niczego nie
zauważy.
– O ile nie zechce mnie
obmacywać, całować i wąchać – rzuciła kąśliwie, ale włożyła
słuchawkę do ucha i zakryła blond włosami. Poprawiła fryzurę,
przeglądając się w małym lusterku.
– Jeśli tylko spróbuje, sam
wpakuję mu kulkę w łeb.
– Och, czyżbym znalazła księcia
na białym rumaku? – zaironizowała. Trochę ją dziwiło, że
nawet w takiej chwili potrafiła zachować zimną krew na słowne
potyczki z swoim partnerem.
– Mogę być twoim księciem,
księżniczko – odgryzł się i skupił większą uwagę na drodze.
W lusterku zauważył samochód z lodami, który ich wyprzedził.
Zgodnie z planem Naruto i Sai przebrani za lodziarzy jechali na
wyznaczone miejsce.
Kaori westchnęła. Sprawdziła czy
broń jest tam gdzie powinna. Poprawiła też scyzoryk wszyty w
wewnętrzną stronę płaszcza. Zaszycie mogła łatwo rozszarpać,
choćby i zębami.
– Będę niedaleko. Nie martw się
– zapewnił po raz ostatni Hatake, parkując przy chodniku.
Skinęła głową, choć w
ciemnościach pewnie tego nie dostrzegł. Prezenter w radiu oznajmił,
że minęła dwudziesta. Dość późna pora jak na powrót z pracy,
ale to też była część planu. Chociaż ona nadal nie rozumiała,
dlaczego wszystko miało się odbyć wieczorem. I dlaczego zaufali
temu, co mówiła Karin.
– Na pewno? – Czuła, że głos
jej drży, a serce uderza coraz szybciej.
– Tak. – Uśmiechnął się,
odpowiadając.
Nabrała powietrza w płuca i
wysiadła. Założyła swój plecak na oba ramiona, powoli zaczęła
się kierować w stronę klatki schodowej.
– Słyszysz mnie?
Drgnęła, nie wiedząc skąd
usłyszała głos siwowłosego w swojej głowie. Dopiero po chwili
przypomniała sobie, że ma słuchawkę w uchu.
– Jeśli tak to popraw sobie od
niechcenia włosy.
Zrobiła jak mówił.
– Dobrze. Idź spokojnym krokiem
dalej. Wszystko jest pod kontrolą – instruował dalej.
Włożyła ręce do kieszeni
płaszcza i powolnym krokiem pokonywała dystans dzielący ją od
klatki schodowej. Jeszcze siedem metrów. Sześć. Pięć. Minęła
jakiegoś starszego pana, siedzącego na osiedlowej ławeczce. Palił
papierosa. Asuma, pomyślała.
Cztery.
– Kaori, skarbie.
Cztery metry.
Odwróciła się w stronę, z
której usłyszała jego głos. Stał teraz metr przed nią,
szczerząc usta w złośliwym uśmiechu. Białe włosy wychylały się
spod kaptura, ale dużo bardziej niż na nie zwróciła uwagę na
oczy. Miały ten sam wyraz, co oczy Naruto dziś rano. Spojrzenie
szaleńca.
– Co ty tu robisz? – zapytała
najspokojniej jak potrafiła.
– Dziwne, że jesteś zaskoczona.
Przecież Karin przekazała ci mój liścik. – Zrobił krok w jej
stronę. – Jestem pewny, że go rozszyfrowałaś. – I kolejne
dwa.
– Odejdź, zanim zacznę krzyczeć
– zagroziła.
– Spokojnie, wszystko jest pod
kontrolą. – Znów usłyszała kojący głos Hatake w słuchawce. –
Jeszcze chwila.
Suigetsu wydawał się nie
przejmować tym, co powiedziała i podszedł do niej. Dzieliły ich
już tylko centymetry.
Blondynka zaczęła panikować.
Chciała to już mieć za sobą. Dość się przez niego wycierpiała.
Dość już miała nieprzespanych nocy. Cofnęła się od niego,
próbując zachować bezpieczną odległość. Jednak on zaraz
pojawił się przy niej. Chwycił ją za rękę. Wyszarpnęła dłoń
i krzyknęła, że ma jej dać spokój.
– Jakiś problem, panienko?
Wraz z zapachem nikotyny pojawił
się starszy pan w kapeluszu i płaszczu. Uśmiechał się przyjaźnie
do blondynki, co wyraźnie nie spodobało się Hozukiemu.
– Nie twój interes, staruchu –
warknął, rzucając mu groźne spojrzenie. – Spieprzaj stąd. –
Popchnął Asumę, sądząc, że tamten upadnie. Mężczyzna zdołał
jednak utrzymać równowagę.
– Koniec tego. Hozuki Suigetsu,
jesteś aresztowany.
Hatake pojawił się znikąd.
Przyłożył pistolet do głowy dręczyciela i trzymał palec na
spuście, gotowy w każdej chwili strzelić. Jego twarz była
śmiertelnie poważna, bez wyrazu. Do dziewczyny dotarło, że on
naprawdę nie obawiał się pociągnąć za spust.
Blondynka zdążyła złapać
oddech i już chciała odetchnąć z ulgą, gdy stało się coś
niespodziewanego. Białowłosy ignorując ryzyko, że policjant
wpakuje mu kulkę w łeb, pchnął go łokciem w brzuch. Jednym
szybkim krokiem znalazł się przy Fukao, chwycił ją w pasie lewą
ręką, a drugą odszukał kaburę pod jej płaszczem i wyjął z
niej broń. Przyłożył pistolet do gardła Kaori. Udało jej się
ledwie wypuścić odrobinę powietrza i złapać kolejny oddech, gdy
to się stało.
– Spokojnie, kochanie –
wysyczał jej do ucha. – Zaraz pozbędziemy się tych paskudnych
ludzi. Nikt nam nie przeszkodzi być razem.
Sekundę później Sarutobi
wycelował w niego swoją broń, stając w bezpiecznej odległości
kilku metrów. Kakashi również otrząsnął się z szoku i
błyskawicznie wrócił do poprzedniej pozycji. Różnica polegała
na tym, że teraz nie celował w głowę białowłosego, gdyż
schował się za Fukao.
– Odłóżcie broń albo wpakuje
jej kulkę – powiedział Suigetsu, przyciskając broń jeszcze
mocniej do gardła blondynki. – Chyba tego nie chcecie.
– Ty również. – Kakashi
błyskawicznie podjął decyzję o prowadzeniu negocjacji. –
Przecież ją kochasz. Nie zabijesz ukochanej, prawda?
– Prawda, prawda – przytaknął.
– Ale to może być jedyny sposób by być razem. Tutaj wszyscy
chcą nas rozdzielić.
– Nieprawda.
– Łżesz, psie – warknął jak
zaszczute w kąt zwierzę. – Po co w takim razie snajperzy i reszta
policjantów ukrytych po krzakach? Co, zdziwiony? Karin jest po mojej
stronie. Do końca robiła to, co ustaliliśmy. – Zaśmiał się
zadowolony z swojej przebiegłości. – Odwołaj ich wszystkich…
albo nie!
Na chwilę zapadło milczenie, ale
zaraz potem białowłosy znowu przemówił:
– Daj mi kluczyki od swojego
samochodu. No, dalej!
Katake niechętnie sięgnął jedną
ręką do kieszeni i wygrzebał z niej, to czego żądał dręczyciel.
Widział autentyczne przerażenie w oczach Fukao. Piękne i
wielobarwne tęczówki zdominował teraz strach. Rzucił kluczyki na
chodnik pod nogi Suigetsu.
– Teraz wydaj rozkaz, żeby
przestali do nas celować i pozwolili nam spokojnie dotrzeć do auta.
Po raz kolejny wykonał to, co mu
kazał. Czuł się coraz gorzej. Jeszcze kilka minut temu zapewniał
ją, że wszystko będzie dobrze, a teraz tracił panowanie nad
sytuacją. Tracił Fukao; partnerkę, podwładną, dziewczynę
zagadkę, która chciał rozszyfrować.
– Odsuńcie się. – Pomachał
bronią przed Kakashim i Asumą, a potem znów przycisnął ją do
gardła zakładniczki. – Szybciej! – krzyknął, widząc że
siwowłosy ma z tym jakiś problem.
– Odpuść – syknął do Hatake
palacz.
Z trudem odsunął się na bok,
gdzie stał już szef zespołu.
– Jeśli zauważę, że ktoś
mnie śledzi to ją zabiję. Macie moje słowo – powiedział, kiedy
przechodził obok nich. – Żadnych sztuczek.
Siwowłosy stał i patrzył jak
oddalają się. Szli do jego auta, które zaparkował w cieniu bloku.
Czuł, że zawiódł blondynkę na całej linii. Jako partner i lider
zespołu. Usłyszał dobrze znany warkot silnika, odjechali.
– Kakashi, jakie są rozkazy?
Pomyślał, że Sarutobi dobrze
wie, czego w tej chwili potrzeba jego pokonanej dumie. Wciąż w
niego wierzył i pokładał w nim nadzieję. Moment później układał
już w głowie szybki plan, ryzykowny, ale przez to skuteczniejszy.
Tak przynajmniej uważał.
– Odeślij wszystkich. Załatwimy
to sami. Ja, ty, Naruto i Sai.
Chwilę później zjawili się przy
nim zszokowani kadeci. Nie spodziewali się takiego obrotu spraw.
Mogli tylko siedzieć i obserwować wszystko ze swojej budki z
lodami. Rozumieli, że ich pojawienie się mogło tylko pogorszyć
sytuację.
– Sai – zwrócił się do
bruneta. – Musisz namierzyć nadajnik GPS założony w moim aucie.
– Oczywiście.
– Naruto, ty wracaj z snajperami
na komendę i zdobądź kluczyki do czarnego suva. My będziemy tu
czekać i śledzić ruch mojego auta na mapie.
– Jasne.
~
Przez materiał założony na głowę
nic nie wiedziała. Czuła tylko, że jadą, jadą i ciągle jadą
przed siebie. Białowłosy skręcił raz w prawo i dwa razy w lewo, a
potem jechał cały czas prosto. Poczuła szarpnięcie, auto się
zatrzymało. Suigetsu w podskokach wysiadł i otworzył jej drzwi, po
czym chwycił mocno za nadgarstek i prowadził w sobie tylko znane
miejsce.
Droga którą szła była wyboista.
Ciągle potykała się o rosnące kępki trawy i kamienie, co z każdą
chwilą bardziej rozwścieczało białowłosego. Zatrzymali się. Na
chwilę puścił jej rękę, a potem strzelił z broni, którą jej
zabrał. Podskoczyła ze strachu i wstrzymała oddech do czasu, gdy
na ziemię z głośnym hukiem spadły łańcuchy.
Kakashi, pomyślała zrozpaczona.
Cala się trzęsła ze strachu. Nie wiedziała nawet, że Hozuki umie
się posługiwać bronią. To jeszcze bardziej ją przestraszyło.
Wtedy, pod blokiem, naprawdę mógł ją zabić. Czuła jak łzy
napływają jej do oczu, pociągnęła nosem.
– Chodź – powiedział, ciągnąc
ja do środka.
W środku pachniało smarami i
starym olejem. Przez czarny materiał zarzucony na głowę wyczuła
też zapach benzyny. Przestraszyła się jeszcze bardziej. Obawiała
się, że Suigetsu zrobi to, co powiedział Kakashiemu. Zabije ich
oboje, żeby w końcu mogli być razem. Podpali.
– Siadaj. – Podsunął jej
krzesło i posadził na nim. – Poczekaj jeszcze chwilę – mówił,
przywiązując nogi blondynki do nóg mebla. Ręce związał sznurem
za oparciem, zdjął czarny worek. Natychmiast zaczął ją też
przeszukiwać. Po znalezieniu słuchawki w jej uchu, zniszczył ją.
– G… gdzie jesteśmy? –
zdołała wyrzucić z siebie, nim zabrakło jej odwagi.
– To stary warsztat samochodowy –
odpowiedział. – Nie martw się, zabawimy tu krótko.
Zarezerwowałem już dla nas lot do Japonii. Mam domek letniskowy
niedaleko Okinawy. Tam nikt nas nie znajdzie – tłumaczył Kaori
swoje dalsze plany. – A zwłaszcza ten policjant – dodał.
Fukao, korzystając z okazji, że
porywacz zajmował się liczeniem pieniędzy, rozejrzała się po
warsztacie. Jedynym źródłem światła była stara jarzeniówka,
wisząca pod sufitem. Narzędzia leżały porozrzucane, właściciele
z jakiegoś dziwnego powodu musieli opuścić to miejsce w popłochu.
Po drugiej stronie podnośników do aut dostrzegła przykrytego
plandeką mercedesa. Z pewnością nie stał tam tak długo, jak
stojący obok wrak samochodu.
– Nawet nie myśl o ucieczce –
powiedział Hozuki, przechwytując jej spojrzenie.
Spuściła głowę, łzy znowu
napłynęły jej do oczu. Jak można mieć takiego pecha, myślała,
czym sobie na to zasłużyłam.
– Za godzinę ruszamy –
poinformował kogoś przez telefon. Kaori chciała krzyczeć
,,pomocy'', ale przecież nie mówiłby takiej informacji komuś
obcemu, na pewno rozmawiał z jakimś pomocnikiem. Może tym kimś
była Karin.
Oddalił się na kilka metrów,
znikając w ciemnościach, tam gdzie nie dochodziło światło. Fukao
rozglądała się szybko. Szukała czegokolwiek, co mogłoby jej
pomóc. Suigetsu jednak dobrze przemyślał wszystko i postawił
krzesło daleko od porozrzucanych narzędzi. Do najbliższego
śrubokrętu miała dwa metry, a do biurka, gdzie był gruby pręt,
ponad trzy. W zasięgu ręki nie widziała niczego przydatnego.
Suigetsu wrócił, zakończył
rozmowę i posłał jej swój obrzydliwy uśmiech.
– Myślisz, że policja nie
rozesłała już naszych zdjęć? – zapytała. – Na lotnisku na
pewno nas rozpoznają.
– Nie martw się –
odpowiedział. – Zmienimy trochę wygląd. Poczekaj chwilę, zaraz
zobaczysz.
Znowu zniknął jej z oczu.
Kaori czuła się beznadziejnie.
Pokonana po raz drugi, w sidłach tego samego człowieka. Tym razem
to się musi skończyć raz na zawsze, pomyślała, przełykając
słone łzy. Tym razem była silniejsza. Ciągle pamiętała o
wszytym w płaszcz scyzoryku, ale ręce miała bardzo mocno związane
i nie mogła się schylić wystarczająco, by rozerwać materiał.
Zaczęła szarpać się z sznurem. Skóra na nadgarstkach piekła od
uporczywego pocierania o szorstką powierzchnię. Bolało.
Drgnęła. Fukao wydawało się, że
słyszała jakiś dziwny dźwięk: jakby gdzieś w pobliżu skradało
się dzikie zwierze. Ale to raczej mało prawdopodobne w mieście.
Wróciła do szarpania się z
sznurami. Suigetsu jeszcze nie wrócił i zamierzała wykorzystać
każdą wolną sekundę. Wykręciła prawe ramię na zewnątrz,
próbując naciągnąć węzeł, by wyswobodzić lewą rękę. Nie
udało się. Poczuła tylko mocniejszy ból, rozdrapując skórę.
Złapała oddech i powtórzyła to co poprzednio. Z takim samym
rezultatem. Sznur zawiązany był bardzo dobrze.
– I co ty na to?
Przestraszyła się na dźwięk
głosu Hozukiego. Stał tuż przed nią i prezentował swój nowy
wygląd. Włosy zaczesał do tyłu przy pomocy dużej ilości żelu,
zmienił kolor oczu za pomocą soczewek na zielone. Ubrał się też
inaczej: czarne spodnie, niebieska koszula i granatowa sportowa
marynarka.
– Fajnie – rzuciła. Musiała
jakoś ukryć swoje zaskoczenie, żeby dręczyciel nie zaczął jej o
coś podejrzewać.
Uśmiechnął się do niej tak samo
obrzydliwie jak zawsze i zajął się czymś przy prowizorycznym
biurku. Szukał jakiś informacji w internecie.
Fukao, mimo większego ryzyka,
wróciła do próby uwolnienia. Suigetsu stał do niej plecami, ale
wszystko mogło się odbijać w ekranie starego komputera. Poczuła
jakąś ciepłą ciecz, spływającą powoli małą strużką po jej
ręce. Krew, pomyślała, nie przerywając wykręcania prawej ręki.
Udało się! Delikatnie wyciągnęła
dłoń spomiędzy grubych sznurów. Lewą ręką podtrzymywała je
nadal, żeby nie spadły na ziemię. Najpierw musiała wydobyć
scyzoryk. Był zaszyty tylko odrobinę, aby przy rozrywaniu narobić
jak najmniej hałasu. Spojrzała na białowłosego, wciąż gapił
się w ekran. Powoli, jak najbliżej ciała, przesunęła rękę.
Odszukała wybrzuszenie w płaszczu i szarpnęła. Zamarła na
moment. Suigetsu najwyraźniej tego nie usłyszał. Tym samym
powolnym ruchem cofnęła rękę do tyłu.
– Suigetsu – powiedziała,
drżącym od emocji głosem.
– Czego?
– Widzisz… swędzi mnie ucho –
jęknęła. – Mógłbyś…
– Ach, jasne.
Tylko spokojnie, pomyślała,
widząc jak Hozuki zbliża się do niej.
Białowłosy nachylił się nad
Kaori i przez chwilę uśmiechał obrzydliwie. Kiedy już podniósł
dłoń na wysokość jej policzka, dziewczyna nie wytrzymała. Miała
świadomość, że cios wymierzony za szybko może być słabszy, ale
poniosły ją emocje. Czuła jego obrzydliwy oddech na swojej skórze,
a na myśl, że zaraz ją dotknie, panikowała coraz bardziej.
Gdy ręka Suigetsu już prawie
znalazła się na wysokości jej policzka, zaatakowała. Wbiła
scyzoryk w jego nogę, tuż nad kolanem. Krzyknął z bólu. Z
niedowierzaniem patrzył jak na jego spodniach pojawia się najpierw
mała, a potem coraz większa plama krwi. Jęknął, upadając na
ziemię. Fukao w odpowiedniej chwili wyciągnęła scyzoryk z nogi.
Puściła na ziemię sznury trzymane w lewej ręce i szybko zaczęła
ciąć te krępujące jej nogi. Przez chwile ruchy jakie wykonywała
były chaotyczne i niedokładne. Szybko dotarło do niej, że w ten
sposób nic nie osiągnie. Zwolniła, w każde cięcie wkładała
więcej siły i dokładności. W końcu rozcięła sznury.
Gdy wstała i chciała biec do
wyjścia, poczuła ogromny ból w prawej nodze. Zaraz potem upadła
na podłogę. Próbowała jakoś wybrnąć z tej sytuacji i podeprzeć
się rękoma, ale przyniosło to odwrotny skutek. Nie utrzymała
ciężaru swojego ciała. Zaryła twarzą o podłogę, jej nos
zapiekł od zderzenia z posadzką. Natychmiast próbowała odnaleźć
scyzoryk, który chwilowo był jedyną bronią jaką posiadała.
Macała po omacku. Nic.
Kaori otworzyła oczy i próbowała
się podnieść. Po raz kolejny jej wysiłki spełzły na niczym.
Silny ból w nodze paraliżował całe ciało, pulsował, raz był
silniejszy, raz słabł. Szybko spojrzała za siebie. Ręka Suigetsu
zakleszczyła się mocno na jej prawej kostce, tej obolałej.
– Ty dziwko – syknął.
Strach na nowo próbował przejąć
kontrole nad ciałem Fukao. Walczyła z nim jak lwica.
Dostrzegła nożyk leżący
niedaleko, był w zasięgu jej wzroku. Wyciągnęła dłoń, ale nie
dosięgnęła go. Suigetsu trzymał ją za nogę mocno i pewnie, mimo
że drugą ręką próbował zatamować krwawienie. Blondynka
odwróciła się na prawy bok, grymas bólu przemknął po jej
twarzy. Chłopak próbował przyciągnąć ją do siebie, a wtedy ona
zaatakowała po raz drugi. Lewą nogą, która pozostała wolna,
kopnęła go. Najpierw w klatkę piersiową. Potem w głowę. I na
koniec w ramię. Suigetsu puścił jej kostkę.
– Jeszcze trochę – szepnęła,
aby dodać sobie otuchy. Doczołgała się do scyzoryka. Chwyciwszy
go w rękę, poczuła się pewniej. Zawsze to jakaś broń.
Spojrzała na Hozukiego. Przestał
już kulić się z bólu, powoli próbował wstać. Ona też musiała
wstać i uciec jak najdalej. Miała świadomość, że te kilka
ciosów i krwotok nie powstrzymają rozwścieczonego dręczyciela.
Teraz naprawdę był gotowy ją zabić.
Podparła się na ręce,
przyciągnęła nogi bliżej tułowia i spróbowała kucnąć.
Spokojnym, ale szybkim ruchem wyprostowała się. Prawa kostka
automatycznie dała o sobie znać. Nie miała innego wyjścia jak
kuśtykać w stronę drzwi; ewentualnie skakać na jednej nodze.
– Zaraz ci dopadnę, szmato! –
wrzasnął Hozuki. Właśnie rozdzierał swoją koszulę, by
zatamować krwawienie.
Kaori była już w połowie drogi.
Przystanęła na chwilę, by odpocząć. Zaczęło jej się kręcić
w głowie od wszystkiego, co się ostatnio wydarzyło w jej życiu.
Była zmęczona. Potwornie zmęczona. Powieki powoli opadały,
potrząsnęła głową, aby odepchnąć od siebie znużenie.
Głośny trzask przywrócił jej
umysł do pełnej świadomości. Do środka jak błyskawica wpadli
Kakashi i Asunma z bronią naładowaną i gotową do oddania strzału.
Kaori upadła na podłogę. Natychmiast zjawił się przy niej
siwowłosy, obejmując swoim silnym ramieniem. Sarutobi pobiegł do
podnoszącego się chłopaka. Wyćwiczonym przez lata ruchem
przycisnął go twarzą do podłoża i wygiął jego ramiona w tył.
Suigetsu jęknął z bólu.
– Dzielna dziewczyna –
powiedział Hatake, przytulając ją do swojej piersi. – Już
dobrze. Zaraz będzie po wszystkim – mówił spokojnym głosem.
– Cholera jasna! – zaklął
funkcjonariusz, a jego głos rozniósł się echem po opuszczonym
warsztacie. – Zapomniałem kajdanek. Masz je, prawda, Kakashi?
– Tak, mam – odpowiedział z
lekkim podirytowaniem. Wyciągnął kajdanki wolną ręką.
Sarutobi pociągnął przestępcę
w górę i wolnym krokiem, trzymając go mocno, poprowadził
białowłosego w stronę wyjścia. Kaori, z pomocą partnera, również
wstała. Wsparła się na jego prawym ramieniu, lewą rękę z
kajdankami wyciągnął w stronę Asumy. Mężczyzna puścił na
sekundę Suigetsu, by sięgnąć po kajdanki. O sekundę za późno
zrozumiał, że popełnił błąd.
Hozuki wykorzystał ten bardzo
krótki moment, by przejąć kontrolę nad sytuacją. Wyrwał się
policjantowi i automatycznie sięgnął po jego broń do kabury.
Robił to nie pierwszy raz, miał wprawę i doświadczenie. Potem,
nie zastanawiając się długo, kocim ruchem zbliżył się do
drugiego funkcjonariusza. Przyłożył mu broń do głowy, chwycił
za ramię i pociągnął w tył. Miał przeczucie, że zabijając go,
sprawi Fukao naprawdę dużo bólu.
Blondynka, mimo szoku, w ostatniej
sekundzie wyciągnęła dłoń w stronę Kakashiego. Złapała jego
pistolet i przeładowała. Natychmiast wycelowała w Hozukiego.
– Bardzo dobrze. Świetnie. –
Złowieszczy śmiech psychopaty zawisł na moment w powietrzu. –
Świetnie, świetnie – mruczał pod nosem jak obłąkany.
Kaori czuła jak jej ciałem i
umysłem zabawiają się demony przeszłości. Bała się. Trzęsła
się. Starała się oczyścić umysł z obezwładniającego strachu,
ale ten wydawał się być teraz dużo silniejszy. Sama musiała
stawić czoła Hozukiemu. Hozukiemu, który zrobił z Kakashiego
naturalną tarczę. Asuma był bezużyteczny, stracił broń.
Była tylko ona. Sama.
– Wybierasz jego czy mnie? –
zapytał Suigetsu, częstując ją jednym z obrzydliwszych uśmiechów.
– Proste pytanie: ja czy on? Kogo wybierzesz? Jeśli ze mną
pójdziesz, on przeżyje. Ale gdy wybierzesz jego … Decyduj!
Szybciej. Ja czy on?
Kakshi, miała jego imię na końcu
języka, ale coś ją powstrzymało. Obawiała się, nie, ona
wiedziała, że Suigetsu spełni swoje groźby i zabije Hatake.
Strach obezwładnił ją bez końca. Drgawki wstrząsały ciałem
blondynki, nie potrafiła dokładnie wycelować. Nawet gdyby jej się
udało, wątpiła czy zdoła pociągnąć za spust.
Gubię się.
W mojej głowie milion myśli
odtwarzanych na minutę, tysiące wspomnień i jedno pytanie bez
odpowiedzi. Liczby, ważne daty mówiące mi co już było i co
jeszcze będzie. Mętlik i wielki bałagan, który nie pozwala mi się
skupić na znalezieniu jednej odpowiedzi. Świat pędzący do przodu,
zabiera mi czas, który potrzebuje do namysłu.
Umieram.
Serce staje mi w piersi
na bardzo długo. Nie czuje jego przyśpieszonego rytmu, nie czuje
nic. W środku jest tylko pustka, mięsień, który odmówił mi
posłuszeństwa w grze o najwyższą stawkę. Po prostu czuję, że
umieram.
Żyję.
Wracam do żywych.
Widocznie tam w górze mnie nie chcą. Z jednej strony myślę, że
jestem szczęśliwa, czując bijące serce, ale w środku – chcę
umrzeć. Pragnę tylko wyrwać się z tego koszmaru. Nie żyć. A
jednak żyję. Jestem tu.
Boję się.
Boję się, że go,
kurwa, stracę. Cały mój wysiłek pójdzie na marne. Ogarnia mnie
panika, co robić? Wewnętrzny ból rozrywa mi wnętrzności od
środka, moje serce rozpada się na milion kawałków. W głowie
wciąż mam mętlik. Nie umiem znaleźć banalnej odpowiedzi na
banalne pytanie. Pierwszy raz się tak boję. Przecież chcę by
Kakashi przeżył. Ale chce go mieć przy sobie. Tuż obok siebie.
Upadam.
Zderzenie z zimną
posadzką, powoduje napływ nowych myśli. W mojej głowie jest ich
za dużo. Nie umiem się pozbierać, skupić na szukaniu jednej
odpowiedzi. Czuję, że to koniec, że upadłam niżej niż
kiedykolwiek. Upadłam.
– Wstawaj!
Znajomy
głos. Ciepły, miły, i bardzo znajomy. Kto to powiedział, myślę.
Podnoszę wzrok i już wiem. Widzę czarne oczy płonące jak ogniki,
wyróżniające się na tle tego dramatu. Jego oczy. Są pełne
nadziei i wiary. Wiary we mnie.
–
Kakashi –
szepcze Kaori.
–
Co mówiłaś? –
zapytał Hozuki. –
Powtórz głośniej. Powtórz!
Powoli podniosła się z zimnej
podłogi. Stanęła pewnie na obu nogach, ból w prawej kostce był
niczym w porównaniu z krwawiącym sercem. Chwyciła broń pewnie i
wycelowała. Już się nie trzęsła.
–
Powiedziałam, że wybieram –
przerwała, by zaczerpnąć
powietrza – Kakashiego.
Zdumienie wymalowało się na
twarzy obu mężczyzn. Jednak u Hozukiego szybko zamieniło się w
grymas, a później wściekłość. Dyszał jak zwierze, spoglądając
na nią spode łba. Posłał jej nienawistne spojrzenie.
– Doskonale – warknął. –
Więc patrz jak umiera. Patrz i błagaj mnie o litość. Błagaj na
kolanach, a ja i tak go nie ocalę. Zabiję go. Patrz.
Blondynka wychwyciła czarne oczy
Kakashiego, wciąż wyglądały jak płonące ogniki. Zapragnęła
oglądać je już na zawsze. Chciała żeby patrzył tym wzrokiem na
nią jak najdłużej. Tylko na nią.
Wycelowała w najbardziej
odsłonięty kawałek ciała Suigetsu. Były to zaledwie cztery
centymetry. Z odległości kilku metrów prawie niewidoczne. Naniosła
ostatnie poprawki. Wyobraziła sobie w głowie tor lotu pocisku.
Opuściła pistolet o kilka milimetrów.
Pociągnęła za spust. Strzeliła.
Zaraz potem zacisnęła oczy na
chwilę i czekała. W końcu jakieś ciało opadło z łoskotem na
ziemię. Bała się sprawdzić kto to, dlatego jeszcze przez dłuższy
czas zaciskała powieki.
Tylko wprawny i doświadczony
policjant od razu po usłyszeniu strzału zorientowałby się w czym
rzecz. Oddano dwa strzały w jednym czasie. Dźwięk zgrał się
idealnie w jedną całość.
– Jestem tu. – Najpierw
usłyszała ciepły głos, a zaraz potem znalazła się w silnych i
bezpiecznych ramiona.
– Kakashi – szepnęła.
Kaori otworzyła oczy. Ich
spojrzenia skrzyżowały się.
– Sai! Sai, nic ci nie jest?
Spojrzała przez ramię mężczyzny,
co się dzieję. Uzumaki podbiegł do bruneta i oglądał jego prawy
bark. Blondynka nie do końca rozumiała dlaczego.
– Przyślijcie karetkę do
starego warsztatu na ulicy Kwitnącej Wiśni. Mam tu jednego rannego
z poważnym krwotokiem i jednego z draśnięciem. Pośpieszcie się –
krzyczał do telefonu Asuma. Przycisnął jakiś materiał do brzucha
Hozukiego i sprawdzał jego puls.
– Co się stało? – zapytała
blondynka.
– Sai strzelił do Suigetsu –
odpowiedział palacz.
– Ale jak? – dopytywała.
Asuna wyraźnie zajęty tamowaniem
krwotoku, nie odpowiedział. Kakashi zostawił dziewczynę i podszedł
mu pomóc. Chciał, żeby białowłosy zdychał w męczarniach, ale
doświadczenie nauczyło go, że sąd lepiej wymierzy sprawiedliwość.
W końcu więzienie też nie było przyjaznym miejscem.
Kaori dokuśtykała do Naruto i
Saia. W ostatniej chwili potknęła się i gdyby nie pomoc blondyna,
upadłaby. Przyjrzała się bluzie, która przesiąkała krwią. Oni
chyba nie mieli pojęcia o tamowaniu krwotoków. Oderwała spory
kawałek koszuli Saia i jeszcze jeden. Mniejszy skrawek materiału
złożyła w kwadracik, przyłożyła go to miejsca, gdzie z ciała
bruneta, sączyła się krew. Potem tym dłuższym owinęła dwa razy
ramię i mocno zawiązała.
– Powinno wystarczyć na jakiś
czas – poinformowała. – A teraz, może mi ktoś to wyjaśni?
Sai popatrzył na Uzumakiego.
Blondyn skinął głową.
– W aucie lidera zespołu
zamontowany był nadajnik GPS. Śledziliśmy jego ruch na mapie i
dotarliśmy tutaj – mówił ranny. – Hatake i Sarutobi poszli od
frontu, ja i Naruto mieliśmy sprawdzić z tyłu.
– Właśnie – wtrącił
podekscytowany funkcjonariusz. – I obserwowaliśmy wszystko, co się
działo tutaj. Jak szef stracił broń, a potem lider był
zakładnikiem.
– Nie wiedzieliśmy, co robić –
kontynuował Sai. – W końcu Uzumaki opowiedział mi, że kiedyś
widział podobną scenę w filmie. Gdy przestępca ma zakładnika i
celuje do niego jeden policjant z przodu to drugi funkcjonariusz może
strzelić z tyłu. Plecy są odsłonięte, a jeśli trafisz w
odpowiednie miejsce, kula utkwi w ciele. Zakładnik będzie
bezpieczny.
– Więc to ty strzeliłeś? –
zapytała Kaori z lekkim niedowierzaniem.
– Tak – potwierdził. –
Musiałem tylko zgrać się z tobą w czasie, żeby było
wiarygodniej.
Naruto cały czas przytakiwał
głową. Uśmiech obejmował jego twarz, usta i oczy. W błękitnych
tęczówkach nie było śladu gniewu, ani złości. Blondynka
pomyślała, że gdyby zawsze taki był, mogłaby go polubić.
– Ale ty – wskazał zdrową
ręką na nią – powinnaś poćwiczyć na strzelnicy. Twój pocisk
zszedł z toru. Celowałaś też pod złym kątem. Na szczęście
kula tylko mnie drasnęła – dodał przyjacielskim tonem.
– Przepraszam – powiedziała ze
skruchą.
Brunet zapewnił, że to nic
takiego.
– Dobra robota. – Kakashi
położył dłoń na ramieniu Saia. – Świetnie się spisaliście.
Chyba źle was oceniłem na początku. Wszystkich was… przepraszam.
Jęk zdumienia rozniósł się
echem po opustoszałym warsztacie samochodowym. Kadeci patrzyli na
siebie z powątpiewaniem. Najbardziej zdziwiony był jednak Sarutobi.
Nadal tamował krwotok przestępcy, ale wszystko doskonale słyszał.
– Kakashi ich przeprosił –
mruknął pod nosem. – Nie do wiary.
– Szefie – zaczął Naruto –
muszę powiedzieć, że jeszcze będą z pana ludzie . –
Wyszczerzył zęby w uśmiechu, zacisnął pięść i uformował
żółwika.
– Z ciebie chyba też, Uzumaki. –
Hatake odwzajemnił gest.
Niedługo później przyjechała
karetka. Ratownicy zajęli się powierzchownie draśnięciem Saia i
natychmiast zabrali Suigetsu do szpitala. Pojechał z nimi jeden z
policjantów, którzy pojawili chwilę wcześniej. Ludzie dowodzeni
przez Kurenai szybko zabrali się do pracy. Zabezpieczali dowody
rzeczowe, przeszukali stary komputer i auto skryte pod plandeką.
Musieli tez przesłuchać zespół Kakashiego w celu wyjaśnień. Po
krótkiej wymianie zdań z Hatake policjantka odpuściła im.
– Jutro i tak będziesz się
musiał wytłumaczyć przed panią Tsunade – powiedziała z
uśmiechem.
– Wiem, wiem – odpowiedział
szarowłosy.
Nie minęło nawet pół godziny, a
miejsce zostało odpowiednio zabezpieczone, dowody zabrane, garaż i
okolice sfotografowane.
– Będziemy się zbierać,
panowie – zarządziła Kurenai. – Jedziecie z nami? Wydaje mi
się, że niektórzy muszą odwiedzić ostry dyżur. – Wskazała
głową Kaori i Saia.
Blondynka niechętnie przyznała
kobiecie racje. Czuła się osłabiona, a ból nogi ciągle o sobie
przypominał. Wydawało jej się jakby miała kończyny z żelaza. Z
trudem wstała z zajmowanego krzesła – tego samego, do którego
przywiązał ją Hozuki – i próbowała utrzymać równowagę.
Zakręciło jej się w głowie.
– Pani pozwoli.
Nim się zorientowała Hatake
porwał ją w swoje ramiona. Zaskoczona, nie wiedziała co powinna
powiedzieć lub zrobić.
– Możesz objąć moją szyję?
Będzie mi trochę lżej.
– Jasne – szepnęła bardzo
cicho, prawie niesłyszalnie.
Czuła się dziwnie … zażenowana.
Z jakiegoś powodu ta sytuacja ją krepowała. Kakashi był zagadką,
tajemnicą, która ją pociągała. W ciągu ostatnich kilku dni
niewiele się o nim dowiedziała. Po za tym, że robi okropne
pierwsze wrażanie i lubi zaskakiwać. Coś w jej wnętrzu chciało
odkryć tę zagadkę.
Znaleźli się na dworze. Nocne
powietrze – rześkie i przesiąknięte zapachem starych smarów i
oleju – skutecznie odsunęło senność od policjantów.
– Całkiem dobry początek –
powiedział Sarutobi. Obrócił w dłoni zapalniczkę, zapalił i
zaciągnął się papierosem. – Wydaje mi się, że będzie z nas
niezła ekipa.
– Najlepsza – poprawił go
Naruto.
Pozostali zaśmiali się cicho.
Przyszłość wydawała się teraz inna, pełna przygód i
perspektyw.
– Spójrzcie na niebo –
powiedział Sai.
Pojedyncze chmury zakrywające
księżyc i gwiazdy odpływały na zachód, ukazując niesamowicie
piękne zjawisko. Granatowe niebo przecinało tysiące światełek.
Mniejsze i większe kosmiczne skamieniałości spadały. Sunęły w
dół niczym krople rosy opadające z trawy. Spadające gwiazdy
nadały magii chwili.
– Ty jesteś moją gwiazdką z
nieba – szepnął Kakashi do ucha Kaori. – Wydaje mi się, że
spadłaś prosto w moje ramiona.
A potem ją pocałował. Długo i
delikatnie, namiętnie i zachłannie. Całował ją jak największy i
najdroższy skarb. Trzymał w ramionach swoją gwiazdkę z nieba,
gwiazdkę, która opuściła anielskie kręgi i przybyła na Ziemię
tylko dla niego. Miał taką nadzieję.
Oboje mieli nadzieje, że jutro
będzie lepszy dzień. Musi być lepszy.
* KONIEC *
37 stron. Gratulacje dla tych, którzy dotarli aż tutaj.
I jak.... Podobało się? Jak wiadomo jestem średnio ciekawą osobą, więc użyłam fikcji literackiej. Nie wszystko o mnie jest tu prawdziwe.
Za nową szatę graficzną dziękuję Hoshi Akairo. Czasami nawet złośliwe Gremliny są miłe i pomocne. ;3;
,,O mężczyznach przy lampce wina'' pojawi się dokładnie 14 lutego. Nikt mi nie zabroni.
Bajoo.
Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń