piątek, 16 lutego 2018

[10b] Punkt widzenia

Rozdział pierwszy
“And all the roads we have to walk are winding
And all the lights that lead us there are blinding
There are many things that I would like to say to you
But I don't know how
'Cause maybe
You're gonna be the one that saves me
And after all

You're my wonderwall”



Zapach mandarynek unosił się w powietrzu i kusił zmysły. Mogłam sobie wyobrazić zgrabne palce Ino, rozbierające owoc z pomarańczowej skórki, mięsistą strukturę, słodki, acz lekko kwaskowy miąższ. Idealny pod każdym względem, choć taki zwyczajny. Mimo to nie zabrakło pół-zazdrosnych spojrzeń, oburzonych szeptów i łez pod powiekami. Zwykła mandarynka budziła tak wiele emocji. Zupełnie jak zwykły Sasuke Uchiha, który złamał niejedno dziewczęce marzenie, naiwne serce, pierwsze uczucie.
— Sakura, pośpiesz się! — krzyknęła zniecierpliwiona Ino, machając do mnie ręką.
Uśmiechnęłam się w odpowiedzi i wróciłam do mazania tablicy. O ile podlewanie kwiatów sprawiało mi przyjemność, o tyle ścieranie białej, gryzącej w gardło i osiadającej na palcach kredy, było koszmarem. Odłożyłam gąbkę na miejsce. Uchyliłam jeszcze okno, aby wywietrzyć klasę przed następną lekcją.
— No w końcu — mruknęła przyjaciółka, gdy usiadłam obok niej na parapecie. — Masz. — Podała mi żel antybakteryjny, który z ulgą przyjęłam i roztarłam na dłoniach. — Jak myślisz, coś z tego będzie?
— Z czego? — zapytałam, uważniej przyglądając się twarzy dziewczyny. Zmarszczyła lekko brwi, jak zwykle, gdy coś knuła. Niestety, nie zawsze jej spiski przynosiły upragniony efekt.
— Ach, patrz tam, przy drzwiach — szepnęła poirytowana. — Naruto i Hinata.
Spojrzałam we wskazanym kierunku i ujrzałam dwójkę przyjaciół. Dziewczyna wyglądała blado, jakby zaraz miała zemdleć, chłopak zaś nie bardzo wiedział, jak się zachować. Przypominali małe dzieci, które dopiero uczą się miłości.
— Lepiej zostawmy ich w spokoju — powiedziałam, opierając głowę o zimne okno.
Klasa powoli pustoszała. Uczniowie, korzystając z długiej przerwy śniadaniowej, wymykali się poza teren szkoły, odwiedzali kolegów z równoległych klas lub zaszywali w nieznanych nikomu zakamarkach z mp3 i śniadaniem.
Ja nie miałam ochoty nigdzie się ruszać, tym bardziej, że za oknem wiał mroźny wiatr i siąpił deszcz. Dzień był bardzo senny. Na lekcjach z trudem utrzymywałam głowę w pionie. Nawet w tamtej chwili czułam jak powoli opadała na ramię Yamanaki.
— Ciężka jesteś, Wielkie Czoło — powiedziała, podając mi obrane połówki mandarynek.
— A ty niewygodna, Ino-świnio — odpowiedziałam, ale nie ruszyłam się ani o milimetr. Gdy była obok mnie, wszystko było dobrze. Wszystko.

Zawiesiłam spojrzenie na półce pełnej książek, tuż za głową Uzumakiego. Wyglądały na nowe, a mimo to zauważyłam kilka pomiętych egzemplarzy. Odczytałam tytuły lektur. Większość była autorstwa Harukiego Murakamiego: 1Q84, Kafka nad morzem, Przygoda z owcą. Nie miałam jeszcze okazji zapoznać się z jego twórczością, ale sądząc po stanie książek – było warto.
Przeniosłam wzrok na chłopaka. Z nietęgą miną zmagał się z zadaniem domowym z japońskiego. Obgryzał końcówkę długopisu, intensywnie nad czymś myśląc. Instynktownie wyczuł moje spojrzenie, popatrzył na mnie błagalnie i podrapał się po karku. Tik nerwowy.
— Może jakaś podpowiedź? — jęknął zrozpaczony. Wiedział, że nie mógł sobie pozwolić na kolejną złą ocenę. Naruto nie był zbyt mądry. Zamiast się uczyć, wolał pakować się w kłopoty i zawierać nowe przyjaźnie. — Proszę, Sakurcia.
Westchnęłam, odkładając długopis. Zerknęłam na jego nieliczne i niewyraźne notatki.
— Jeśli nie wiesz, od czego zacząć, to zacznij od budowy wiersza — mówiłam, zdradzając mu swój sekretny sposób na interpretację trudnych poematów. — Rymy, ilość strof, wersów. Potem poszukaj epitetów, przenośni, przerzutni, elips, wszystkich środków stylistycznych. Przeczytaj wiersz jeszcze raz i zacznij szukać sensów niedosłownych. Albo inaczej: zacznij myśleć — dodałam, celując w niego palcem.
— Jesteś okrutna — powiedział, nadął policzki i udawał obrażonego. Wrócił do zadania z japońskiego, a ja, by nie tracić czasu, zaczęłam liczyć zadania z matematyki. Zgodziłam się mu pomóc, ale nie obiecywałam, że napiszę to wypracowanie za niego.
— Sakurcia?
— Co znowu? — jęknęłam. To zadanie wcale nie było tak trudne.
— Mogę cię o coś zapytać? Coś bardzo prywatnego?
— A mogę nie odpowiadać? — zażartowałam, jednak gdy zobaczyłam poważną minę chłopaka, przestraszyłam się. Naruto nigdy nie zaczynał tych rozmów bez powodu. Mogłam się domyślić, o co chciał zapytać.
— Zauważyłem, że ostatnio unikasz Sasuke — zaczął. — Czy on cię jakoś skrzywdził? Powiedział coś, czego nie powinien?
— Nie, to nic z tych rzeczy — zaprzeczyłam.
— Więc, o co chodzi? Wiesz, że mi możesz powiedzieć. Jesteśmy przyjaciółmi, nie?
— Pytasz jako mój przyjaciel, czy przyjaciel Sasuke? — zapytałam trochę zbyt ostro. Nie powinnam stawiać go w takiej sytuacji. Przez wiele lat pośredniczył pomiędzy mną a Uchihą, był mostem który nas spajał. — Przepraszam.
Uzumaki ujął moje ręce i uśmiechnął się serdecznie. Jakby nic się nie stało.
— Po prostu chcę wiedzieć, co się dzieje pomiędzy wami — powiedział. — Kochasz go jeszcze?
Błękitne tęczówki wywiercały dziurę w mojej duszy. Wiedziałam, że nie wykręcę się małym kłamstewkiem. Naruto zasługiwał na prawdę, bo był moim przyjacielem. Założyłam za ucho pasmo włosów, zamknęłam podręczniki i zeszyty, układając je na zgrabnym stosiku. Dłonie splotłam pomiędzy kolanami, a on cierpliwie czekał, aż będę gotowa. W głowie szukałam odpowiednich słów.
— Kocham — wyznałam. — Kocham życie i kocham Sasuke, ale, Naruto, miłość do niego jest trująca i wyniszczająca. To zaprzecza miłości w jej cudownie kwiecistej definicji.
Uzumaki pokręcił głową oburzony.
— Jak nikt inny, wiesz, że miłość to nie tylko kwiatki, ale i ciernie.
— Tak, wiem! — Przygryzłam wargę ze zdenerwowania. — Naruto — Spojrzałam mu prosto w oczy. — Ta miłość niesie za sobą tylko śmierć. Bardziej niż utraty Sasuke, boję się śmierci. — Zerwałam się z krzesła i wybiegłam z biblioteki, zostawiając za sobą zdziwione spojrzenia. Żałowałam, że to powiedziałam. Rana wciąż była zbyt świeża. Zbyt bolesna. Zabójcza.
< >
Wracając do domu, miałem złe przeczucia. Zazwyczaj nie ufałem intuicji i opierałem się na zdrowym rozsądku, jednak przez dziwne zachowanie Sakury, byłem gotowy uwierzyć, że święty Mikołaj istnieje. Przez tę dziewczynę mój świat powoli zaczynał się rozpadać. Od kiedy kilka tygodni temu zaczęła mnie unikać, chodziłem coraz bardziej poirytowany. Byłem zły, bo nie plątała mi się pod nogami i teraz to ja musiałem za nią biegać jak głupi. Sakura zdecydowanie mnie unikała.
Zamyślony, pchnąłem lekko furtkę. Zdziwiłem się, gdy zobaczyłem, że wszystkie światła na parterze są włączone. Mama i tata byli z wizytą u przyjaciół, a Itachi miał jeszcze zajęcia na uczelni. Ostrożnie otworzyłem drzwi i zajrzałem do środka. Gdy w przedpokoju ujrzałem stojące walizki, coś ścisnęło mnie w żołądku. Torba zsunęła się z mojego ramienia i z hukiem upadła na podłogę.
— Sasuke, to ty? — Krzyk Itachiego dotarł do mnie z pewnym opóźnieniem. — Sasuke? — Brat wychylił się zza ściany i spojrzał na mnie. W jego oczach kryła się nietypowa dla niego determinacja. — Chodź do kuchni, braciszku. Musimy porozmawiać.
Zsunąłem buty i posłusznie zrobiłem to, o co mnie poprosił. Usiadłem przy stole naprzeciwko niego, czekając na wyjaśnienia.
— Sasuke, wyjeżdżam do Osaki — powiedział spokojnie.
— Co to znaczy, że wyjeżdżasz? — zapytałem głupio.
Itachi westchnął, przeczesując ręką długie włosy.
— Nie chcę dłużej studiować w Tokio — mówił, a jego głos był tak cholernie opanowany. — Będę kontynuować naukę w Osace. Jakiś czas pomieszkam u kumpla, potem może…
— Dlaczego? — wychrypiałem. Rozpacz zaczęła dusić mnie w gardle. Chciałem krzyczeć, ale nie mogłem wydobyć z siebie żadnego słowa. W duchu modliłem się, by był to tylko kolejny zły sen.
— Przez naszego ojca. Nie wytrzymam dłużej jego chorych ambicji.
Wtedy coś pękło we mnie raz na zawsze.
Wstałem gwałtownie, przewracając krzesło. Choć nie mogłem wydobyć z siebie głosu, słyszałem swój krzyk. Boleśnie rozdzierał moją duszę na małe kawałeczki. Zasłona z mgły otuliła umysł, sprawiając, że nie czułem porcelany rozcinającej dłoń. Nie czułem nic. Poruszałem się jak w amoku. Wpadłem do salonu i zrzuciłem z kominka rodzinne zdjęcie. Ramka odprysła od szkła, które rozsypało się w drobny mak. Tylko fotografia pozostała nienaruszona.
— Sasuke, przestań! — Itachi pojawił się obok, próbując zamknąć mnie w uścisku. — Uspokój się! Zrobisz sobie krzywdę!
— Dlaczego? Dlaczego mnie zostawiasz?! — wrzeszczałem. Wyrwałem się i rzuciłem w niego szklanym trofeum. — Ty, tchórzu! Dlaczego mi to robisz?! — Itachi podłożył mi nogę. Wpadłem w stolik, uderzając o niego plecami. Nim zdążyłem wziąć głębszy oddech, brat chwycił mnie za koszulę i zrzucił na podłogę. Przycisnął mnie do podłoża własnym ciałem. — Dlaczego?! — krzyczałem, nie mogąc opanować rozpaczy. — Aż tak mnie nienawidzisz?!
— Kocham cię, Sasuke! — Gwałtownie przysunął swoją twarz do mojej. — Kocham cię, braciszku — powtórzył, łamiącym się głosem.
— Nie, nie kochasz mnie! Jeśli mnie kochasz… Nie możesz, kurwa, nie możesz odejść! — Szamotałem się. Byłem bezradny. Nic nie mogłem zrobić. Nie mogłem uciec z tego piekła. Nie mogłem się obudzić z tego koszmaru. — Błagam, Itachi, nie zostawiaj mnie samego — wychrypiałem, wtulając się w jego klatkę piersiową. Łzy spływały potokiem po moich policzkach. — Nie zniosę tego… Dopóki jesteś obok — szlochałem jak małe dziecko — nie przeszkadzają mi docinki ojca. Nie przeszkadza mi, że jestem tym gorszym. Błagam cię, nie odchodź!
— Kocham cię, braciszku — szeptał cicho, ledwo słyszalnie. — Kocham cię.
Wtuliłem się w niego z całych sił. Od zawsze był moim wzorem i ukochanym starszym bratem, choć ja zawsze byłem u niego na ostatnim miejscu. Wiecznie powtarzał: wybacz, Sasuke, innym razem, a ja nie potrafiłem przestać go kochać.
— Nie odchodź, dobrze? Pros…
— Wróciliśmy! — Rodzice stanęli w progu. — Co tu się stało? Sasuke? Itachi?
Spiąłem się, słysząc zimny głos ojca. Zacisnąłem mocniej ręce na jego koszulce. Nie chciałem wypuścić brata z objęć.
— Sasuke, kochanie! — pisnęła mama.
— Co tu się dzieje? — zapytał ojciec. — Ktoś się włamał?
Przykleiłem się do niego, ale on już wymykał się i był poza moim zasięgiem. Widziałem jego zbolałe spojrzenie. Nieme przepraszam.
Mama podbiegła do mnie. Lamentowała cicho nad moim opłakanym stanem. Nie zwracałem na nią uwagi. Patrzyłem jak Itachi stoi przed ojcem i zbiera się na odwagę. Widząc go w takim stanie, było mi go żal. Marzył o czymś, co okazało się niewykonalne. Zbyt trudne nawet dla niego. Mój bohater poległ.
Fugaku wpatrywał się w niego stalowym wzrokiem i czekał na wyjaśnienia, a właściwie raport. Pan generał nie lubił bałaganu, niesubordynacji oraz braku informacji. W porównaniu do nas, swoich synów, był idealny.
Zerwałem się z podłogi i naparłem na starszego mężczyznę. Popchnąłem go na korytarz. Być może to jedyna rzecz, jaką mogę dla ciebie zrobić, Itachi, pomyślałem.
— To wszystko twoja wina! To przez ciebie! Nienawidzę cię — wysyczałem mu prosto w oczy. — Nienawidzę człowieka, którym się stałeś, ojcze! Twoje chore ambi…
Plask.
Spojrzałem zaskoczony na mężczyznę. Jego dłoń wciąż wisiała w powietrzu, a czarne oczy patrzyły na mnie z pogardą. To był pierwszy raz, kiedy podniósł na mnie rękę. Gdzieś w tle, pod wrzaskiem ojca, wybrzmiewał krzyk mamy. Itachi wbiegł pomiędzy nas, a ja uciekłem. Rzuciłem się przed siebie z całych sił pragnąc, by ten koszmar się skończył. Chciałem się obudzić.
Wybiegłem z domu. Nogi same niosły mnie przed siebie. Uszczypnąłem się w ramię. Raz. Drugi. Trzeci. Dotknąłem policzka, który pulsował gorącem. Wciąż czułem ciężar dłoni ojca.
Biegłem przed siebie, potykając się o własne nogi. Ulice i domy zlewały się w ciemną smugę. Zimny wiatr smagał mnie w twarz. Pocierałem ręką oczy. Chciałem powstrzymać te głupie łzy. Wpadłem na kogoś i potknąłem się. Upadłem. Wstałem. Biegłem. Obiłem się o coś. Skręciłem w kolejną uliczkę. Przeciąłem drogę w poprzek. Prawie wpadłem pod jakiś samochód. Zataczając się, biegłem w stronę nadziei. W głowie huczało mi od emocji. Czułem ciężar pustki w moim sercu.
Gdy znalazłem się na odpowiedniej ulicy, zwolniłem krok. Z biegu do truchtu, a potem do marszu. Myśl o niej dodawała mi otuchy. Była jak powiew wiosny ponurą jesienią. Taka radosna i żywa, a jednocześnie delikatna niczym kwiat wiśni.
Zatrzymałem się pod domem Sakury. Odszukałem okno jej pokoju, prawe u góry. Światło lampki nocnej rzucało cień ciała na zasłony. Siedziała pochylona nad jakąś książką. Głowę opierała na ręce, chwiejąc się lekko. Spojrzała w bok. Przeciągnęła się. Znowu gdzieś spojrzała. Położyła się na biurku i zastygła w tej pozycji.
Wpatrywałem się w nią, gryząc ręce z bólu i zimna. Umierałem w samotności.


Opisuję te wszystkie bolesne i koszmarne sceny, tutaj albo na Kocie, i mam tak wiele inspiracji z własnego życia... A potem jak już skończę pisać, to mi mega żal tych bohaterów. No bo co oni zrobili, że ich tak krzywdę? :(
Te rozdziały nie będą długie, bo nie chce ich sztucznie wydłużać. Krótko i na temat. Zresztą ja ogólnie nie lubię/nie umiem pisać długich. To dla mnie męczarnia.
A tymczasem korzystam z ferii i cisnę z pisaniem. Myślę, że będzie dobrze. Prędzej czy później wszystko się w życiu układa jak trzeba, pamiętajcie. <3 Do następnego!

ps. Rozdziały betuje Mayako, za co jestem jej ogromnie wdzięczna i ona o tym dobrze wie. XD

poniedziałek, 5 lutego 2018

[10a] Punkt widzenia

Prolog


Był bardzo odległy, choć niemal na wyciągnięcie ręki.
Dzieliło nas zaledwie kilkanaście centymetrów. Siedział przede mną, w pierwszej ławce przy oknie. Plecy miał lekko zgarbione, głowę pochyloną nad podręcznikiem. Nie brał aktywnego udziału w lekcji. Po prostu siedział i słuchał monologu nauczyciela. Czasami, gdy był znudzony, opierał brodę na ręce i obserwował świat za oknem. Nie wiem, czy wodził wzrokiem za srebrno-niebieskim ptaszkiem, czy gałązkami drzew, gubiącymi liście przed zimą. A może wpatrywał się w pochmurne niebo, które przeszyte było jasnymi promyczkami na południu. Wpatrywałam się w te cuda natury razem z nim, zupełnie zapominając o lekcji historii. Traciłam dla niego głowę, serce i duszę. Samą swoją obecnością wypełniał mnie całą. Sprawiał, że nic innego nie miało znaczenia.
Przyjaźnił się z krzykliwym blondynem, choć sam był raczej spokojny i opanowany. Biła od niego niesamowita pewność siebie. Wiedział, czego chciał, i zawsze to dostawał, ponieważ uparcie dążył do celu. To zdecydowanie wyróżniało go na tle innych chłopców – nijakich, dziecinnych, smarkatych. Był dojrzały, jednak nie dojrzał do miłości. Nie mówił zbyt wiele o swoich uczuciach. Nie rozumiał ich, dlatego czasami zachowywał się jak skończony dupek. Ranił tym innych oraz siebie.
Znaliśmy się od najmłodszych lat. Chodziliśmy razem do przedszkola, podstawówki i gimnazjum. Przypadkiem trafiliśmy do tego samego liceum. Sasuke nie zwracał na mnie uwagi. Byłam tylko jednym z wielu kwiatuszków w wianku jego fanek. Jeszcze niedawno bardzo starałam się wyróżnić. Stałam się bardziej natrętna – byłam wszędzie tam, gdzie on: stołówka, biblioteka, zajęcia pozalekcyjne, impreza u znajomych, park miejski. Efekt moich działań był zawsze taki sam:
— Jesteś irytująca.
Jednak ja się nie poddawałam. Miałam na jego punkcie obsesję. To nie było zdrowe uczucie, lecz nie potrafiłam z nim walczyć. Nie umiałam się odkochać, nie mogłam, nie chciałam. Kochałam go po prostu, ponieważ moja miłość do niego nie potrzebowała żadnych powodów. Na początku podobał mi się jego wygląd i zachowanie. Fascynowała mnie niedostępność i samotność. Sasuke Uchiha był przeraźliwie samotny. Rodzice widzieli tylko jego starszego brata — Itachiego, którego stawiali mu za wzór. Wsparcia nie znalazł także wśród rówieśników, którzy dość szybko uznali go za gbura. Bardzo chciałam wypełnić tę lukę w sercu Sasuke, lecz nim odważyłam się zrobić pierwszy krok, pojawił się Naruto. Odrobinę przygłupi, roztargniony i przepełniony optymizmem chłopak. To on stał się dla niego najdroższym przyjacielem, a ja znów widziałam tylko jego plecy.
I kochałam ten widok, tak mocno jak Sasuke. Ponieważ kochałam go całego, nie tylko wybrane fragmenciki. Kochałam go po prostu i nie mogłam przestać. Możliwe, że to nie ja jestem jego ukochaną osobą, lecz on jest moją — myślałam wpatrzona w szerokie plecy chłopaka, siedzącego przede mną.
Moje rozmyślania przerwał dzwonek. Poczułam ulgę, że na jakiś czas uwolnię się od jego obecności. Zaprzątał moją głowę, a biedna lekcja historii kuliła się w kącie i płakała. Jednocześnie poczułam lekkie rozczarowanie. Sasuke zabrał swoje książki, plecak i razem z innymi opuścił klasę. On nigdy mnie nie widział. Ja zawsze widziałam tylko jego plecy.
Był bardzo odległy, poza zasięgiem mojej ręki.

< >

Była irytująca.
Zawsze w zasięgu mojego wzroku. Nie mogłem jej nie widzieć. Pojawiała się znienacka tuż przed moim nosem. Była pełna życia.
Pamiętam, że od najmłodszych lat chodziliśmy razem do szkoły. Z każdym kolejnym rokiem rozkwitała w piękny kwiat, choć na początku przypominała zwykły chwast. Plątała się pod nogami razem z innymi dziewczynami. Rumieniła się jak burak, gdy nasze spojrzenia przypadkiem się spotykały. Chodziła za mną, wpadała na mnie przypadkiem, była zawsze tam gdzie ja.
Nie wyróżniało jej nic poza różowymi włosami. To one mnie urzekły i stały się moją największą słabością. A wraz z nimi – ona. Jej twarz rozpływała się i znikała z mojej pamięci. Widziałem tylko rozkoszne różowe kosmyki, targane wiosennym wiatrem. Później zaczęły pojawiać się inne szczegóły: szmaragdowe szkiełka, malinowe usta, zgrabny nosek. Nie wiedziałem, czy jej białe czoło było wielkie, ale Naruto wspominał, że miała przez to jakieś kompleksy.
— Głupota.
— Coś mówiłeś Sasuke? — Pokręciłem głową. — Skup się na sprawdzianie, proszę.
Zerknąłem na niezapisaną kartkę. Nie mogłem przeczytać ze zrozumieniem polecenia, ani przypomnieć sobie żadnych wzorów matematycznych. Sakura wypełniała każdą moją myśl. Od momentu, gdy przestałem ją widzieć, nie potrafiłem o niej zapomnieć. Przywykłem do jej obecności. Lubiłem to, że była w zasięgu mojego wzroku. Czułem się dzięki temu mniej samotny. Wydawało mi się, że mnie rozumie i swoim byciem obok, chce mi dodać otuchy. Ucieszyło mnie, gdy zobaczyłem ją na szkolnym korytarzu. Dziwnym zbiegiem okoliczności trafiliśmy do tego samego liceum. Chciałem, aby znów plątała mi się pod nogami, jednak nic takiego się nie stało. Odniosłem nawet wrażenie, że mnie unika. Właśnie dlatego zdecydowałem się na rozszerzenie z historii. Chciałem, by znów znalazła się obok mnie.
Nie rozumiałem swojego zachowania. Jeszcze nigdy nie zależało mi tak na czyjejś bliskości. Dla nikogo nie zrobiłem takiego głupstwa – przecież nienawidziłem historii. Znalazłem się w pułapce. Nie wiedziałem, co mną kieruje. Bałem się swoich uczuć.
Była irytująca, ale lubiłem to.   



Dobrze zapamiętajcie godzinę i datę, albowiem Kaori właśnie ma zachciankę na opowiadanie SasuSaku. Nie jednopartówkę, a opowiadanie. Kaori – najlepiej zapowiadająca się debiutantka 2013 roku w tematyce ItaSaku (to moje poczucie humoru...). 

Tak, pamiętam o Kocie. 

CREATED BY
MAYAKO
CREDIT: ART