niedziela, 16 kwietnia 2017

[7] Lubię marzyć

Lubię marzyć.
Gdy jestem w szkole, obserwuję świat za oknem. Jest bardzo statyczny i poukładany. Duże stare boisko, parking samochodowy, wysokie, brzydkie drzewa. Czasami widzę ptaki siadające na ich gałęziach, a czasami tylko wydłużone cienie. To wszystko dzieje się pod szerokim i chmurnym niebem. Za niewysokim, brzydkim płotem dostrzegam inne budynki — kawałek szpitala, dachy czyichś domów, malutką galerię handlową.
W oknie widzę twarze błaznów. Roześmiane i rozgadane. W ich oczach kryje się lekki obłęd; wszyscy oni przedawkowali ten wielki świat, który jest za oknem. Są niewolnikami współczesności, samych siebie. Odwracam wzrok i dostrzegam kilka wyjątków. Dinozaury zagrożone wyginięciem. A może one już wyginęły?
Patrzę na tablicę i nie mam siły współczuć skazańcowi. Pospiesznie przepisuję obliczenia, obiecując sobie, że w weekend usiądę nad matematyką, przeliczę wszystko jeszcze raz.
— A jaki jest trzeci wzór skróconego mnożenia, Naruto? — Matematyk powoli traci cierpliwość. — Mam wpisać jedynkę za nieznajomość wzorów? — Jego głos odbija się od ścian, błazeńskich twarzy i zawisa w eterze.  
Znudzeni uczniowie zaczynają dyskutować. Salę wypełnia, narastający z każdą chwilą, gwar.
— Proszę pana! Zgubiłam się — mówi jakaś dziewczyna.
— Jesteś w szesnastce, środkowy rząd, trzecia ławka — odpowiada matematyk. Chwilę później mężczyzna podnosi ton. Jeszcze inne głosy przekrzykują głosy inniejsze. Zlewają się w spójną transmisję danych, której nie potrafię przyswoić.
Jestem dinozaurem.
Cała klasa szumi. Moja głowa szumi. Czy świat też szumi?
— Proszę pana. — Niepewnie unoszę rękę z ołowiu. — Mogę iść do toalety?
— Proszę bardzo.
Idę powoli, choć mam ochotę ruszyć biegiem. Odprowadzają mnie ciekawskie spojrzenia. Zamykam drzwi i oddycham głęboko. Cisza działa kojąco. Ruszam wymarłym korytarzem do toalety. Czuję na sobie oko kamery, znikam na schodach i widzę drugie oko. Mijam niebieskie szkolne szafki i wbiegam do łazienki. Jest pusta. Podchodzę do umywalek. W lustrze widzę odbicie, na które nie chcę patrzeć.  
— Laska, to tylko kolejny parszywy dzień. Nic wielkiego — mówię do siebie. Chyba wariuje, ale już nie szumi. — Pomyśl, że za rok będziesz dorosła. Kupisz bilet i pojedziesz pociągiem do Hoshi. Będzie dobrze.
Widzę małe ogniki tańczące w szarości. Poprawiam krótkie włosy, grzywka znów nie chce się układać.
Kieruję się do wyjścia, ale coś ściska mnie w brzuchu. Podnoszę spojrzenie. Z lustra patrzy na mnie zamaskowany mężczyzna. Jego czarny strój przywodzi mi na myśl cienie ptaków zza okna.
Czy świat też szumi?
Świat niknie w ciemności.

< >

Mruczę zadowolona. Łóżko jest trochę twarde, poduszka trochę mała, ale koc jest  za to bardzo mięciutki. I śnię całkiem przyjemny sen. Moja świadomość zabiera na chwilę głos: jak wstanę, to zjem kolację i pouczę się matmy. Szybko wracam do sennej bańki.
Budzę się jakiś czas później. Z opóźnieniem dociera do mnie, że to nie mój materac, nie moja poduszka, nie mój kocyk. Leżę na jakiejś kanapie w zakurzonej bibliotece. Chyba nadal śnię.
— Obudziłaś się? — pyta obcy głos.
Patrzę w prawo i widzę cień. Opiera się o biurko, ręce trzyma w kieszeniach dresów. Długie, hebanowe włosy opadają mu na ramiona. Ma ostre rysy twarzy. W wpadającym przez brudne okno słońcu dostrzegam dwa czarne węgielki jego oczu.
— Kakashi! — krzyczy. Ma zimny tembr. — Choć tu, obudziła się.
Chwilę później pojawia się inny mężczyzna. Przeczesuje ręką siwą grzywę i posyła mi przyjacielski uśmiech.
— Nie bój się — mówi chrapliwym głosem. — Zadamy ci kilka bezbolesnych pytań.
Siedzę na twardej kanapie i patrzę na nich. Próbuję włączyć myślenie. Próbuję nie panikować. Próbuję nie płakać. Jednak potok czarnych myśli nieustannie napływa do mojej głowy.
— Kim jesteście? — pytam,  łamiąc sobie palce.
— Nie musisz wiedzieć. Po prostu odpowiedz na nasze pytania. — Cień wyjmuje telefon, po czym starannie czegoś w nim szuka. Jego smukłe palce sprawnie wędrują po ekranie.
— Będziecie mieli problemy — szepczę. Nie wierzę w swoje słowa.
Jestem sama w obcym miejscu. Wygląda na to, że jedna z moich chorych fantazji właśnie się spełnia. To przygoda życia. Jednak nie zachowuje się tak, jak w marzeniach. Nie umiem im odpyskować, czy zaatakować ich kopniakiem. Jestem sama w obcym miejscu, a największy problem jest taki, iż porywacze są bardzo w moim typie. I to jedyna rzecz, która pokrywa się z moimi marzeniami.
W końcu dociera do mnie, że oni naprawdę nie zamierzają mnie skrzywdzić. To właśnie przeraża mnie jeszcze bardziej. Postanawiam grać silną, ale nie wiem już kiedy gram, a kiedy autentycznie jestem twarda.
Mężczyźnie spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Cień  podaje Kakashiemu czarną teczkę i podchodzi do mnie.
— Do zobaczenia, Kaori — mówi, a jego mroczne oczy i twarz na ułamek sekundy rozjaśnia promienny uśmiech.
Odprowadzam go spojrzeniem. Zwiesza szerokie barki,  przygarbiając się lekko. Znika postawa niebezpiecznego porywacza — zdejmuje maskę. Czuję lekki ucisk w sercu. Czuję, że cierpi. Chcę ruszyć za nim i mocno go przytulić, ale moją uwagę przykuwa Kakashi. Niespodziewanie siada obok mnie. Trzyma czarną teczkę oraz długopis. Zafascynowana kładę swoją drobną rączkę na jego dużej dłoni. Nie wiem, dlaczego to robię. Mężczyzna nic nie mówi. Trwamy w ciszy. On chyba przestał oddychać.  
Przybliżam się, by sprawdzić, czy żyje. Gorące powietrze uderza w moją twarz sprawiając, iż powoli zjeżdżam spojrzeniem w dół. Skanuję jego pełne usta, smukłą szyję, zgrabne obojczyki. To chore, że fascynuje mnie w ten sposób. Jego ciało cholernie mnie pociąga.
Jestem dinozaurem.
Czy dinozaury wyginęły, ponieważ były chore?
Z transu budzi mnie jego opanowany głos. Słyszę w nim delikatne drżenie.
— Kaori Fukao. Urodzona 16 kwietnia 2000. Znak zodiaku: baran. Kolor włosów: ciemny blond. Kolor oczu: nieokreślony, prawdopodobnie szaro-zielone. Wzrost: sto sześćdziesiąt siedem. Waga: pięćdziesiąt cztery. Ukończyła szkołę podstawową i gimnazjum. Obecnie uczennica liceum, profil humanistyczno-dziennikarski. Bloggerka. Działa pod pseudonimami Fukao i Launisch…
—…i Faworek — wtrącam z uśmiechem, choć jestem zdenerwowana. Zaglądam w czarną teczkę. Znajduje się tam zdjęcie i informacje na mój temat. Są też luki. Mówię mu, że umiem czytać.
Hobby: książki, blogi, koreańskie dramy, anime, koty, muzyka, taniec, fotografia, pieczenie placków, język rosyjski i polski, spacery, zachody słońca. Inne uwagi: osoba uczuciowa i wrażliwa; aspołeczna (chyba jeszcze nie znalazła swoich ziomków); ma kompleksy, paradoksalnie bardzo subtelna i uwodzicielska; niebezpieczna.
Ostatnia uwaga — ładna — była skreślona niedbale, jakby w pośpiechu,.
— Skąd masz te informacje? — pytam, cofając rękę. Czuję się niemal naga. Ktoś uzewnętrznił moje wnętrzności. Ocenił mnie i sklasyfikował, jak wymarłego dinozaura. — I po co ci one?
— Ludzie pragnę informacji — odpowiada spokojnie. — Jesteś dziennikarzem, więc powinnaś rozumieć, że oni lubią wiedzieć wszystko o wszystkich. Zadam ci kilka pytań, okej?
Patrzę w lustro jego duszy i nie widzę złych intencji. Choć nie mam pewności. Ostatnio moje oczy trochę szwankują. Mylę się w ocenach ludzi. Przygryzam wargę i kiwam głową na zgodę. Ostatecznie to przygoda mojego życia.
— Czym są dla ciebie Mangowe Wywiady? — pada pierwsze pytanie.
— Całym życiem. To moje malutkie dziecko, moje kochanie. W tym roku kończy cztery latka — mówię na jednym oddechu, jak każda dumna matka. Odwracam wzrok zarumieniona, a Kakashi udaje, że tego nie widzi.
— Twoja rola na blogu?
— Dziennikarz i opiekun maleństwa.
— Jak długo jesteś w załodze?
— Długo — odpowiadam,  po chwili zaś dodaję: — Od października 2014.
— Jak dogadujesz się z dziewczynami?
— Chyba dobrze. Wariat z wariatami zawsze się dogada. — Widzę, że ta odpowiedź go nie satysfakcjonuje. — Yakiimo ostatnio podniosła poprzeczkę swoim świetnymi wywiadami, ale nie mam jej tego za złe. To mnie motywuje do pracy. Mayako chyba jako jedyna potrafi mnie okiełznać, choć jednocześnie przyznaje, że się mnie boi. Ja też się jej obawiam. Hoshi to moja kochana psiapsi. Bezskutecznie próbuję ją motywować do pracy. A Ronny… z Ronny miewam spięcia i lecą iskry. Ofiar śmiertelnych brak. — Zaśmiałam się cicho.
Słońce pada na nasze twarze, więc mrużę oczy. W powietrzu wiruje kurz z zaśnieżonych półek i książek. Pytam, co to za miejsce, ale Kakashi zbywa mnie burknięciem. Pochodzę do zakurzonych regałów, które ciągną się w nieskończoność. Wydaje mi się, że na końcu jest duże lustro. Dotykam grzbietów starych ksiąg. Kurz osiada na moich palcach. Smakuję tę chwilę. W pomieszczeniu panuje idealna cisza.
Podchodzę do dużego, brązowego biurka. Na nim również osiadł drobny, szary pyłek Zaciekawiona otwieram szuflady. Są puste. Na blacie leżą długopisy i ołówki. Stoi tam też biały kalendarz. W tym miejscu czas zatrzymał się 14 lutego 2015 roku. Jeszcze raz zaglądam do wnętrza mebla. Odnajduję zżółkniętą i nadgryzioną kartę czytelniczą. Biblioteka Publiczna im. Hiruzena Sar… Rubryczka imię i nazwisko czytelnika jest pusta. Zauważam, że mimo to ktoś wypożyczył jedną książkę. Data wypożyczenia: 14.02.15r Numer/tytuł: Romeo i Julia
Zastanawiam się chwilę, obracając kartę w palcach. W końcu odkładam ją tam, gdzie jej miejsce. Pośród kurzu i ciemności szuflady.  
— Masz jakieś związane z blogiem plany na przyszłość — Kakashi zniecierpliwiony stuka długopisem w teczkę.
— Hm. — Przygryzam wargę skonsternowana. Coś kłuje mnie w środku, ale ignoruję to i wracam do rzeczywistości. — Dopilnować, by wywiady ukazywały się regularnie. Może jakiś konkurs wakacyjny, ale to działka Yakii. I najważniejsze — przejąć władzę nad światem.
Mężczyzna zatrzymuje długopis w pół słowa, zaskoczony moim wyznaniem. Obserwuję go od bardzo krótkiej chwili. Ma takie smukłe palce.
— A co to ma wspólnego z Wywiadami?
— Wszystko i nic. — Tanecznym krokiem wracam na kanapę. Owijam się kocykiem po sam czubek nosa. — Jestem zwolenniczką dyktatury — mamroczę. — Nie podobają mi się demokratyczne rządy, więc, już od około dwóch lat, dążę do obalenia tego ustroju na blogu. Do prawdziwej polityki się nie mieszam.
— Niestety nie widać żadnych efektów — zauważa mężczyzna, nieprzerwanie notując. Pozostawiam to bez  komentarza i czekam na kolejne pytanie: — Żałujesz, że dołączyłaś do załogi?
— Nie. — Energicznie wyłaniam się spod kocyka i śmieję. — Razem z dziewczynami zwojujemy świat i zmienimy go na lepsze. Tylko one jeszcze o tym nie wiedzą. — dodaję. — Jesteśmy najfajniejszą i najmądrzejszą ekipą. O naszych przygodach możesz poczytać na...
— Tak, wiem!
Zaskoczona jego nagłym wybuchem siadam, kuląc się w sobie. Obawiam się, że znów źle kogoś oceniłam. Jak mogę być tak głupia, by mu ufać. Przygoda życia? Pierwsza i ostatnia. Mimo to  uważnie obserwuję ruchy Kakashiego. Jego klatka piersiowa gwałtownie unosi się i opada. Jest w tym coś znajomego; mam déjà vu.
— Powiedz mi coś, czego o tobie nie wiem. — Wstaje i zaczyna nerwowo krążyć po bibliotece. Jest sfrustrowany.
— Znak zodiaku? Szkoła…? Myślisz, że coś o mnie wiesz?! — Wybucham.
— Wszystko, Kaori. Wiem o tobie wszystko.
Uciekam przed spojrzeniem jego intensywnie ciemnych oczu. Odczuwam dyskomfort ciszy. Wiem, że zaraz w powietrzu zawiśnie jej krępująca kuzynka. Nie wiem, jak przed nią uciec. Podciągam nogi pod brodę i oplatam je ramionami. Kakashi głośno wypuszcza powietrze z płuc. Chcę zakończyć to spotkanie. Podaje mi czarną teczkę i długopis.
Zgadzam się.
Stawiam krzywe literki i piszę, że mam dwie zdrowe nerki, jednego młodszego brata i sześć kotów. Że moja begonia ma na imię Benia. Że lubię dobrą poezję. Że pije kawę i nie palę, bo papierosy śmierdzą.  W rubryce ulubione kolejno wypisuję: książki, potrawy, muzykę. I imiona moich byłych-niebyłych, w każdym razie — chłopaków, w których dawniej się kochałam. Czuję, że kogoś pominęłam.
Ostatnia kartka jest przeznaczona na informacje dodatkowe. Wpisuję tam adres bloga z jednopartówkami Yakiimo i piszę krótką recenzję. Na końcu kreślę słowa przeznaczone tylko dla niego, bo wiem, że na pewno je przeczyta. Przeczytaj koniecznie, Kakashi. Spodoba Ci się. Zamykam skórzaną aktówkę.  Ogarnia mnie zbawienna ulga.
—  Dane nie zostaną wykorzystane w złych celach — mówi natychmiast. — Itachi niedługo powinien się pojawić. Odwiezie cię. Rodzice myślą, że jesteś u koleżanki z klasy, nauczyciele, że źle się poczułaś i wujek Itachi zabrał cię do domu.
Kiwam głową. Nie podoba mi się ten profesjonalny ton. Nie podoba mi się jego zmieszane spojrzenie i zaciśnięte pięści. Pytam, czy mógłby ze mną posiedzieć oraz pomilczeć. Wiem, że ta sytuacja nie może być już bardziej absurdalna, dlatego nie mogę zrobić nic głupszego od ufania mu.
Kakashi siada na kanapie, nadal jest spięty. Zafascynowana kładę swoją drobną rączkę na jego dużej dłoni.
— Naprawdę nie pamiętasz? — pyta bardzo cicho.
Kręcę głową i lgnę do niego, jak ćma do ognia. Pomiędzy jego obojczykami odnajduję idealne miejsce dla siebie. Natychmiast zasypiam.
Lubię marzyć.

< >

Ostre reflektory przecinają ciemność. Auto mknie z zawrotną prędkością. Duszący dym wypełnia przestrzeń. Ktoś zapala kolejnego skręta, ktoś bełkocze nad moim uchem. Wciskam się w skórzany fotel, żałując, że się na to zgodziłam. Kierowca ślę mi słaby uśmiech i prosi, bym z nim rozmawiała. Jest zmęczony oraz pijany.
Opowiadam mu o moim dniu w szkole, o sprzeczce z bratem. Czasami zadaje mi głupie pytania, dlatego wiem, iż nie skupia się na tym, co mówię.
Z tyłu dobiegają coraz głośniejsze wrzaski. Chłopaki przesadzili z ziołem. Bezskutecznie próbuję ich przekonać do zapięcia pasów. Krzyczę na nich, oni ryczą na mnie.
— Zrób coś! — Błagalnie patrzę na Hatake, ale on nie reaguje. Głowa opada mu na tors. Przerażona rzucam się na kierownice. Staram się z wszystkich sił, jednak ciemna noc łapie nas w zimne szpony.
Budzę się z koszmaru zlana potem. Zakrywam usta dłonią — nie mogę krzyczeć, nie  potrafię zaczerpnąć tchu. Gorące łzy płyną po moich policzkach i wsiąkają w poduszkę. W mroku widzę zakrwawione twarze. Trupioblade oblicza umazane posoką. Niżej, w szarym dymie, dostrzegam nienaturalnie wykrzywione kończyny. Zaciskam mocno powieki.  Zrywam się z łóżka i obijając się o ściany, biegnę do łazienki. Nad toaletą pluję treścią z żołądka. Przed oczami wciąż widzę szkarłat.
Gdy wracam do pokoju, za oknem już świta. Jestem wykończona psychicznie. Nie wiem komu wierzyć — rodzicom, lekarzom, sobie? Boję się, ponieważ nocny koszmar był bardzo realistyczny. Pijany kierowca, uderzenie w drzewo, nieodpowiedzialni koledzy, którzy mnie w to wciągnęli. Myślę, że powoli tracę zmysły. Boję się.
Mama pomaga mi się położyć.
— Musiałaś zjeść coś nieświeżego. — Delikatnie  głaszcze mnie po głowie. — Niedługo poczujesz się lepiej. Śpij.
Cierpliwie czekam, aż zniknie za drzwiami. Chowam twarz w poduszkę, by nie usłyszała mojego szlochu. Pamiętam wszystko — koszmar walentynkowej nocy i każdą chwilę spędzoną w ramionach Kakashiego. Przeżywam to po raz kolejny, a zarazem pierwszy; te doznania są przerażająco nowe. Boli jak cholera.
Naprawdę nie pamiętasz?

< >

Późnym rankiem wstaję z łóżka. Wciąż jestem słaba. Na miękkich nogach idę do łazienki i biorę prysznic. W lustrze widzę spuchnięte oczy, czerwony nos. Dotykam palcami spierzchniętych ust. Ubieram się, czeszę, maluję. Najprostsze czynności zajmują mi dwa razy więcej czasu, niż zazwyczaj. Bebe śledzi każdy mój ruch. Wsypuję karmę do miski i wołam pozostałe kotki. Gdy kończę jeść śniadanie, zegar wskazuje jedenastą.
Jestem sama w domu. Mama poszła do pracy, a tata jest w delegacji. Nie marnuję czasu; idę do ich sypialni i przeszukuję wszystkie szafy oraz szuflady. Wyrzucam ubrania na łóżko, zaglądam za obrazy. Przeczesuje każdy najmniejszy kąt. W końcu rozczarowana padam na podłogę.
— Muszę znaleźć dowody.
Zrywam się i biegnę do piwnicy. Prawie spadam ze schodów. Nogi mi się plączą, ręce mi się trzęsą, oszalałe serce tłucze o żebra. Nie wchodziłam tutaj od dnia wypadku. Ostrożnie zaglądam do kartonów, w których mama chomikuje stare ubrania oraz porcelanę. Zauważam, że jeden z nich jest inny. Pokryty cieniutką warstwą kurzu. Tulę go do piersi, udając się do pokoju. Jestem pewna — to ten właściwy.
Zamykam drzwi na klucz. Drżącymi rękami otwieram pudło. Moje serce przyspiesza na widok zdjęcia, które leży na samej górze. Wyjmuję je i delikatnie ścieram pył. Łzy skapują na szkło, zakrywając rozpromienioną twarz Hatake. Zaciskam palce na ramce. Jestem wściekła. Na rodziców, na Itachiego, na siebie. Żałuję, że nie zadawałam pytań, nie dociekałam prawdy.  Po prostu uwierzyłam w kłamstwo.
Wyjmuję kolejne fotografie. Przeglądam pamiętniki i czytam listy. Płaczę, jak dziecko.
Na samym dnie znajduję telefon. Jest zniszczony, ma pękniętą szybkę. Porównuję go z moim obecnym i odkrywam, że to ten sam model. Zdezorientowana włączam urządzenie. Przeszukuje go. Żadnych wiadomości, zdjęć czy notatek. Wszystko zniknęło. Tylko w książce kontaktowej jest kilka numerów. Pośpiesznie wstukuje jeden z nich do drugiej komórki i dzwonię.
— Halo?
— To ja, Kaori — mówię drżącym głosem. — Muszę poznać twoją wersję wydarzeń.

< >

Wiosenne słońce łaskocze mnie po twarzy. Wiatr tańczy w koronach drzew, zabawia się młodymi listkami i pączkami. Soczysta zieleń obejmuje park w swe władanie. Stoję pod lazurowym niebem, w milczeniu witam dawnego przyjaciela. Łzy płyną nieprzerwanym potokiem. Przeżywam to wszystko po raz pierwszy.
Otwieram usta, chcę coś powiedzieć, jednak nadal milczę. Nie umiem znaleźć odpowiednich słów. Czuję się winna, ponieważ mam krew na rękach.
Przed oczami widzę bladą twarz umazaną posoką. Nie wyczuwam oddechu ani pulsu; żadnych oznak życia. Jest ciemno, dlatego nie jestem pewna, czy występują masywne krwotoki. Roztrzęsiona wykonuje pięć wdechów i zaczynam uciskać klatkę piersiową. Potem znów wtłaczam powietrze, znów uciskam. Łzy pieką mnie w oczach. Nie wiem, jak długo trwa ten koszmar.
Wykończona opadam na ziemię. Usprawiedliwiam się regułką: prowadzić resuscytację do wyczerpania sił ratownika. Kątem oka obserwuję auto. Spod maski powoli wydobywa się szary dym. Coś syczy.
Zbieram resztki sił i wstaję. Od nadmiaru myśli szumi mi w głowie. Dostaję się do środka i próbuję wyciągnąć Kakashiego. Jest strasznie ciężki. Krzyczę do niego, by się obudził. Na moment odzyskuje świadomość, dlatego udaje mi się zabrać go w bezpieczne miejsce. Natychmiast wracam po Itachiego. Na widok jego bladej zakrwawionej twarzy zbiera mi się na wymioty. Obraz Sasuke, którego zostawiłam na poboczu, powraca. Chcę się wycofać, biec do niego i znów uciskać jego klatkę piersiową. Jeden krok, drugi. Już widzę młodszego Uchihę, gdy coś rozjaśnia mrok. Maska auta staje w płomieniach. Przerażona doskakuję do Itachiego. Z całych sił targam go za fraki. Rzucam go pod drzewo i biegnę do Sasuke.
Nadal żadnych oznak życia.
Krew braci łączy się na moich dłoniach, wżera w skórę, mięśnie, dostaje do żył. Ten ból sprawia, że nie tracę przytomności i bezustannie uciskam klatkę piersiową.
— Sasuke nie ma do ciebie żalu — mówi, kładąc rękę na moim ramieniu. Otrząsam się z koszmaru. — Zamiast na wózku, mógł skończyć w piachu. Nie obwiniaj się, Kaori.
— Kłamiesz, Itachi — szepczę. — Powinnam stabilizować głowę, wysunąć żuch…
— Kao, do jasnej cholery! — Łapie mnie za ramiona i mocno je ściska. — To nie twoja wina. Uratowałaś nas.
Opieram głowę o jego tors. Znów płaczę. Sytuacja zaczyna mnie przerastać. To ponad moje siły. Nie wiem, jak mam się poskładać. Jestem w rozsypce. Niemal słyszę, jak kolejne kawałki mnie lądują pod stopami Itachiego, pękając na mniejsze, bolesne części.
— Żyjemy dzięki tobie. — Przytula mnie delikatnie. — Gdybyś nas nie wyciągnęła z auta, usmażylibyśmy się. Wszyscy zgodnie twierdzili, że to cud. Nasza czwórka żyje — mówi. Głos mu drży. — Tylko twoja amnezja… nikt nie wie, dlaczego się pojawiła, skoro byłaś przytomna, aż do przyjazdu karetki.
— Opowiedz mi twoją wersję — proszę. Zbieram ostatnie pokłady siły. Mam tylko głupią nadzieję, że zdołam zaakceptować prawdę.
— Kakashi został uznany za sprawcę wypadku. Zasnął za kierownicą, był pijany i wjechał w drzewo. Twoi rodzice powiedzieli, że mu pomogą, załatwią dobrego prawnika, jeśli tylko zostawi cię w spokoju. Dostał wyrok w zawiasach. — Drgam oszołomiona. — Sasuke rozpoczynał wtedy rehabilitacje i potrzebował mojego wsparcia, więc nie mogłem go powstrzymać. Miesiąc później zmieniłaś szkołę, otoczenie. Wyglądało na to, że zaczynasz nowe życie. Gdyby nie ta akcja z Wywiadami, nigdy byśmy się już nie spotkali.
Wyswobadzam się z jego objęć, opadając na ziemię. Z trudem łapie powietrze. Nie wierzę, że Hatake stchórzył. Zawsze troszczył się o mnie i swoich przyjaciół. Pomagał słabszym, walczył o sprawiedliwość. To musi być kłamstwo. Kolejne, podłe kłamstwo.
— Kakashi nie mógłby…
— Ale to zrobił, Kaori. — Itachi stara się być delikatny, mimo że sam cierpi. Rozdrapuje niezabliźnione rany. — Wszyscy jesteśmy winni. Zbyt ostro wtedy imprezowaliśmy. Prędzej czy później, to musiało się źle skończyć.
Uchiha łapie mnie w pasie i stawia do pionu. Idziemy alejką w stronę parkingu. Ludzie patrzą na nas krzywo. Sądzą, że tragedie oraz dramaty powinny się rozgrywać za zamkniętymi drzwiami.
Itachi pomaga mi wsiąść do auta. Sam zajmuje miejsce za kierownicą. Z schowka wyjmuje paczkę chusteczek, podaje mi i cierpliwie czeka, aż się pozbieram.
— Jeszcze w szpitalu powiedzieli mi, że moi znajomi nie chcą mnie znać, bo… obwiniają mnie o to, co spotkało Sasuke — zaczynam mówić. — Niczego nie pamiętałam. Uwierzyłam im. Skoro nie powstrzymałam Kakashiego, byłam winna. Skoro nie stabilizowałam głowy, byłam winna. Zgodziłam się na to i próbowałam poukładać swoje życie na nowo. Bezskutecznie.
Uchiha ściska moją dłoń. Jest taki ciepły. W jego żyłach płynie krew, którą tamtej nocy miałam na rękach. Boję się. Chcę tylko, by Sasuke mi wybaczył, rozgrzeszył, ale dziś jeszcze nie jestem gotowa na spotkanie z nim.  
— Kaori, nie mam do ciebie żalu. Dla mnie nigdy nie byłaś winna. — Zmusza mnie do kontaktu wzrokowego. — Teraz musisz tylko wybaczyć sobie i Kakashiemu. Jak najszybciej. Ten idiota wylatuje dziś do Stanów.
Moje serce na moment przestaje bić. Jeszcze go nie odzyskałam, a już miałam ponownie stracić. Patrzę błagalnie na rozmówcę, ale jego twarz rozmywa się w potoku łez.

< >

Żwir chrzęszczy pod kołami, gdy Itachi gwałtownie zatrzymuje się przed bramą. Chłopak natychmiast wyskakuję z auta, krzycząc, bym została. Biegnie do garażu, by potwierdzić nasze obawy. Spóźniliśmy się. Moje serce coraz wolniej łomocze w klatce piersiowej. Połamane i zdeptane odmawia dalszej współpracy.
Mam problemy z złapaniem oddechu. Świat ucieka mi sprzed oczu. Moje życie zamienia się w koszmar, a jedyna osoba, która może mnie z niego obudzić, właśnie odeszła. Zimne macki ściskają mój żołądek i płuca. Wydaje mi się, że moja dusza opuszcza klatkę. Niemal widzę swoje wiotkie ciało leżące na fotelu pasażera.
Jestem umierającym dinozaurem.
— Kaori! — Jakieś ciepłe ręce łapią moją głowę. — Kao, słyszysz mnie? Co ci jest? — Wydaje mi się, że znam ten głos. — Ocknij się! Jasna cholera.
Mrugam powiekami, jak dobrze znów czuć ich ciężar. Powoli wracam do siebie. Poruszam kończynami, by sprawdzić, czy są na swoim miejscu i skupiam się na oddychaniu. Głęboki wdech, wydech, wdech, wydech.
— Dzwonię na pogotowie.
— Nie — mówię, ale mój głos brzmi ochryple. — Nie dzwoń — dodaję.
— Jesteś blada jak ściana. — Argumentuje.
— Napiję się wody, chwile odpocznę i będzie okay — zapewniam go.
Uchiha wyjmuje z podręcznego schowka butelkę mineralnej. Jest ciepła i drażni mój przełyk, mimo to biorę kilka łyków, po czym przymykam powieki. Wzdycham. Itachi kładzie dłoń na moim ramieniu — albo chce mi dodać otuchy, albo sprawdza, czy znów nie odlatuję.
— Nie przeżyję tego, że go straciłam. — Mocno ściskam zakrętkę; jej ostra krawędź wbija się w moją dłoń. — To tak strasznie boli. Nie wierze, że wyjechał bez słowa… — Zupełnie nagle w ciemnym tunelu pojawia się nikłe światełko. — Nasze miejsce, Itachi! Zawieź mnie tam. On tam jest, nie mógłby uciec bez pożegnania.
Chłopak uważnie obserwuje mnie smolistymi tęczówkami. Już dobrze — zapewniam go i zmuszam do wykonania prośby. Niestety, wciąż umiem szantażować ludzi, wykorzystywać ich słabości dla własnej zachcianki. Brzydzę się tym, ale jestem zdesperowana. Muszę odzyskać Kakashiego, ponieważ nie wyobrażam sobie przyszłości, w której go nie ma. On jest moim przyjacielem, chłopakiem, ukochanym mężczyzną, całym moim światem.
Po dłuższej chwili Uchiha odpala auto, a następnie rusza. Późnym popołudniem w miasteczku panuje chaos. Nasz cel znajduje się blisko centrum, dlatego część trasy pokonujemy stojąc w korku. Dorośli tłumnie wracają z pracy, dzieciaki opuszczają szkolne mury. Wszyscy zmierzają do domów. Gdzie jest mój?
Gdzie mieszkają dinozaury?
— Jesteśmy. — Uchiha przekręca kluczyki i kładzie ręce na kierownicy. Nerwowo uderza w nią palcami. — Nie widzę jego samochodu.
Wyskakuję z auta. Przed oczami mam Bibliotekę Publiczną im. Hiruzena Sarutobiego. Trawnik porastają wysokie chwasty. Ze ścian odpada tynk, a tabliczka informacyjna wisi na jednym gwoździu. Budynek sprawia wrażenie ruiny, ale w środku jest w dobrym stanie. Powoli przemierzam korytarz, który prowadzi do głównej sali.
Pomieszczenie wygląda tak, jak je zapamiętałam. Ciągnące się w nieskończoność regały — zasługa lustra na ścianie — duża kanapa, biurko i pokłady kurzu. Rozpaczliwie szukam wzrokiem ukochanego. Moje oczy go nie widzą, ale serce w jakiś sposób czuje jego obecność.
Na biurku leży zżółknięta karta czytelnicza. Przyglądam się jej z niedowierzaniem.
Data wypożyczenia: 14.02.15r. Numer/tytuł: Romeo i Julia
Zagłębiam się w rząd regałów. Z każdym kolejnym krokiem serce coraz szybciej uderza o żebra. Emocje rozsadzają mnie od środka — niepewność, strach, radość, ekscytacja. Do mojej głowy napływa potok słów, jednak, gdy stajemy twarzą w twarz, nie wiem, co powiedzieć. Stoję na miękkich nogach, jedynie moja klatka piersiowa powoli unosi się i opada. Jestem dziwnie pusta w środku.
Niepewnie przesuwam wzrokiem po jego smukłej sylwetce. Na twarzy dostrzegam bliznę, która biegnie od lewego łuku brwiowego do połowy policzka. Szarą czuprynę jak zawsze ma w nieładzie. W dłoni trzyma książkę, którą powoli odkłada na półkę. Wydaje mi się, że jego plan ucieczki właśnie się rozsypał. Jest zaskoczony moją obecnością.  Obserwuje ostrożnie każdy mój ruch, ponieważ czuje niepewność, strach przed konfrontacją.
— Kaori — mówi, zbliżając się na odległość kilku kroków.
Moje serce podskakuje z radości i z łoskotem opada na swoje miejsce.
— Pamiętam — odpowiadam drżącym głosem, ale w jego ciemnych oczach dostrzegam rozczarowanie.
— Szkoda. Mogłaś zacząć żyć od nowa. — Kłamie.
Natychmiast do niego doskakuję i popycham go. Bluźnierstwa same wypływają z moich ust. Jeszcze nigdy nie byłam tak bezsilna, jednocześnie wściekła. Uderzam go pięściami w klatkę piersiową, dopóki nie zamyka moich rąk w  żelaznym uścisku. Opieram czoło o jego tors. Moje włosy opadają, tworząc zasłonę. Wstydzę się zaczerwienionych oczu i rozmazanego makijażu. Przy nim zawsze czuję się naga, obnażona z wszystkich moich słabości. Choć ten jeden raz chce być silna.
— …kretyn, idiota. — Kończę, ponieważ mój zasób słów dawno się wyczerpał. — Jak możesz tak mówić? Dlaczego przekreślasz to wszystko, co razem przeżyliśmy? — szepczę.
— Ponieważ jestem winny — mówi chłodno, ale doskonale wiem, że kłamie. Bezbronny i pogubiony schował się w kokonie.
— Nie! — Gwałtownie podnoszę głowę, dzielą nas tylko bolesne centymetry. Mam ochotę zamknąć jego usta pocałunkiem. — Nie jesteś, Kakashi. Wybaczam ci — szepczę. — Ten wypadek to nie kara, to sprawdzian naszej miłości. Nie możemy go zawalić tylko dlatego, że pierwsze zadanie jest najtrudniejsze. Kakashi, kocham cię.
— Kao…
— Kocham cię i chcę z tobą być — powtarzam zdeterminowana.
Hatake puszcza moje nadgarstki i upada. Klęczy przede mną na kolanach. Zniżam się do niego i obejmuję najmocniej, jak potrafię. Boję się, że, jeśli choć na chwilkę wypuszczę go z objęć, zniknie na zawsze. Coś mokrego upada na moje ramię.
Wymieranie niesie za sobą cierpienie, lecz nie jest tak okropne, jak przetrwanie.
— Podczas tego śmiesznego porwania — zaczyna mówić — uświadomiłem sobie, że nie mogę ci dać nic innego poza cierpieniem. Nieważne czy mnie pamiętasz, czy nie — twoje serce będzie krwawić. Zraniłem już tak wielu ludzi. Mój własny przyjaciel jeździ przeze mnie na wózku. On wciąż mi nie wybaczył. Kaori, jakim ja jestem egoistą… Nie chce żyć z myślą, że odebrałem ci szansę na szczęście, że… że ranię cię każdego dnia…
— Zranisz mnie, jeśli wyjedziesz do Stanów, uciekniesz ode mnie i mojej miłości. — Przerywam jego monolog i staram się nie rozpłakać. Oboje jesteśmy tak strasznie połamani i zniszczeni. To cud, że wciąż żyjemy.
Od kilku godzin siedzimy na zimnej podłodze. Na zewnątrz oraz w środku panuje półmrok. Ciszę przerywają nasze oddechy i telefon, który wciąż dzwoni. Mama z pewnością odkryła moje zniknięcie, a jeśli weszła do pokoju, to wie, że znam prawdę. Nie mam siły go wyłączyć. Tak długo, jak denerwująca melodyjka wisi w przestrzeni, pamiętam o świecie, który istnieje gdzieś poza mną a Hatake.
Drżę z zimna i wtulam się mocniej w ramiona Kakashiego. Jego bliskość jest moim lekarstwem, moim najniebezpieczniejszym narkotykiem. Pustka, którą odczuwałam przez ostatni rok, wypełniła się treścią odzyskanych wspomnień, trwającą chwilą i ukochanym mężczyzną.
— Czuję się, niczym wrak dawnego mnie. — Hatake pierwszy przerywa milczenie. — Kiedyś nigdy bym tego nie powiedział, ale… potrzebuję cię, Kao, twojej miłości, wsparcia. Nie wiem, jak miałbym poukładać swoje życie bez ciebie. — Wyznaje lekko zakłopotany. — Spróbujmy zdać ten głupi egzamin. Razem.
Łzy szczęścia gromadzą się pod powiekami. Niepewność zastępuje uczucie ogromnej ulgi. Niesamowity ciężar spada z mojego serca. Przybliżam się do jego ust, by pocałować go bez strachu, że zniknie wraz z otwarciem oczu.
— Mój ukochany, Romeo.


Serdecznie dziękuję Yakiimo za zbetowanie tego one-shota i Mayako za nowy, cudowny szablon. <3
To wcale nie oznacza, że wracam do regularnego publikowania. Nic z tych rzeczy.
Ot, taki prezencik Wielkanocny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

CREATED BY
MAYAKO
CREDIT: ART